Świrologia

Pierwszego samobója strzeliłem w wieku sześciu lat.
Ronaldinho

Nie martw się, nie będzie o Bogu. Każde opowiadanie stamtąd jest tak samo nieudane. Zwykle jest tak: wracasz z odtrucia… albo… wracasz z nerwic, albo z zamkniętego i masz mocne przeświadczenie, że twoja opowieść jest wyjątkowa. Tak wyjątkowa, jak te nieumiejętnie wykonane sznyty. Zawsze w poprzek, nigdy wzdłuż.

Piszesz opowiadanie.

Najpierw kiczowate (takie z nazwiskami członków Klubu 27 w dedykacji), potem tylko nadęte (z głębokimi przemyśleniami). Potem wracasz po inspirację.

Z pierwszą próbą jest trochę jak z pierwszą książką. Pierwsza jest po to, żeby była. Po drugiej nie jesteś już debiutantem. Po drugiej, ach… po drugiej nawet ośmielisz się napisać to słowo na „p” po nazwisku.

Tu jest tak samo. Z każdą wizytą stajesz się coraz bardziej „profesjonalny”. Zbierasz epikryzy jak dyplomy na konkursach.

Wracasz i piszesz kolejne kiepskie opowiadanie.

 

***

– Misiek, coś ty zrobił najlepszego, co? Powiesz? – wkłada termometr pod język, sprawdza puls. – I po co ci to? – jak mam jej odpowiedzieć z tym czymś w gębie. – Na twoim miejscu bym się nie przyzwyczajała. Pomyliłeś szpital z biurem podróży, wiesz? No to jak? Powiesz mi, po co tym razem?

Wyjmuje termometr. Poprawia pościel i poduszkę. Dokręca kroplówkę. Potas trzepie po żyłach mocniej niż żyletka. Nie wygram. Jestem w jej rękach. Gramy w szczerość. Podbijam stawkę. Ona sprawdza:

– Żeby się nie bać.

 

***

Naprawdę, nie jest tak, jak na filmach. Po jakimś czasie pojawia się rutyna. Sonda przez nos? Można przywyknąć. Kroplówka z potasem? Da się wytrzymać. Dostajesz ich tyle, że zasikanie łóżka okazuje się przyjemniejsze niż wyrywanie kabli EKG przy każdym wyjściu do kibla. Już wiesz, jak będą wyglądać następne trzy dni.

Żaden tam przedsionek piekieł, żaden czyściec dla nadwrażliwców. Co najwyżej sala komediantów.

 

***

Zawsze mnie to zastanawia: dlaczego każdy na sali ma innego prowadzącego? Badania, obserwacje, specjalizacje?

„Najciekawszy przypadek” leży przede mną. Przekoksowany na maksa. Mieszanie dwóch wspomagaczy treningu naraz nie wyszło mu na zdrowie. Ewenement na miarę podręcznika. Gromadka studentek podziwia muskulaturę i cudowne uzdrowienie. Pacjent, menedżer, 27 lat, sześć średnich krajowych i nienaganna aparycja. Przyjęty na oddział w stanie śpiączki. Młody lekarz stara się rozluźnić atmosferę. Czy może pan wstać i naprężyć mięśnie? Czy ktoś chce dotknąć? Hi hi, ha ha…

Anglik po lewej jeszcze nie odzyskał przytomności.

Pierwszy od drzwi pakuje swoje rzeczy. Już nie zaryzykuje czyszczenia silnika chemią z lewego źródła.

Obiad. Kasza na mleku. Jutro dadzą mięso, ale nie dadzą noży. Na wszelki wypadek.

Lekarz budzi Angola. Bardzo nieumiejętne sprawdzanie pamięci. Pytania z automatu:

– Kto jest prezydentem Stanów Zjednoczonych?

Angol ma przerażenie w oczach. Nie kojarzy kraju i pierwszy raz słyszy słowo „absynt”.

Nie mogę się skupić na książce. Patrzę na korytarz. Stary lekarz wchodzi na dwójkę. Ma dobre oczy. Jak się pani czuje? Dobrze. Dobrze. Kładzie dłoń na ramieniu Rudej. Dziewczyna patrzy na niego. Płacze.

