Przypadki Piotra Polaka (10): Gender dla radomiaka

Marcin Kępa

Piotr Polak i Melchior Ostrówski, goście o całkiem odmiennych charakterach, mieszkają w Radomiu. Wrócili tutaj po studiach polonistycznych i pracują w kulturze. Organizują wystawy, piszą teksty, łażą po mieście. Jak wszyscy inteligenci, stykają się z absurdami świata, ale że jest to Radom, odczuwają je w dwójnasób. Lokalne piekiełko przypala skrzydełka. Remedium na radomską rzeczywistość znajdują we wspólnym piciu alkoholu i długich, sokratejskich rozmowach o wszystkim i o niczym. Napędzają się tym samym i motywują do działania. W bliższym tle żyje ćwierćmilionowe miasto, raz lepiej, raz gorzej. W tle dalszym – Polska współczesna. Na pierwszym planie – zmęczony życiem Piotr Polak, tuż za nim – kreujący się na narodowego (na razie lokalnego) wieszcza Ostrówski.

Czy praca w radomskiej kulturze, marnie nagradzana, ma sens?
Czy Polak znajdzie wreszcie żonę?
Czy Ostrówski zrobi w końcu literacką karierę?
Czy komuś w Radomiu potrzebne jest lotnisko?
Czy Radom to miasto, czy sposób myślenia?

 

 

Przypadki Piotra Polaka. Głosy z Radomia (10): Gender dla radomiaka

 

Piotr Polak, jeśli idzie o kwestie tożsamości płci, był raczej konserwatystą. Głęboko zakorzeniony przez rodzimą tradycję klasyczny podział ról i obowiązków wydawał mu się jak najbardziej pozytywny i zasadny, jednakże nie był w tej kwestii ortodoksem. Szanował Kościół, choć infantylizm większości kazań w jego parafii drażnił go niepomiernie, cenił klasyczny seks, ale dopuszczał delikatne eksperymenty, absolutnie nie potępiał współżycia przed ślubem, który z kolei uważał za ważny i pożądany etap ludzkiego losu, pozwalający na – w jego mniemaniu – podniesienie społecznego statusu ożenionych jednostek. Czuł lekką niechęć do kochających inaczej, choć – jak większości facetów – bardziej wydawał mu się niesmaczny seks męsko-męski niż lesbijski. Patrzył krytycznie zarówno na krzykliwe parady równości, jak i na bogoojczyźniane, populistyczne tyrady w obronie rodziny i chrześcijańskich wartości. Jakoś nie mógł intelektualnie przeskoczyć, dlaczego księża mają go pouczać w kwestii pożycia z kobietą i „tych spraw”, sami pozostając, przynajmniej oficjalnie, mocnymi w gębie teoretykami. Jednocześnie, przeczytawszy raz u Kołakowskiego, że chrześcijaństwo to „zapory przeciwko nienawiści”, z obawą patrzył na ogólne obyczajowe rozprężenie, na powszechny kult ciała, utowarowienie miłości, krzykliwe i perwersyjne spektakle teatralne reżyserskiego mainstreamu, no i na zalew internetowej, nihilistycznej głupoty, robiącej wodę z mózgu nie tylko maluczkim, ale i całkiem inteligentnym ludziom.

Zatem poglądy Piotra w tych kwestiach można by ulokować gdzieś w centrum, może z leciutkim odchyłem na prawo. Dawało to możliwość całkiem ciekawych sporów ideowych z Melchiorem Ostrówskim, kolegą po fachu, który deklarował się jako lewak, z lekką tendencją, wraz ze zbliżającą się powolutku czterdziestką, do centralizacji światopoglądu. Najistotniejsze jednak w rozmowach obu panów było, w czym sobie wzajem przyklaskiwali, bardzo konkretne odniesienie w takim sporze do lokalnych realiów, do bieżącego życia zapóźnionego nieco Radomia, leżącego jakoś z boku wszelkich medialnych wojen, gdzieś pomiędzy głośną Warszawą a głuchym Nigdzie. Wszelkie imponderabilia, relatywizmy, permisywizmy i religijne fanatyzmy, a także populizmy i pozostałe izmy przeszczepiali na grunta rodzinnego miasta, mocno podkreślając – jako lokalni patrioci – historyczne doświadczenia Radomia i wybitnych jednostek, które wydał urbi et orbi. Dawało to czasem komiczny efekt, gdy – na przykład – debatowali o przygnębiających pracach Baumana czy kontrowersyjnych spektaklach Warlikowskiego, konfrontując je ze świadomością większości mieszkańców Radomia i tutejszym życiem intelektualno-kulturalnym.

