Łukasz Orbitowski - Warszawiacy. Odcinek 26.

Kosma skuczał w mieszkaniu, a Kamila, otulona tylko w szlafrok gnała przez Warszawę. Bez forsy i butów. Na miasto spadał czerwony świt. Mijała imprezowiczów, wlokących się nadludzkim wysiłkiem do domów, wściekłych gości i smutne kobieciny zmierzające, żeby podbić kartę. Wyprowadzano psy. Śmigały samochody.

Ulice były jednakowe, straszne. Ostre cienie skrywały noże i oczy morderców.
Właściwie nie czuła chłodu, dreszcze, wstrząsające jej ciałem miały swoje źródło w łazience i Kosmie. Jego pałka, nożyczki wbite w ciało. Bolały ją bose stopy. Tyle drobiazgu na chodniku: kamyki, papierosy, drobinki szkła. Gnała więc jak kaczka, unikając tych małych pułapek.
Z naprzeciwka nadchodziło dwóch gości. Wyglądali trochę jak z filmu o amerykańskich idiotach, którzy, wbrew własnej fizyczności i tępym głowom, umyślili sobie zostać królami podrywu. Jeden w czerwonej, skórzanej kurtce, drugi miał garnitur w stylu Justina Timberlake’a. Nie zdołała ich wyminąć. Justin zrobił wielkie oczy.
– Kwiatku, już dobrze – rzucił zimnym głosem – czekasz kwiatku na motylka?
Zaraz chciał tulić, szukać jej dłoni. Ten w czerwonej kurtce obserwował z boku, stanął jednak tak, że zablokował przejście. Kamila pomyślała, że mogłaby ich po prostu zadusić. Jak szczurzyca swoje maleństwa. Ale tylko odepchnęła Timberlake’a, przecięła ulicę i wskoczyła w tramwaj.
Tam niewielu ludzi. Motorniczy wychylił się z kabiny, zapewne nie wierząc w obecność Kamili. Trzech gimnazjalistów z tyłu wagonu zaczęło bić brawo. Wołali, żeby coś pokazała. Znalazła sobie miejsce, otuliła się szlafrokiem, przyłożyła policzek do chłodnej szyby. Po przeciwnej stronie usadowiło się starsze małżeństwo. On, dziarski starzec w typie zawodowego dyrektora, ona kawał przysadzistej solnicy, skryta za grubą warstwą pudru, z piramidą tlenionych włosów na zasuszonej głowie.
– Dziwka – odezwał się stary – dziwka w tramwaju, w biały dzień. I to w Polsce. Gdzie księdza Jerzego… – zniżył głos do szeptu – zjeżdżaj do Berlina, lafiryndo.
– Och, Heniu – odpowiedziała solnica.
– Pomyśl o dzieciach, o naszych wnukach. O głupich mężach – trajkotał – ile rodzin rozbiłaś, wydro jedna?
Wróciło wspomnienie Kosmy. Ostre i wyraźne. Kamila odwróciła głowę.
– Heniek, przestań, na Boga.
Gimnazjaliści z tyłu tramwaju mieli niezły ubaw. Mało, a zaczną wyrzucać kredki, kalkomanie na wywiad. Solnica oderwała się od Henia, wciąż piorunującego na rozpustę i zbliżyła się do Kamili. Tam zastygła i nagle ryp, na jedno kolano. Jej twarz znalazła się dokładnie na wysokości głowy Kamili.
– Co się stało, słońce? Ktoś zrobił ci krzywdę?
Kamila nie odpowiedziała.
– Powiedz tylko, a ja ci pomogę. Ty masz w ogóle bilet? Potrzebujesz na taksówkę do szpitala? – już grzebała w portmonetce – niczym się nie przejmuj. Henio musi sobie pogadać, tak ma, nic z tym nie zrobimy. Niczym się nie przejmuj. Każdy może upaść. Mieć zły dzień, zły rok. Bóg nikogo nie przekreśla. Potępiamy grzech, a nie grzesznika.
Tak opowiadała. Bardzo wolno, Kamila odwróciła zmęczoną twarz od okna. Makijaż rozmazał się na policzkach. Oczy miała lodowate. Tak, że parzą. Solnica zamilkła gwałtownie, ręka z dwudziestozłotówka zastygła w połowie drogi. Uśmiech Kamili odegnał solnicę, ta wycofała się rakiem do tryumfującego Henia. Wyskoczyli jak oparzeni na następnym przystanku Kamila jechała dalej, nie niepokojona.
