Łukasz Orbitowski - Warszawiacy. Odcinek 22.

Jak szybko to leci, pomyślał Piotrek i wrócił do gazety. Kamila zerkała mu przez ramię.
– Nie możesz wytrzymać, co?
– Po prostu tego nie lubię. O, to może być niezłe.

Parter w domku na starym Mokotowie, dwa pokoje, słoneczna kuchnia z wyjściem na ogród. Ogrzewanie na węgiel.
– Nie piszą, jakie są okna. Trzaśnie mrozem i będzie do wiwatu.
Przejechała palcem po jego przedramieniu.
– Razem cieplej.
– Lepiej coś zamów.
Siedzieli w Doozo sushi na Brackiej, gdzie było biało i azjatycko, popijali japońskie piwo, a Piotrek wolał już garbić się nad ogłoszeniami mieszkaniowymi niż nad kartą. Dotąd myślał, że takie egzotyczne dziwadła wsuwają tylko turyści i popieprzeni bananowcy z prywatnych uczelni. Jakieś maki. Surowe ryby. Ryż jak butapren.
– Wybierz mi coś – poprosił. I zaraz dodał – ile by za to było whooperów?
– Czasem jesteś straszny dzieciak. No, hej, co cię gnębi.
– E tam.
– Żadne tam e.
Piotrek nabrał powietrza. Przecież nie mógł powiedzieć. Kamila to fajna dziewczyna i chyba ją kochał, ale pewne rzeczy lepiej zostawić dla siebie. Choć wytargała go spod kół. Stolik dalej siedzieli zmęczeni zakochani. On – podstarzały młodzieżowiec w luźnych portkach i koszulce adidasa, pod którą prężyły się bicepsy wymęczone na siłowni. Ona – śliczna blondynka z pornograficznym biustem. Pewno wołają na nią „Doda”. Trzymali się za ręce ale każde patrzyło w inną stronę.
– Myślę o tych oknach. Jop gadał, że to najgorsza rzecz. Jego chłopak wynajął niedawno mieszkanko na Hożej, niby tanio, niby wysoko, pokój z antresolą. A od grudnia, kochanie, dawało jak w psiarni. Grzał prądem i mało co poszedł z torbami.
– Jop to twój kumpel z pracy?
– No. A może lepiej to? – zastukał w ogłoszenie – tylko jeden pokój, ale na MDMie. Dojeżdżałbym na Pragę z placu Na Rozdrożach. Choć… – gadał tylko żeby gadać – to znów Klima sądzi, że jak dwoje zamieszka w jednym pokoju to rozwód murowany.
Przy oknie usadowił się drobny mężczyzna w seledynowym garniturze, żywa skamielina z lat dziewięćdziesiątych. Miał grube, kościste nadgarstki i wpieprzał jakby jego życie od tego zależało. Miał przed sobą ze dwadzieścia tych ryżowych zawiniątek, brał je kolejno w palce, moczył, pakował do gęby i popychał następnym.
Stolik dalej, dokładnie naprzeciwko ich stolika siedział Janek. W mokrym kanalarskim stroju. Oczy miał czarne, przed sobą talerz, w którym krzepła krew.
– Co jest? – zapytała Kamila.
Przecież nie może jej powiedzieć.
– Matka suszy mi głowę.
– O mnie?
– Nagle sobie przypomniała, że jestem. Mówi, że teraz jestem jej jedynym dzieckiem i martwi się, że narobię głupot – pocałował ją – nie miałem dziewczyny, niedobrze. Mam, jeszcze gorzej. Ale była wczoraj awantura. A potem powiedziała, że możesz nocować, nawet śniadanie nam zrobi.
– Myślę, że to dla niej za szybko, ale każdy powinien żyć swoim życiem. Jeden syn umarł. Drugi się wyprowadza. Przykro mi, ale tak właśnie życie wygląda.
Oczy Piotrka przygasły, przez czoło śmignęła bruzda.
Janek grzebał palcem w krwawej zupie.
– Powiedziałam coś nie tak?
Przynieśli jedzenie. Ryżowe zawiniątka na prostokątnym talerzu, komiksowo zielone wasabi. Piotrek złożył gazetę.
– Nie.
– Przecież widzę.
