Łukasz Orbitowski - Warszawiacy. Odcinek 3.

Kiedy chowają starego kanalarza, Wisła wzbiera – co bardziej doświadczeni mieszkańcy Warszawy nie muszą sprawdzać nekrologów by to wiedzieć. W takie dni rzeka staje się dzika jak za Piasta i pędzi przez miasto, rozwścieczona niepotrzebną śmiercią.

Lecz gdy młody kanalarz idzie do piachu, spieniona woda napiera na bulwary, poboczem prują brudne strugi i grzechoczą klapy studzienek. Kosma nie mógł powstrzymać łez.
Stał w ostatnim rzędzie i ocierał oczy. Mężczyźnie wypada płakać właśnie w takich chwilach. Bo chłopak ledwo skończył dwudziestkę i miał marzenia. Nigdy nie pojedzie do Irlandii z tą swoją Elką (ta to dopiero wyła, mało, a skoczy na trumnę), nie otworzy knajpy z tajskim żarciem ani się nie spasie, jest człowiekiem zamkniętym, skończonym, oprawionym w sosnę. Tak sobie myślał Kosma i pociągał nosem.
Ojciec ledwo panował nad sobą. Przygarnął ręką Piotrka, młodszego chłopaka.
Matkę właśnie wyprowadzono z kaplicy. Pokładała się na grobach.
A Kosma łkał, bo młode życie, nieszczęście weszło między dobrych ludzi, a pewne rzeczy muszą zostać zrobione. Ruszyli grzebać faceta.
– Zapędziliśmy się – szepnął Świętek. Cały się trząsł. Wielkie chłopisko.
– Zawsze tak było – odparł Kosma.
– Ale żeby tak?
– Zamknij się.
To nawet nie cmentarz, składnica zwłok. Kondukt wlókł się alejką, między ściśniętymi grobami. Tu anioł wznosił się nad grzesznikiem, krzyż dzierżył, jakby chciał przywalić, tam dziewczynka z piaskowca zastygła w półkroku. Niewiele drzew. Ale większość grobów nowych. Porastały chmielem. A lało jak z cebra. Kto mógł, rozkładał parasol, ludzie kładli sobie na głowach jednorazowe reklamówki. Przodem szły wkurwione, mokre łapiduchy. Kosma maszerował między innymi kanalarzami, w ten sposób miał oko i na Świętka i na Piotrka.
Stanęli w półkolu. Matka, ojciec, który przyjechał aż z Berlina syna pochować. Ksiądz rozgadał się pod swoim parasolem, wodził wzrokiem po moknących żałobnikach i próbował się streszczać: że trzeba nieszczęścia, nawet tragiczną śmierć młodego człowieka, więcej, właśnie taką uchwycić w szerszy nawias Bożego planu. Bóg coś od nas chce. Musimy rozumieć, godzić się, choć czasem trudno, ale nigdy w życiu Bóg nie zwali na nikogo ciężaru ponad siły. Akurat, powiedział w duchu Kosma i dostrzegł Świętka, przedzierającego się między żałobnikami w kierunku księdza, rodziców, Elki, Piotrka.
Przeciął mu drogę i pociągnął między groby. Ludzie poobracali głowy.
– Czyś ty się wściekł do reszty? – syczał Kosma – co ty wyprawiasz?
– Że też go na takim dziadowskim cmentarzu chowają!
Pracowali razem jeszcze za Gierka. Pili, strajkowali, ręczyli życiem. A Kosma nigdy nie widział Świętka tak roztrzęsionego. Na jego twarzy łzy mieszały się z deszczem. Twardy chłop a ryczy.
– Oni muszą wiedzieć!
– Ani mi się waż – Kosma nim potrząsnął. Świętek to mądry gość, farby nie puści, tylko musi sam siebie przekonać, żeby nie żałował milczenia. Niejednego zżerały mniejsze tajemnice.
– Robiłeś z nim. Wszyscyśmy robili. Rodzice, brat…
– Bredzisz.
Świętek się szarpnął.
– Nie teraz to jutro!
Oczy Kosmy zwęziły się odrobinę. Przekrzywił głowę, próbował ocenić, na ile Świętek mówi prawdę. Czy rzeczywiście chce. Puścił go, został z uniesionymi dłońmi i powiedział najłagodniej jak umiał.
