Łukasz Orbitowski - Warszawiacy. Odcinek 18.

Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była w bibliotece.
Kamila wypaliła papierosa przed zielonym budynkiem BUWu, myśląc, co może powiedzieć o studentach kłębiących się wokoło, nic nie umiała, ale zaraz, choć nie chciała, wyobraziła sobie Wernera, jak stoi obok i klnie: na niskie czoła i durne grzywki, na wały nadoczodołowe jak u neandertali, na chude ramiona ledwo targające modne torby, na dzierlatki, które myślą że seksapil to pokazywanie biustu.

Otrząsnęła się, poprawiła ciemne okulary, dotknęła policzków. Suche.
Musiała wyrobić kartę. Na zdjęciu wygląda, jakby spoglądała w lufę karabinu. Różowa dziewczynka z torebką przez ramię. Nawet się za nią oglądali. Dwie wystrojone na czarno dziewczyny parsknęły. Kamila szła po schodach, owładnięta poczuciem obcości, młodzi gapili się w sufit albo i na własne sznurówki, w jej oczy nigdy, za to gdy tylko znaleźli się za nią, zerkali na tyłek, łydki i szpile.
W czytelni czasopism zamówiła Życie Warszawy i lokalny dodatek do Wyborczej z ostatniego pół roku. Zbiegła, zamówiła colę w puszcze i poszła zapalić. Tęgi chłopina w lnianym garniturze, zapewne doktor od dupozwisów i chujozofii patrzył, jakby chciał dać jej stówkę i zaprosić do samochodu.
Roczniki już przyszły i Kamila po raz pierwszy od kwadransa poczuła, że sobie nie radzi. Ciemne okulary zsuwały się z mokrego nosa. Pewno jest czerwony, pomyślała. W narzuconym sobie półmroku próbowała dotargrać torebkę i dwa ciężkie tomy na wyznaczone numerkiem miejsce. Zrzuciła na blat, wyszarpnęła laptopa z torebki, a z płaskim, błękitnym mackintoshem wyleciała ławica kobiecego drobiazgu: lusterka, szminki, kredki, pomadki, różnorakie cienie, pudry, szczotki, grzebienie, zabębniły po podłodze i popędziły między nogi, po całej czytelni. Ludzie poodwracali głowy.
Kamila stała tak, z laptopem w jednej i wybebeszoną torebką w drugiej dłoni. Odłożyła, już chciała paść na kolana, a tu tłum męski poderwał się z krzeseł i ją wyręczył. Tłusty badacz mikrofilmów omal nie zaklinował się pod krzesłem, reszta, raczej chuda, wiła się między nogami, zbierała zawzięcie, sapiąc i ciesząc się z tej okazji. Zaraz polecieli ku niej, wymijając się grzecznie, choć nienawistnie; w wyciągniętych dłoniach nieśli kosmetyki. Wrzucała je do torebki, uśmiechając się przepraszająco. Dygnęła i zaczęła czytać.
Strona za stroną i dzień za dniem. Oto co działo się w Warszawie.
Na Osiedlu Młodych trzydziestoletni przedstawiciel handlowy firmy farmaceutycznej zdemolował własną łazienkę i kuł dalej, doprowadzając do bolesnego w skutkach uszkodzenia pionu. Przekazany przez rozjuszonych lokatorów policji wpadł w histerię, odmówił jedzenia i picia, jednocześnie wyrywał się, aż starczyło mu sił. W rozmowie z psychiatrą oświadczył, że zaczął słyszeć głosy dobiegające z klozetu. Wśród nich rozpoznał pradziadka zmarłego kilka lat temu. Przodek jęczał, że jest w piekle, błagał by wpłacić na mszę za jego nieszczęsną dusze, wśród jęków i przekleństw zaklinał potomka, by ten unikał chętnych kobiet i alkoholu.
Starsze małżeństwo spacerujące w rejonach Jeziora Kamionkowskiego miało dostrzec diablika wodnego baraszkującego w wodzie. Stworzonko miało kształt wydry, lecz rozmiar solidnego psiaka. Zamiast pyska widniała ludzka twarz przepełniona smutkiem. Staruszkowie przyglądali mu się przez chwilę, spróbowali zrobić zdjęcie, ale diablik zaśmiał się szyderczo i umknął. Był widziany jeszcze kilkakrotnie w słoneczne popołudnia. Świadkowie twierdzili, że jest to istota płochliwa, pozbawiona agresji i gdyby je schwytać, zechciałoby bawić się z ludźmi.
