Arkadiusz Wierzba - Raport z oblężonej bani (3)
Tym, co stanowi o atrakcyjności Vida Local, jest przede wszystkim poddanie literackiego instrumentarium działaniu nowoczesnych narkotyków. Pułka zaprzęga do tego zadania całą swoją niezwykłą wyobraźnię językową i roznosi mówiące „ja” na strzępy.
Należy podkreślić raz jeszcze, że niezborne fragmenty nie są zabawą w „zapis automatyczny” pod wpływem dragów. Pułka selekcjonuje i retuszuje owe strzępy (nie niwelując przy tym wrażenia bełkotliwości), wydobywa chybotliwe kształty, sensowne (w ramach różnych racjonalności i estetyk) całostki: aforyzm, piosenkę, litanię, kazanie, dialog (wszystkie te gatunki przewijają się w narracji Vida Local) lub różne języki (zwłaszcza rejestry żywej polszczyzny).
Podobnie z „szumami” i „błędami” postępuje np. Łukasz Podgórni (któremu błędnie przypisuje się wyłącznie destrukcyjne zamiary wobec języka). Monitorując lingwistyczną i wizualną pracę maszyny (komputera, programu), wychwytuje i modeluje frapujące językowe dziwactwa w oparciu o własną intuicję poetycką. Nie ma tu mowy o żadnym automatyzmie lub przypadku, skoro wciąż kluczową rolę odgrywa – parafrazując Wojaczka – decyzja piszącej dłoni.
Językowe strzępy przywołują na myśl „gałązki i sznureczki” – metaforę, którą Kopkiewicz posłużyła się do opisu projektu poetyckiego Pułki. W ujęciu Aldony „gałązkami” lub „sznureczkami” są pojedyncze, zamknięte, gotowe koncepty poetyckie, pozbawione jednakże zasady je organizującej. Nie jest i nie może nią być nawet poetyka Pułki, bo autor Vida Local „własnego, rozpoznawalnego tonu” nie zdobył. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się zbyt dziwaczne (bo nie pozwala się uzgodnić w ramach jakiegoś ciągu asocjacji dostępnego wyobraźni czytelnika), uznać należy za dowód poetyckiej niedojrzałości Pułki (nie czyniąc mu z tego powodu zarzutu, bo był zbyt młody).
Nadmiar szumów może zniechęcać do podążania za rozwojem narracji Vida Local, tak jak nadmiar językowej ekstrawagancji utrudnia, toutes proportions gardées, lekturę Finnegans Wake. „Trudna muzyka napędza ten kołowrotek, trudna muzyka sponsoruje odcinek” [VL 19]. Wysiłek ten jest udziałem zarówno czytelnika, jak i narratora, który – zgodnie z pokrętną logiką rozchybotanej wyobraźni – na przemian konstruuje i staje się obiektem wielogłosowego hałasu w swojej głowie. Nie jest to jednak efekt „niedojrzałości”, jak chce to widzieć Kopkiewicz, tylko konsekwentna realizacja eksperymentu, któremu Pułka poddał swoje „piszące ciało”. Eksperymentu, który zaowocował m.in. tą niebanalną książeczką.
*
Tadeusz Pióro, naśladowany ponoć przez autora Rewersu, wygrał w oczach Aldony Kopkiewicz jako mistrz, którego uczeń nie był w stanie doścignąć. Powiedzmy, że to kwestia gustu, by nie pastwić się nad dokonaniami Pióry, bo nie o nim tu dziś mowa. Zgadzam się, że Pióro stanowi jakiś punkt odniesienia w ramach intertekstualnych aluzji w twórczości Pułki, ale z pewnością nie jest to kontekst zasadniczy. Pułka często pisał wiersze „zszywając” je z pojedynczych słów lub obrazów z dostępnych mu pod ręką tomików poetyckich i retuszując całość w obrębie wybranego rytmu, gatunku lub konceptu (rozwijanego nierzadko alla prima, w obecności takiej, czy innej widowni). Był też świetnie oczytany w najnowszej poezji, więc nie powinniśmy przykładać tak ogromnej wagi do pojedynczych „odkryć” (dosłownych cytatów i cytacików). Ciekawsze wydaje mi się w szkicu Kopkiewicz zestawienie omawianej prozy z tradycją podobnych do Vida Local eksperymentów:
Pułka odwołuje się niby do Rimbaudowskiego rozprężania zmysłów i zachęca do wspomagania lektury narkotykami, w efekcie zaś dostajemy coś, co próbuje przebić szaleństwa Lautréamonta, Rimbauda, Roussela i Szpindlera. Sama nie wiem, może ja po prostu się na tę jazdę nie łapię. (…) Zachęcam do konfrontacji z tym tekstem na własną rękę, po prostu nie zamierzam udawać, że rozumiem, co się tam dzieje.
Dobrze pamiętam znakomitą i entuzjastyczną recenzję autorki z tomu Szpindlera Oko chce bardziej, niż chce tego wątroba (wyd. Korporacja Ha!art, Kraków 2012). Przy ponownej lekturze uderzyło mnie, że Kopkiewicz ceni Szpindlera za to, za co mogłaby cenić także Pułkę. We wspomnianej recenzji pisze przecież: że „warto zmierzyć się z tak daleko posuniętym szaleństwem. W końcu niezbyt często mamy okazję zajrzeć za drugą stronę lustra.” (Po drugiej stronie lustra, dwutygodnik.com, nr 39/2010).
Też tak sądzę, zwłaszcza że to nie „szaleństwo” (jako wartość sama w sobie) decyduje o klasie i Szpindlera, i Pułki, ale językowa wirtuozeria, z jaką konstruują obiekty tekstowe. O randze Vida Local decydują wartości stricte literackie, w tym: świetne parodie i pastisze świadczące o niezwykłym talencie stylizacyjnym Pułki, ironiczne zagrania (często błyskotliwe wycelowane w konkretny obiekt lub problem), którym towarzyszy absurdalny humor – wszystko to ukryte w „odpryskach sensu” i wynikające z umiejętności autora, dla którego narkotyki stanowiły przede wszystkim przygodę estetyczną i poznawczą. Nie każdy „naćpany” staje się Pułką, bo nie każdy bełkot jest literaturą.
Deliriografia
Wykaz substancji użytych w procesie lektury i konstrukcji niniejszego szkicu.
-
Korut
-
Alkohol etylowy
-
Psylocybina
-
LCD-25
-
4-MMC
-
4-MEC
• • •
Czytaj także:
• • •
Arkadiusz Wierzba (1985) – absolwent polonistyki UJ, studiował również filozofię (PAT) i informatykę (UEK), krytyk, tłumacz języka czeskiego i słowackiego, ghostwriter, webmaster. Interesuje się czeską kulturą, polską poezją, mezaliansem literatury i nowych mediów, rynkiem książki elektronicznej i filozofią nauki. Przełożył powieść Szaman Egona Bondy’ego (Ha!art, Kraków 2012). Urodzony w Prudniku, większość świadomego życia spędził w Krakowie. Obecnie mieszka w Pradze.
• • •
Więcej o książce Vida Local Tomasza Pułki w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art
Vida Local w naszej księgarni internetowej
• • •