– Nie rób mi tego. To będzie za dużo nawet jak na mnie.
Chwila minęła, nim Świętek zrozumiał sens tych słów. Stał nieruchomo, pociągał nosem. Przed oczyma miał wielkie i twarde dłonie Kosmy kanalarza. Można by nimi wybić dziurę murze z cegły. Świętek kiwnął głową, zachwiał się i wpadł prosto w ramiona przyjaciela. Łkał. Kosma przycisnął go do piersi. Mocno. Tak jest w porządku. Przewalczymy każde zło.
Poszli składać kondolencje.
Wracając z cmentarza Kosma zrównał się z Piotrkiem. Położył mu rękę na ramieniu.
– Jak się trzymasz?
– Jakoś – burknął Piotrek i Kosma zrozumiał, że chłopak nie trzyma się wcale.
– Możemy zajść na kielicha – zaproponował przyjaźnie Kosma – jeśli ta buda jeszcze stoi.
– E, nie. Matka ledwo się trzyma. A jak tato da dziś w palnik, to kto go wytarga, wszyscy święci – Piotrek wzruszył ramionami, zawahał się i dodał – pewno wezmę zwolnienie na tydzień, dwa.
Kosma akurat męczył się z folią przy chesterfildach.
– Tak pakują to kurestwo, że mi się palić odechciewa – a jednak zapalił, poczęstował Piotrka. Szli chwilę w milczeniu. Przed nimi rosła cmentarna brama. Kosma rzekł. – to twoja sprawa, ale coś doradzę. W czerwcu będzie cztery lata jak Krysia umarła i powiem ci, że nie dałbym rady, gdyby nie robota. Ciebie to jeszcze nie było. Chłopy się dziwiły. Jop, Krótszy, Figura, Świętek to już całkiem. Ani dnia nie opuściłem. Prawie z pogrzebu i w kanał. Ruch, rozumiesz mnie? Nieustannie w ruchu, bo inaczej skończysz z butelką i z tą butelką pójdziesz za bratem. Mało takich widziałem?
Klepnął go po męsku.
– Będziesz chciał pogadać, wal jak w dym.
Piotrek popatrzył na niego poważnie.
– Nie wyłączaj telefonu.
Zuch chłopak, jutro się stawi. Kosma powędrował zgarniony, chroniąc żar papierosa przed deszczem. Kto powiedział, że w życiu dostajemy coś za darmo? Pewno ten sam baran co sądzi, że taki dzień jak dziś łatwo przepracować, że człowiek nie męczy się sam ze sobą. Skoro Piotrek nie chce, Kosma sam pójdzie na setkę albo i dwie. Czasem trzeba. Czuł się, jakby sam tego trupa targał do grobu przez cały cmentarz i w pewnym sensie tak było.

• • •

Warszawiacy - spis odcinków

• • •

Łukasz Orbitowski - (urodzony w 1978 r.) pisarz, polski mistrz literatury grozy.

Absolwent filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego debiutem w fantastyce było opowiadanie "Diabeł na Jabol Hill", opublikowane w pierwszym numerze miesięcznika "Science Fiction". Publikował opowiadania w czasopismach "Science Fiction", "Nowa Fantastyka", "Sfera", "Ubik", "Ha!art".

Dotychczas zostało wydanych dziesięć jego książek, m.in. "Złe Wybrzeża" (1999), "Szeroki, głęboki, wymalować wszystko" (2002), "Wigiljne psy" (2005), "Horror show" (2006), "Pies i klecha" (2007 i 2008). Za wydaną w 2007 r. powieść "Tracę ciepło" (Wydawnictwo Literackie) uhonorowany został Nagrodą Krakowska Książka Miesiąca oraz otrzymał nominację do nagrody im. J. Zajdla. Jest również współtwórcą gry fabularnej Bakemono oraz współautorem scenariusza do filmu "Hardkor 44".

Pochodzi z Krakowa, od niedawna mieszka w Warszawie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information