Robotnicy wznoszący Stadion Dziesięciolecia utrzymują, że plac budowy nawiedzany jest przez ducha, ewentualnie gremlina buszującego w ciemności. Niejednokrotnie podczas fajrantów uskarżali się na „dziwną, przykrą obecność czegoś, co nie ma ciała, ale jednak jest”. Wielokrotnie słyszano wołanie z korytarzy i pomieszczeń, gdzie nie było nikogo. Uskarżają się na nie zwłaszcza pracownicy zmian nocnych. Stróż, którego nie zgodził się ujawnić nazwiska dziennikarzowi Wyborczej tak opisywał swój obchód: „przez okno zobaczyłem mężczyznę skulonego na murawie. Żaden z naszych, pomyślałem, poszedłem i patrzę, a on płacze. Głowę trzymał w ramionach, o tak. Żal mi się zrobiło, to chciałem go wyprowadzić. Bliżej niego zimno było, a jakem chciał go chwycić, warknął jak psiak i rozpłynął się w powietrzu”. Tego samego, najpewniej, faceta widział operator dźwigu, a jego relacja brzmiała dość dziwacznie: „najpierw to zobaczyłem coś, czego być nie może, myślałem, że mi się we łbie kiełbasi, bo oto gościu, normalnie jak ty czy ja, skacze między żurawiami, jakby normalnie fruwał. Z żurawia na żuraw. Już telefonu zacząłem szukać, a tu widzę, że skacze w moją stronę i bęc na dach. Bezgłośnie. To ja myślę sobie, że jakaś bzdura jednak, a tu nagle czuję, że ktoś za mną stoi. Wie pan, jak jest. I lodowato. Pomyślałem, że jak się odwrócę to umrę. Nie chciałem zobaczyć, kto tam stoi, bo wiedziałem, że to nic dobrego. Zacząłem błagać Najświętszą Panienkę o zmiłowanie i ten ktoś, ktokolwiek to był, odszedł. Z sykiem”.
Na torowisku w pobliżu dworca wschodniego pojawił się nagi mężczyzna i wpadł pod nadjeżdżający pociąg. Siła zderzenia wyrzuciła lokomotywę z torów, a zdaniem obsługi pociągu takie wydarzenie po prostu „nie mieści się w głowie”. Mężczyzna został przewieziony do Zakładu Medycyny Sądowej na Oczki.
Strażacy wezwani do pożaru piwnicy przy Siedleckiej także przeżyli chwile grozy. Ogień był trudny do opanowania, ogromny kłopot sprawiali mieszkańcy, niezdarnie wynoszący swój dobytek. Przyczyną okazał się bezdomny, który ulokował się w piwnicach i zaprószył ogień. Ten błyskawicznie rozprzestrzeniał się po kolejnych pomieszczeniach, bezdomny natychmiast umknął, za to strażacy widzieli kogoś jeszcze: wysoką postać, torującą sobie drogę wśród płomieni. Ich zdaniem człowiek ten, mający ponad dwa metry wzrostu, tańczył wśród języków ognia wydając z siebie piskliwe dźwięki, następnie pomknął na przełaj, zmieniony w żywą pochodnię. Gnał tak aż do fabryki obrabiarek, tam padł bez życia. Ciało należało do kobiety.
Wariatka na Targówku widziała zmarłego syna kupującego brukiew.
Czterdziestodwuletni technik żywieniowy rzucił się do Wisły z mostu Łazienkowskiego. Ocalony przyznał się, że zmusili go do tego „prawdziwi mieszkańcy Warszawy”.
Kamila czytała i robiła notatki, zastanawiała się, co powiedziałby o tym Werner i rozumiała coraz lepiej, że wie. Coraz szybciej przerzucała kolejne strony, wodziła palcem po zapisach niesamowitości, a potem przyszło jej do głowy, że może nie dzieje się nic niezwykłego. Gdyby przeglądnąć roczniki z innych lat, znalazłaby coś podobnego. Może trochę więcej. Może nie. Ludzie zawsze szaleli. Ta powszedniość obłędu zjadała dobrych, przypadkowych ludzi jak komisarz Werner.
Oddała roczniki, schowała komputer i chwilę później stała przed biblioteką, paląc papierosa i pijąc colę. Warszawa była słoneczna i zwyczajna, jak starzec który wycierpiał zbyt wiele i nic złego nie może go już spotkać. Autobus to tylko blaszana beczka. Człowiek to wór na flaki. Kamila nie bardzo umiała uwierzyć w taka miłą zwykłość, ale też znalazła przyjemność w próbie wzięcia jej za prawdę. Poza tym była głodna.

• • •

Warszawiacy - spis odcinków

• • •

Łukasz Orbitowski- (urodzony w 1978 r.) pisarz, polski mistrz literatury grozy.

Absolwent filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego debiutem w fantastyce było opowiadanie "Diabeł na Jabol Hill", opublikowane w pierwszym numerze miesięcznika "Science Fiction". Publikował opowiadania w czasopismach "Science Fiction", "Nowa Fantastyka", "Sfera", "Ubik", "Ha!art".

Dotychczas zostało wydanych dziesięć jego książek, m.in. "Złe Wybrzeża" (1999), "Szeroki, głęboki, wymalować wszystko" (2002), "Wigiljne psy" (2005), "Horror show" (2006), "Pies i klecha" (2007 i 2008). Za wydaną w 2007 r. powieść "Tracę ciepło" (Wydawnictwo Literackie) uhonorowany został Nagrodą Krakowska Książka Miesiąca oraz otrzymał nominację do nagrody im. J. Zajdla. Jest również współtwórcą gry fabularnej Bakemono oraz współautorem scenariusza do filmu "Hardkor 44".

Pochodzi z Krakowa, od niedawna mieszka w Warszawie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information