Modliła się do nieznanego jej z imienia świętego, patrona Młodych Lasek o Nienagannej Figurze, żeby Piotrek już był w domu i to sam. Nie bardzo wyobrażała sobie, że drzwi otwiera matka. Co miałaby wówczas powiedzieć? Ta stara wariatka mogłaby, równie dobrze, jej nie wpuścić. Tymczasem, tramwaj się zatrzymał. Kamila wysiadła. Słońce porzuciło już czerwona wylinkę, pięło się po niebie, jasne i zadowolone. Kamila przebiegła przez praskie osiedle. Zdziwiła się, bo zdziwienia nie wywołała już w nikim. Bosa i półnaga. Mężczyźni nie odrywali wzroku od swych psów i bułek, kobiety w oknach były doskonale obojętne.
Kolejna niespodzianka; domofon nieczynny. Drzwi ustąpiły. Na klatce chłód. Szybko wspinała się po stopniach, znalazła jeszcze czas, żeby przeglądnąć się w szybie. Paskudna sprawa. Okręciła się szlafrokiem tak szczelnie jak mogła. Nagie stopy wyglądały, jakby właśnie ukończyła poranny maraton przez trzęsawisko. Zapukała. Cień w judaszu. Nabrała powietrza i nagle zrozumiała, że nie ma pojęcia, co powiedzieć. Zwłaszcza matce.
Szczęściem, otworzył Piotrek.
Gapił się chwilę na Kamilę, jak cielę na malowane wrota i to wystarczyło. Gdy próbował zamknąć drzwi przed jej nosem, zablokowała je kolanem.
– Daj sobie spokój – poprosił. Udawał, że nie widzi, jaka ona zapłakana.
Szukała słów. Piotrek był szybszy.
– Dzwonił do mnie Świętek i powiedział, w co grasz. Miałem ochotę wrócić i cię udusić, rozumiesz? Proszę, daj sobie spokój. Próbuję się nie wściekać na ciebie. Spieprzaj stąd, Kamila, wtedy będzie mi łatwiej.
– Przyjść? Udusić? Daruj, Kosma był szybszy.
Do Piotrka ledwo to dotarło. Puścił drzwi, ale nie zaprosił do środka.
– Kosma pewno śpi.
– Dźgnęłam go. Chciał mnie zabić, chwilę potem, jak wyszedłeś. Jak myślisz, dlaczego?
– Bzdury.
– Z tego samego powodu, dla którego zginął mój Werner – zawiesiła głos, postawiła wszystko na jedną kartę. – twój brat także, oni go zabili. Pytałam ich. Kosmę i twojego Świętka. Ich wersje się nie zgadzają… czy Piotrek miał miękki kawałek czaszki?
Minęło z pół minuty, nim odpowiedział.
– Przeziębisz się na bosaka.
I wpuścił ją do siebie.

• • •

Warszawiacy - spis odcinków

• • •

Łukasz Orbitowski- (urodzony w 1978 r.) pisarz, polski mistrz literatury grozy.

Absolwent filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego debiutem w fantastyce było opowiadanie "Diabeł na Jabol Hill", opublikowane w pierwszym numerze miesięcznika "Science Fiction". Publikował opowiadania w czasopismach "Science Fiction", "Nowa Fantastyka", "Sfera", "Ubik", "Ha!art".

Dotychczas zostało wydanych dziesięć jego książek, m.in. "Złe Wybrzeża" (1999), "Szeroki, głęboki, wymalować wszystko" (2002), "Wigiljne psy" (2005), "Horror show" (2006), "Pies i klecha" (2007 i 2008). Za wydaną w 2007 r. powieść "Tracę ciepło" (Wydawnictwo Literackie) uhonorowany został Nagrodą Krakowska Książka Miesiąca oraz otrzymał nominację do nagrody im. J. Zajdla. Jest również współtwórcą gry fabularnej Bakemono oraz współautorem scenariusza do filmu "Hardkor 44".

Pochodzi z Krakowa, od niedawna mieszka w Warszawie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information