– Widzisz, facet czasem się zamyśla. To znaczy myśli o niczym. Wyłącza sobie łeb. A dziewczyna drąży, pyta, więc trzeba odpowiedzieć. No to wymyśla problem. I dziewczyna zaczyna ten problem zwalczać. Po prostu musi pomóc i…
– Cicho już! – roześmiała się.
– Po prostu tak długo zwalcza wymyślony kłopot, że kłopot naprawdę staje się kłopotem.
– Jesteś pokręcony jak na kanalarza.
– Nawet książki czytam.
– Coelho to nie książki.
Mrugnął:
– Znajduję w nim duchowe pocieszenie.
Janek, martwy widmowy brat uśmiechnął się złośliwie. Dłubał sobie w nosie.
Pałeczki leciałby mu z rąk. Powiedziałby coś o wyższości kultury widelca, ale jakoś chwycił maka z łososiem, zamoczył, dokładnie jak facet o kościstych nadgarstkach i tak jak on włożył go sobie do ust.
Para obok jadła w milczeniu. W drugiej części sali mężczyzna łudząco podobny do Tommy Lee Jonesa nalał sobie sake i chlupnął ją jak czystą, na raz. Wodził wzrokiem za fikuśną kelnerką. A oczy miał zimne. Jak szkło.
– Co jeszcze mówi twoja mama?
– Że cię nie znosi. Ale mógłbym przyjść z młodą Kwaśniewską, byłoby to samo.
– Wolałbyś?
Nie odpowiedział.
– Śmiesznie jesz. Pewnie, że byś wolał. Wiesz co? ja naprawdę wierzę, że trzeba chwytać życie. Chcemy mieszkać razem? Zamieszkajmy. Któreś przestanie chcieć? To się rozejdziemy.
Ile się znali? Miesiąc z kawałkiem. Piotrkowi było zimno i duszno. Dziwne.
– Żadnych kłótni o rzeczy.
– Żadnego spania na kanapie.
– Żadnych zwierząt.
– Żadnego pieprzonego Paulo Coelho.
Janek ukręcił kuleczkę z gluta i pstryknął w ich stronę.
Kamila próbowała ukryć zdenerwowanie. Może nie powinna? Może powinna sobie pójść. To taki miły chłopak.
– A co o tym sądzą twoi kumple? Nie mów, że ich nie pytałeś?
– Co mają sądzić? Są zadowoleni. Kosma już sądził, że jestem pedałem. Teraz mi gada, że powinienem używać życia. Z kwiatka na kwiatek.
– A chcesz?
Miał zapchane usta.
– To powiem ci, co ja bym chciała. Cholernie chciałabym poznać twoich kumpli.
Zrobił zdziwioną minę.
– To prości kanalarze.
– A ja prosta dziewczyna jestem.
Pierwszy raz zgrabnie chwycił maka. Pałeczki trzymały się palców. Piotrka oblał pot. Z trudem się opanował. Janek wlepiał w niego trupie oczy. Pokiwał głową.
– Czemu nie? – rzekł Piotrek.

• • •

Warszawiacy - spis odcinków

• • •

Łukasz Orbitowski- (urodzony w 1978 r.) pisarz, polski mistrz literatury grozy.

Absolwent filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego debiutem w fantastyce było opowiadanie "Diabeł na Jabol Hill", opublikowane w pierwszym numerze miesięcznika "Science Fiction". Publikował opowiadania w czasopismach "Science Fiction", "Nowa Fantastyka", "Sfera", "Ubik", "Ha!art".

Dotychczas zostało wydanych dziesięć jego książek, m.in. "Złe Wybrzeża" (1999), "Szeroki, głęboki, wymalować wszystko" (2002), "Wigiljne psy" (2005), "Horror show" (2006), "Pies i klecha" (2007 i 2008). Za wydaną w 2007 r. powieść "Tracę ciepło" (Wydawnictwo Literackie) uhonorowany został Nagrodą Krakowska Książka Miesiąca oraz otrzymał nominację do nagrody im. J. Zajdla. Jest również współtwórcą gry fabularnej Bakemono oraz współautorem scenariusza do filmu "Hardkor 44".

Pochodzi z Krakowa, od niedawna mieszka w Warszawie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information