Fazy i zwały X muzy (6): Katka

Julia Girulska

W pewnym małym królestwie przyszła na świat dziewczynka. Ruda, z loczkami. Była jak słoneczko, dorastała przy katolickiej matce i ojcu. W królestwie rozniosła się wieść, że przyjeżdża gość – król Ksiądz. Nikt go na początku nie znał. Dziewczynka spotkała się z Księdzem. On roztoczył przed nią wizję swego (fallicznego) królestwa. Było to królestwo przymusu, zakłamania, pedofilii i małomiasteczkowej obłudy. Gdy prawda wyszła na jaw, dziewczynkę wygnano z królestwa.

A tak serio, ta historia jest jeszcze bardziej nieprawdopodobna niż Bajki Babci Gąski i sprzeciwiający się zdrowemu rozsądkowi, narracyjny spacer poza siódmą górę i siedemdziesiątą siódmą rzekę. Wyzbądźcie się wszelkiego cynizmu, Wy, którzy się przysłuchujecie. Drastyczne szczegóły, takie jak zła królowa gotowa pożreć własne wnuki (Śpiąca królewna), kazirodcza miłość ojca do córki (Ośla skórka) czy siedem córek wilkołaka, którym ojciec przez pomyłkę każe podciąć gardła (Tomcio Paluch) nie będą Wam oszczędzone. Przed Państwem historia pewnej chudej dziewczyny, która pożarła samą siebie. Gong. Kurtyna się rozsuwa, by okazać się zwykłą, mieszczańską zasłonką, za którą rozgrywa się polskie piekiełko. Przy zasłonce tańczy karzeł. Karzeł-pedofil.

Cała sprawa nie byłaby może tak niezwykła – wszak żyjemy w Polsce – kraju paradoksów udowodnionych naukowo; gdzie słońce o zachodzie wschodzi, a o wschodzie zachodzi. O takich rzeczach się słyszy na każdym kroku, a i sam „Detektyw” pełen jest tych plugawych historii o gimnazjalnych dziewczętach uwodzących niewinnych księży. Wszystko jednak wskazuje na to, że w całą sprawę były ewidentnie zamieszane złe demony, które, bądź co bądź, nadały tej opowieści ostateczny szlif – wprowadzając, niełatwy do pozbycia się, posmak sensacji. Zresztą, któż chciałby z niego dobrowolnie rezygnować? Chcecie bajki? Oto bajka:

Rzecz dzieje się gdzieś we wsi polskiej, na wschodzie, bo tam zawsze się dzieją te cholerne historie. 30-letni, lekko łysiejący wikary przyjeżdża do wsi. Zostaje szkolnym katechetą, gdzie poznaje 14-letnią Rudą. Podporządkowuje ją sobie, nadużywając własnej pozycji społecznej oraz wykorzystuje przewagę psychologiczną, by przez kolejne trzy lata systematycznie wchodzić z małoletnią w kontakty seksualne. W tym czasie dodatkowo zaskarbia sobie zaufanie jej rodziców, a dzięki częstym odwiedzinom w jej domu, może pełniej sprawować kontrolę nad milczeniem dziewczyny. Sprawa wychodzi na jaw w szkole, bo Ruda zaczyna mieć problemy z nauką, napady paniki, duszności, bulimię oraz nawracające ataki agresji. Rodzice wolą wyciszyć sprawę, więc wikary zostaje przeniesiony do sąsiedniej parafii. Reakcją rodziców na postępującą bulimię jest wysłanie córki do egzorcysty. Sesje u egzorcysty potwierdzają podejrzenia o wpływ złych duchów na chorobę, bo Ruda na widok księdza dostaje ataków agresji, wyzywa go, wrzeszczy i wije się po podłodze. Nie jest w stanie wysiedzieć w spokoju podczas mszy świętej, a w przestrzeni kościoła czuje się zagrożona. Rozpoczyna się etap życia, w którym Ruda dzieli swój czas między sesje u egzorcysty a wizyty na oddziałach psychiatrycznych w szpitalach w całej Polsce.