Młody kończy przesłuchiwać zagranicznego pijaka. Wychodzi z sali. Angol lekko przerażony:

– Powiedz… czy ja jestem u czubków?
– Spokojnie, odtruli cię. To nie psychiatryk, nie panikuj. Zadawał ci rutynowe pytania.
– Słuchaj, to poważna sprawa. Wykonuję zawód zaufania społecznego. Jak się dowiedzą, że mam coś nie tak z głową, to mnie wyleją... Co mi się stało?
– Wyluzuj. Jesteś najnormalniejszy tutaj. Ten naprzeciwko brał anaboliki na siłce. Ty przesadziłeś z drinkami, bo nie znasz naszych alkoholi. Ze świrów tylko ja: próba samobójcza. Jesteś na toksykologii. Kraków, Poland.

 

***

Tu nigdy nie mam problemu ze snem. Zamykam oczka jak dziecko i wcześnie jak dziecko budzę się. Pod powiekami widzę świt na plaży, miasto wstające do pracy, piekarza sprzedającego pierwsze bochny chleba.

Witam oddział z uśmiechem idioty. Wstaję, myję się i czekam na śniadanie. Jak na letnich koloniach.

Ruda siedzi już przy aparacie na korytarzu. Nie pozwoli nikomu podejść. Czeka. Nadmiar emocji, niedobór snu. Wiarę, nadzieję i miłość ulokowała w kimś, kto nie dzwoni o umówionej porze na umówiony numer.

Chudy bezdomny nie wytrzymuje. Podchodzi do niej i krzyczy, że kurwy poczekalnia to latarnia, a nie telefoniczna budka. Przywieźli go w nocy. Dwa razy wyrywał sobie cewnik. Od rana „pożycza” szlugi i karty do automatu.

Anglik próbuje chodzić. Salowa ciągnie go z powrotem do łóżka:

– Panie Anglik! Stop! Stop! – patrzy na mnie porozumiewawczo. – Misiek, powiedz mu, żeby sobie jaj nie robił. To nie spacerniak tylko oddział. Aha, i jeszcze powiedz, żeby sobie rzeczy odebrał z depozytu, bo do pralni poszły. Matko Boska. Dobrze, że nie widziałeś, jakeśmy go przyjmowały. Cały zarzygany i bez dokumentów – teraz mówi do niego dwa razy głośniej i wolniej: – Panie Anglik! Nekst tajm noł drinkink, oooł–keeej? Nekst tajm in Krakoł: waaaweeel, zabyyytki, kalczer. Ju noł. Noł wodka. Dżast kalczer.

Świrolożka wzywa mnie na dywanik. Nosi skórę i pali w gabinecie. Próbuje się fraternizować:

– O proszę, takie pan ma ładne imię. Ja swojemu synowi też tak dałam. Kuby są zaradne.
– A wszystkie Ryśki?…
– Nie rozumiem.
– Nieważne.
– No i co? Miał pan czas tu poleżeć, pomyśleć. Dojść do jakiś wniosków. Co pan teraz myśli? Ma życie sens czy go nie ma?
– Nie wiem. Życie jest…

Uratowałem ci życie. Raz albo dwa. „Jeszcze tego pożałujesz” – to była twoja odpowiedź, kiedy odciągałem twój świński łeb od palników kuchenki. Każdy por skóry wydzielał woń propan-butanu. W żyłach krew gazowana niczym cola dopiero co wlana do szklanki. Twoje zwaliste ciało przy moim, z miesiąca na miesiąc coraz drobniejszym i rozdygotanym. Pożałowałem, gdy tydzień później podnosiłem cię ze schodów w przejściu podziemnym i gdy następnego dnia ukradkiem w kiblu wylewałem ci wódkę, udając, że to mocz wpada do muszli. Przestałem się modlić o ciebie. Modliłem się, żeby nie zwariować, gdy wreszcie odejdziesz. Jak to było?

M. cierpliwa jest, łaskawa jest…
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego…
M. nie odchodzi od zmysłów.
M. nie boi się chłodu,
nie czuje smrodu,
nie zna głodu.
M. nigdy nie ustaje,
…bo wiecznie jest na haju?

– Panie Kubo… Halo halo, zadałam panu pytanie… Jak mi pan powie, że życie nie ma sensu, to wyślę pana na oddział zamknięty... No to jak? Ma życie sens czy go nie ma?

Boże, co za kretyństwo. Czy ja gram w teleturnieju? Odpowiedź dobra: cukierek, odpowiedź zła: linijką po łapkach. Nie drażnij się z panią, bo pójdziesz do kąta.

– Ma…
– Co?
– Życie... Życie ma sens.

