Post-post-pamięć
Artyści podobno mają dużEGO
To było po wojnie. Wtedy się tak wszystko liczyło: „przed” i „po”. To było „po”. Odsłaniali pomnik. Zwycięstwa. Powiedziała, że jak na jej gust, to ona tę wojnę przegrała.
Potem był nowy wiek i nowa Polska i już się tak nie liczyło. Liczyło się „teraz”, „w tej chwili”, ewentualnie „As Soon As Possible”, jak mówią wnuki alianckie. Na zgliszczach tego, co „dawno, dawno temu”, wyrosło pokolenie ASAP. Jego przedstawiciele uważali, że wiedzą, „jak było”, oraz jak należy opowiedzieć jeszcze raz to, co było, żeby wszyscy usłyszeli, „jak było naprawdę”. ASAPowcy przejawiali, większą niż np. dzisiejsza młodzież, wrażliwość społeczną. Mężczyźni, zwłaszcza artyści, byli empatyczni, współodczuwający z kobietami, wczuwający się w nie, oddający im głos swoimi głosami. Dziś większość z nas przejawia skrajny relatywizm. Nikt już nic nie pamięta. A wtedy wszyscy pamiętali. Każdy po swojemu, a kto młodszy, ten pamiętał lepiej, wyraźniej, polityczniej, społeczniej.
Przechodziły tą ulicą, jak zawsze w drodze do parku. Ona i jej opiekunka. Przystanęły. Ktoś postawił coś obok pomnika. Przypomniała sobie. A może raczej poczuła. Tam, na dole. Zatrzymały się. Myślała, że pomyliły drogę, ale nie, nie pomyliły. To było to samo miejsce.
Co to jest?
Pomnik, chyba nowy. Ale dziwny jakiś.
Widzi pani? Jakiś robotnik chyba przy pracy. A, nie. Kobieta i mężczyzna. On ją czymś karmi. Ale ona nogi ma rozkraczone, a on klęczy przed nią. Ona rodzi chyba. Może to lekarz jest i jej tlen podaje. Ja podejdę bliżej. To chyba wojskowy, bo w mundurze i hełmie. Może to taki pomnik, że ona na wojnie dziecko rodzi, a on ten poród odbiera, nie? Pani poczeka, ja podejdę… O Jezusie. Pani tu nie podchodzi… To straszne jest. Ona tam leży jak zwierzę. Taka upodlona. Matko Boska, jak tak można. Taka upodlona. Idziemy stąd. Ale kto to, jak tak można? Ale dlaczego tak? Dlaczego TAK?
Bolało tak, jakby ktoś nadziewał na bagnet. Złapała go za poły kurtki, chciała, żeby przestał. A on, że macać się jej chce, że dawno chłopa nie miała, bo wsio na froncie, wsio paszli. Obiecanki macanki, a głupiej gęsi farsz w dupę. Nu, dawaj. I dalej, i dalej, i dalej.
Ubrała się, umyła twarz, sukienkę zacerowała, poszła do pracy, wzięła ślub, rodziła, prasowała, prała, odwiedzała, czyściła groby, zrywała kwiaty, wychowywała. Nie pamiętała niektórych nazwisk i dat. Gdy ktoś pytał o świat PRZED albo świat WTEDY, mówiła, że powoli traci pamięć, że gubi ciągle klucze i okulary, więc proszę nie wymagać, by jeszcze pamiętała zamierzchłą przeszłość. Nie chciała żadnych odszkodowań, żadnego mienia, niczego nie-ludowego. Chciała tylko to, co TERAZ. To wystarczało. Czasem aż za bardzo.
Pan wie, co to jest?
A taaak, mówili w radio, że artysta jakiś. Że to ma oddać hołd ofiarom.
Hołd?
Taaa. Że upamiętnia, jak to było naprawdę.
Upamiętnia. Ale przecież on ją gwałci.
Co pani mówi? Gdzie gwałci, jak już zgwałcił? Co miał zgwałcić, to już zgwałcił.
No jak „gdzie gwałci”? No, tam. Na pomniku gwałci. I pomnik mu postawili. To czyj to jest pomnik? Jej czy jego? Ona tu na dole, jak padlina, a on na niej. Jakoś to jej nie zwraca godności, wcale…Padlina to padlina, panie, a on tu zwycięski na niej jak Piłsudski na kasztance. My tej wojny to żeśmy nigdy nie wygrały. I nie wygramy chyba żadnej, jak nam tak artyści pomagać będą.
***
Dziennikarka:
– Jak pan zareagował na usunięcie pomnika jeszcze tego samego dnia? Czy uważa pan, że był to akt prawicowej cenzury?
Artysta, Komityw Artystyczny ASAP:
– Ja to strasznie przeżyłem… Te gwałty. Czuję się sam zgwałcony. Czuję się zgwałcony tym, jak potraktowano mnie i moją sztukę.