Wikary po przeniesieniu zostaje uwiedziony przez kolejną małoletnią, z tą różnicą, że jej rodzice nie chcą tuszować sprawy. Rozpoczyna się proces z udziałem Rudej i jej rodziny, w wyniku którego wikary ląduje na 5 lat w więzieniu. Rodzice Rudej wolą się nie ubiegać o odszkodowanie od Kurii (w takich przypadkach rzędu ok. 100 tys. zł), by nie rozdmuchiwać spawy po raz kolejny – grożą, że wyrzucą Rudą z domu, jeśli ta znów zechce narazić ich na wstyd związany z całą tą sytuacją. Bulimia dalej trawi jej drobne ciałko, ze szpitali Ruda zawsze wypisuje się nie ukończywszy „czterech kroków”. W domu konflikty z rodzicami, więc lekko podleczona bulimia nawraca, na co receptą jest zawsze dobry egzorcysta. Zaleczywszy nieco chorobę, Ruda wyjeżdża do dużego miasta na studia, gdzie w wyniku trudności adaptacyjnych bulimia powraca. Rudej wypadają pierwsze zęby, zawala pierwszy rok studiów, wciąż oczekując na wolne miejsce w szpitalu. Poznaje panią ze stowarzyszenia, która obiecuje zająć się stroną prawną tego, co należne od Kurii. Rodzice na tę wieść deklarują, że Ruda może nie wracać do domu. Dziewczyna rezygnuje więc ze starań o odszkodowanie – chce się widywać ze swoim rodzeństwem. Waży teraz 35 kg, goli się na łyso, zaczyna wyglądać jak więźniarka kamieniołomu Liban. Kolejne szpitale, kolejne ataki histerii, wypisywanie się ze szpitali przed końcem terapii. Rodzice chcą jej ubezwłasnowolnienia, aby nie mogła już wypisywać się samodzielnie, nim nie ukończy leczenia. Tragizm sytuacji polega na tym, że wszystko wskazuje, iż rodzicielski interwencjonizm mógłby przynieść pozytywne rezultaty. Z drugiej strony, być ubezwłasnowolnionym przez zwolenników „terapii egzorcyzmowej”, to w XXI wieku niezły lot nad własnym, skalanym gniazdem. Po trwającej pięć lat przygodzie z bulimią, Ruda zostaje znaleziona w mieszkaniu studenckim w wannie z podciętymi żyłami. Nie są to sprawy przyjemne, bo jak to skonstatowała oświecona mieszczka Alicja z filmu Woody Allena o tym samym tytule – „Wolność przeraża”.

Przyjaciele mieszkający aktualnie w Pradze skarżą się (choć to dużo powiedziane, zważywszy na ich silne antymieszczańskie nastawienie), że gdy idą po swojej dzielnicy wczesnym rankiem lub nocą – nie ma siły – widma ludzi dających sobie „piernik”, a to do noska, a to do żyły, nachalnie wyrastają spod ziemi. Kreska wciągana w metrze, na oczach zaspanych prażan spieszących do pracy w browarze (bo gdzieżby indziej), nie jest niczym nadzwyczajnym. U nas rankami w tramwajach czytuje się „Fakt”, by z odpowiednio nienawistnym usposobieniem podejść do kolejnego, znojnego dnia. Być może w Pradze ukradkowa obserwacja narkomana, w telepiącym się metrze, spełnia podobną funkcję, kto wie? Oswojony „piernik” lub po czesku „perník” (péčko, piko, peří, speed, pervitin) to czeska metamfetamina, której receptura – jak pisze RadioFrance (sic!) – została zaczerpnięta z zielniczka Wehrmachtu. Szacuje się, że na 30 tys. Czechów uzależnionych od twardych narkotyków, 20 tys. bierze właśnie „pervitin”. Jednak pan Viktor Mravcik, dyrektor czeskiego Narodowego Centrum Monitorowania Narkomanii przekonuje, iż „dane ze szkół wskazują, że częstotliwość używania pervitinu jest bardzo niska, niższa niż używanie amfetaminy w populacji uczniów w wielu krajach europejskich”. Trzeba jednak przyznać sąsiadom jedno – dostępność leczenia substytucyjnego (czyli za pomocą produktów zastępczych takich jak np. metadon) jest znacznie wyższa niż w Polsce. Fajnie zostaje to pokazane w jednej ze scen filmu, o którym za chwilę: bohaterka podchodzi do okienka w specjalistycznym centrum leczenia zastępczego, a pielęgniarka podająca kubeczek z metadonem mówi: „Pani Katko, a jutro jeszcze zwiększamy dawkę?” Katka: „Tak, jeszcze tak”, co kończy rozmowę. Trzeba? To jest. Bez gadania.