 

***

Zakolegowałem się z Angolem. Jest nieporadny jak dziecko. Nie rozumiem, jak jego przodkowie podbili Azję, skoro ten niedojda nie umie nawet przypilnować pory posiłku? Wołam, żeby wyszedł po naczynia. Jemy razem, odnosimy razem. Po obiedzie oglądamy mecz. Za oknem lekarze kontra studenci. Angol się cieszy. Obstawia studentów.

– Masz rację – mówię – musimy ich wspierać, żeby o nas dbali w przyszłości. Tyle ich zdrowia na nasze niezdrowe życie.

Chyba jest niedziela. Nie dzwonisz, nie piszesz, nie przychodzisz. Tydzień bzykania i nawet nie sprawdzisz, co u mnie.

A może to i lepiej, że nie łapię tu Wi-Fi.

W niedzielę najwięcej odwiedzin na portalu randkowym. W tygodniu pies z kulawą nogą nie zajrzy na profil, a w niedzielę… hulaj dusza.

Sezon idzie. Coraz więcej zdjęć spod palmy. Coraz krótsze spodenki. Szukamy, szukamy. Samotność latem jest zbyt ostentacyjna. To sport tylko dla najsilniejszych zawodników. W końcu skusisz się chociaż na wspólne wakacje. Żeby tylko nie spać w jedynce.

Nie wyjdziesz na miasto. Za dużo rodzin i emerytów. W pubach też już nie ten asortyment.

Klik. Klik... Sobota jeszcze do zniesienia, a teraz… Lepiej zagrzebać się w robocie.

Login. Hasło. Dzięki za odwiedziny, może spotkanie?… Dlaczego nie odpisujesz? Do zablokowania. Uważajcie na LaleczkęChuckie48. Wyłudza pieniądze na operację nieistniejącej siostry.

Niedziela – Międzynarodowy Dzień Singla. Bo w niedzielę bardziej boli. Longplaye nie mają swojego dnia. Nie potrzebują. Mają Matki, Ojca, mają wspólne święta i wspólne rozliczanie. Nie wiedzą, że ten dzień naprawdę należy do nas. Nie wyobrażają sobie nawet, że gdyby nie strach, że spotkamy ich, jak kroczą w pochodzie wózków, lodów po kościele, spacerów w parku, gdyby nie strach, że znów będziemy iść pod prąd tłumu wychodzących z mszy, gdyby nie to... mogłoby się okazać, że jest nas już tyle samo, co ich?

Ostatni obchód. Znów ten stary lekarz. Zagląda przez drzwi. Uśmiecha się do nas:

– Dobranoc, chłopaki.
– „Twinkle, twinkle, littre star…” – odpowiada Anglik.

Śni mi się, że przyjmuję ludzi na oddział. Wręczam im baloniki napełnione helem. Nikt nie przestrzega ciszy nocnej i nie chce do domu.

 

***

Misiek, wstajemy. Jeść i wio stąd. Powiesz mi coś na do widzenia?

A co tu gadać. Dostanę L4?

Po co tu wracasz? Po urlop, wakacje od rzeczywistości?

Wciąż szukam materiału na dobry tekst.

Nie chrzań, Misiek. Boisz się wyjść. Obiecujesz się poskładać, dostajesz wypis, a i tak w końcu wracasz. Marnujesz miejsce na oddziale.

Ilu ludzi, tyle opowieści. Pani przeszła swój most, ja muszę przejść swój. Ruda wraca, bo tylko tutaj umie przestać być silną i wyryczeć emocje. Albo umie, ale… tylko tu sobie wreszcie na to pozwala. Ja tutaj zaczynam żałować tych, których boję się na zewnątrz. Wreszcie widzę ich bez garniturów, srogich min, bezczelnych uśmiechów. Takich zwykłych. Prawie ludzkich. Sikający do kaczek. W świecie bez równości jedyna sprawiedliwość to śmiertelność. A myśmy tu wszyscy prawie zeszli… albo próbowali.

Miałem rację. Nie będę umiał tego opisać.

Czego nie da się opisać, trzeba przeżyć. Czego nie da się znieść, trzeba pokochać.

A czego nie da się pokochać? Panie Kubo?

Da się. Kwestia wyboru.

• • •

Spis wszystkich tekstów z cyklu Nie dotyczy Jakuba Wydrzyńskiego

• • •

Jakub Wydrzyński – publicysta, człowiek wielu zawodów. Reportaże i opowiadania o tematyce izraelskiej publikował w „Odrze”, „Akcencie” i „Pograniczach”. Stały współpracownik magazynu KulturaEnter, fan twórczości Amoza Oza i poetów metafizycznych.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information