Idi i smotri
Dziś będziemy mówić o uprzedzeniach i stereotypach. Cieszę się, że jesteśmy w dość międzynarodowym gronie. Na początek pytanie do wszystkich: czy w waszych krajach istnieją jakieś uprzedzenia narodowe?
Może pokolenie naszych rodziców miało, ale ja nie mam żadnych pretensji do Rosjan ani Niemców i większość mojego pokolenia też nie ma. Chyba u was jest tak samo. Jak myślisz, Galina? Co u was młodzi mówią o Polsce?
Nie wiem. My nie rozmawiamy o takich małych krajach.
***
Dziadek miał to do siebie, że prawie nie pamiętał. Albo wcale, albo fragmentarycznie. Czasem tylko rzucał jakieś zdanie. Patrzył na okno i wypowiadał mikro-pointy.
„Niczego mi tak w czasie wojny nie brakowało jak chleba.”
A mnie robiło się głupio, że wpieprzam pomarańczkę wybrzydzając, że skóra za gruba. Nie dopytywałem. Wiedziałem, że postawił już kropkę. Dzieci nie umieją rozmawiać o wojnie. Dzieci umieją się w wojnę bawić.
Pif paf. Gustlik. Pif paf. Indianie. Pif paf. Ciapaci. Pif paf. Czarni.
Wyzwolenie przeżył w Poznańskiem. Wszyscy bali się Ruskich. Niemcy jeszcze stali w mieście. Może nie zdążyli się wycofać, może nie chcieli, może nie musieli. Amunicję mieli, żarcie mieli, Polaków mieli. Mogli walczyć. Czekali. W końcu Ruscy weszli.
Jebudu, jebudu. Pif paf, pif paf. Gwałtu, rety. Jebudu… Są.
Wilki, nie ludzie. Wilcze oczy, wilcze pyski. Żadna tam armia. Mięso armatnie. Chudzi jak psy ze schroniska. A jeden by drugiego zagryzł za miskę kaszy, za kość, łyżkę zjełczałego tłuszczu. Świńskiego czy ludzkiego, wszystko jedno. Mężczyźni bez wieku. Wojna wyssała z nich resztki życia. Szli jak na haju, jak horda kundli za suką. Buty dziurawe na kościstych nogach. Głowy ogolone, żeby nie roznosili robactwa. Nawet mundurów nie mieli. Jakby ich prosto od roli oderwali, wyjęli kosy z rąk i kazali iść, Niemca bić. Wkurwieni na wszystko, na Boga, którego nie ma, na życie, na zasrany los. Wkurwieni i głodni. Nie bronią mogli wystraszyć, lecz samym wzrokiem. Wściekłym wzrokiem zwierząt wystawianych do walki w klatce. Do krwi, pierwszej i ostatniej. Tak wyglądał ten ruski pierwszy front.
Pierwsi do utylizacji. Pierwsi na przemiał. Nimi brukowano drogi dla czołgów i czarnych wołg.
Iść! Strzelać, iść!
Nikt nie chciał. Niemcy napierdalali z każdego zaułka. Mają czołgi, mają w cholerę piechoty i w cholerę siły, żeby ich rozpieprzyć w jedną godzinę.
Szedł tam w pierwszym szeregu jakiś Wania, Saszka czy inny Misza. Chłop był wysoki, ale szkielet, jak wszyscy. Mógł mieć ze dwadzieścia lat, a wyglądał jak nastolatek. Karabin przez ramię przewieszony na zwykłym sznurku. Takim samym sznurkiem przewiązane miał portki. Wszedł na rynek. Zobaczył, na co idzie. Stanął, machnął ręką i zawrócił. Kamandir wrzeszczał, że wracać, iść, na czołgi napierdalać. Podszedł do niego, wycelował w głowę i wrzasnął.
Idiiiiiiii…!
Wania, Saszka czy inny Misza wyszczerzył zęby, a raczej resztkę tego, co nimi kiedyś było, podniósł broń do góry i zawył. Wył z ramionami ponad głową i patrzył na dowódcę. Potem zrobił krok w tył. Skierował lufę na pierś kamandira i zawył jeszcze raz: „Wyyyyyy idiiiiiiiii!”.
I kulka w łeb dla Wani, Saszki czy innego Miszy.
Nie dla takich cokoły.
Pif paf.
• • •
Spis wszystkich tekstów z cyklu Nie dotyczy Jakuba Wydrzyńskiego
• • •
Jakub Wydrzyński – publicysta, człowiek wielu zawodów. Reportaże i opowiadania o tematyce izraelskiej publikował w „Odrze”, „Akcencie” i „Pograniczach”. Stały współpracownik magazynu KulturaEnter, fan twórczości Amoza Oza i poetów metafizycznych.