 

 

Helena Třeštíková, reżyserka niesamowitego dokumentu pt. Katka, nad którym pracowała 14 lat, wykuwając w pocie, z roku na rok coraz bardziej zniszczonego, czoła swojej bohaterki-narkomanki całkiem nowy styl pracy dokumentalnej, zrealizowała tak naprawdę dwa filmy. Wspominam o tym, aby uporządkować możliwy bałagan poznawczy i idącą za nim gwałtowną potrzebę ściągnięcia z Chomika odpowiedniej wersji filmu (podpowiadam: pierwszy wynik). Najpierw, po czterech latach śledzenia losów początkowo 18-letniej bohaterki, którą poznajemy na jej pierwszym piernikowo-heroinowym odwyku, powstał 45-minutowy film telewizyjny pt. Katka. W pułapce z 2001 r., po sukcesie którego reżyserka zdecydowała kontynuować swój model pracy twórczej – „long time observation”. W 2010 r. została zaprezentowana półtoragodzinna wersja kinowa dokumentu, przedstawiająca trwającą 14 lat walkę Katki z nałogiem, jej fight-in-progress, z której ona sama raczej nie wychodzi zwycięsko. Dziwne i piękne są oba filmy, które wzajemnie się dopełniają i które można obejrzeć jeden po drugim bez poczucia straty czasu. Późniejszy film rzuca nowe światło na uwarunkowania, które wpłynęły na takie lub inne decyzje podejmowane przez bohaterkę – dopiero tam zostaje dopowiedziane, że Katka najprawdopodobniej była molestowana przez swojego ojczyma, że rozstała się z Ladzią, swoim chłopakiem, ze względu na przemoc, w fazę której wszedł ich związek, w pierwszym filmie, notabene, zobrazowany jako piękna historia miłosna, mimo heroinowego sztafażu murków, parków i zrujnowanych melin.

 

 

O sile tego typu filmów decyduje wybór dokumentowanej postaci – czy ma w sobie „to coś”. Czy umiejętność dokonania dobrego wyboru przez dokumentalistę potwierdza jego talent, czy jest tylko szczęśliwym dla niego zbiegiem okoliczności? Szczęśliwa Třeštíková. Z całą pewnością nie ma wielu takich narkomanek jak Katka – z jednej strony, nieumiejących wyjść poza siebie i uświadomić sobie zależności przyczynowo-skutkowej, determinującej ich losy, a z drugiej, obdarzonych takim ładunkiem dobroci i mądrości życiowej. Działania Katki są spatologizowane, bez dwóch zdań. Dziewczyna nie podejmuje rozsądnych decyzji: wypisuje się z odwyków przed ukończeniem terapii; nieustannie obiecuje sobie, że zacznie się leczyć, ale dopiero od kolejnego miesiąca (szczególnie szokujące jest odwlekanie decyzji o podjęciu leczenia, kiedy będąc już w ciąży wstrzykuje sobie heroinę w pachwiny), nie pozwala sobie pomóc.

 

 

Katka. W pułapce jest filmem o mijającej na naszych oczach młodości. Choć nie mamy prawa twierdzić rozstrzygająco, jak przysłowiowa ciotka, że Katka marnuje sobie życie, spędzając je w taki, a nie inny sposób, to jednak pozostajemy z wrażeniem, że Katka pozbawia się, częściowo na własne życzenie, pewnych świętych przywilejów młodości, które nigdy już nie powrócą. Chciałoby się powiedzieć „to se nevrátí”, ale wyrażenie to oznacza akurat, że coś „się nie opłaca”. Wygląda na to, że faktycznie nie.

Drugi film przedstawia ciąg dalszy czołgania się bohaterki przez życie – tym razem Katka wyrzeka się rodzicielstwa, rezygnując z szansy na unormowanie swojej sytuacji. Ekstremum? I tak, i nie, bo młoda Czeszka poprzez swoją wolność realizuje prawdziwie egzystencjalne ideały – to mała-wielka postać, sama w obliczu wolności, którą jej pobratymcy wybrali na fundament życia społecznego.

 

 

Wydaje się, że reżyserkę fascynuje temat wolności – innym jej bohaterem jest wielokrotny recydywista René, który – paradoksalne – najbardziej wolny czuje się w więzieniach, gdzie nie krępują go społeczne normy. W końcu, jak mówi zachrypnięty po himilsbachowsku menel, Józef Balcerek z serialu Alternatywy 4, „Kryminał też jest dla ludzi”. Třeštíková przeciwna jest wolności absolutnej – uznaje ją za toksyczną dla swoich bohaterów, dającą „iluzję czegoś nieprawdziwego” (czego?), a jednak w obliczu konwencjonalnych zarzutów stawianych jej jako dokumentalistce żerującej na tragedii swych bohaterów, jest bezradna. Odpowiada na nie: „(…) chciałabym tym ludziom pomóc. Jednak nie pomogę im, dopóki oni sami nie będą gotowi na taką pomoc”. W Katkach jest miejsce na łagodną perswazję z offu, fotografie dokumentujące terapię i cicho przelatujące kadry z kolejnych szpitali, załatwianych być może z pomocą pani reżyser. Nikt tu brutalnie nie narusza autonomii jednostki. Jest w tym wszystkim snobistyczny szacunek dla niezawisłości drugiego człowieka i tego, co społeczność europejska wypracowała po Rewolucji Francuskiej: dla rozumu, wolności, suwerenności. Za tą elegancją kryje się jednak obojętność na losy Katki, której całą winą było, że chciała być inna od reszty; że nie chciała wieść przeciętnego życia; że – jak sama o sobie powiedział podczas sesji na pierwszym odwyku – zniewolił ją „Król Kompot”. Tak pojmowany humanizm zawodzi, ale dylemat wstrzymywania się od przymusu jest całkowicie zrozumiały. W książce Zrób sobie raj Mariusz Szczygieł docieka przyczyn rezygnacji narodu czeskiego z wszelkich przejawów patosu, etosu, metafizyki i boga w życiu społecznym, która to rezygnacja być może leży u przyczyn tej „szlachetnej” obojętności. To efekt niechęci Czechów do sytuacji, w której mogłoby być NIEMIŁO. Wszelka przesada może się przecież tym zakończyć. Rezultat jest taki, że genialny rzeźbiarz David Černý sika na Katkę.

• • •

Fazy i zwały X muzy – spis odcinków

• • •

Julia Girulska (ur. 1986) – zawód wyuczony: filozofka, zawód wykonywany: operatorka kamery. Jeździ po świecie; patrzy, jak ludzie łowią ryby; nawraca myśliwych; kocha zwierzęta. Kino od zawsze było jej bliskie, kino narkotykowe – dopiero, odkąd dorosła.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information