– To pieprzony grajdół. Włazidupstwo i tyle – huczał Melchior w kultowym lokalu obok dworca, kiedy Polak zdawał mu, dajmy na to, relację z ostatniej promocji kolorowego albumu, kiedy to dyrekcja zamiast uhonorować autorów wydawnictwa, dała kwiatki jednemu z obecnych na wieczorze polityków.
– Tak jest wszędzie. Świat po prostu opiera się na podobnych relacjach – odpowiadał spokojnie Piotr. – Nie smarujesz, nie jedziesz.
– Gdyby każdy myślał w ten sposób, nie byłoby żadnego postępu. Nadal byś nadskakiwał albo zaborcom, albo Rzymianom, albo Wikingom czy innym Szwedom – Ostrówski jechał po bandzie, ale był porządnie wkurzony na słowa przyjaciela.
– Może – Polak pociągnął łyk piwa z rżniętego szkła. – Ale kiedyś nie było telewizji i internetu, to i ludzie więcej ze sobą byli. Łączyli się, buntowali, robili zadymy, obalali cesarstwa.
– Czyli co? Może mi powiesz, że Fukuyama miał rację? – Melchior zapalił nerwowo papierosa. – A Ukraina, a Hiszpania? Co, Facebooka czy Amazona im odłączyli? Już nie pierdol.
– Panie prezesie – Polak spojrzał z dezaprobatą na klnącego towarzysza. – Zanadto oddalamy się od naszego tu i teraz. Wiesz, że w Radomiu wszystko dzieje się wolniej, inaczej.
– Bo tu same babcie i dziadki zostały. To jak ma iść szybciej? No i jeszcze naskórek elity i klasy średniej plus napływowa wiocha, ci wszyscy, wiesz, „brzydcy ludzie z Tesco”.
– O, ładnie powiedziane. Lubię Grabaża.
– Ci, co pracują, boją się, że ich zwolnią – zdenerwowany Ostrówski oblizywał spierzchnięte od nikotyny wargi. – Wszystko się upolityczniło, ale najgorsze jest to, że ludzie są skołowani, zabiegani codziennością, nie chcą myśleć, doskonalić się pod względem intelektu. To i mamy takie elity, na jakie żeśmy zasłużyli. I piszą ci potem tacy, że gender jest ciosem w rodzinę, w wartości. Wywalają „Żywą Bibliotekę”, pieszczą przegrane powstania, prężą się przed sztandarami i Najświętszą Panienką, w duchu kpiąc z motłochu, który ich żywi. Jakbyś zarabiał dychę miesięcznie, kto wie, czybyś nie krakał, jak i oni.
– A ty?
– Co ja?
– No, gdybyś zarabiał dziesięć tysięcy jako prezydent czy jakiś członek rady nadzorczej w miejskiej spółce, chciałbyś coś społecznie w Radomiu zmienić? Kręcić bat na własną rzyć? Też opierałbyś się, mniemam, na populizmie i obietnicach. I tańczyłbyś, jak ci w centrali zagrają. Też byś coś bredził o zagrożonych wartościach, piętnował gender, płaszczył się przed czarnymi i dzień święty święcił.

Melchior popatrzył z cieniem uznania na Polaka. Rzadko kiedy Piotr zdobywał się względem niego na takie słowa. Z reguły krytykę odnosił głównie do siebie, szanował zawsze interlokutorów i się ich nie czepiał, choć nieraz aż się prosiło. Był po prostu za dobrze wychowany, a – wiadomo – jak się ma miękkie serce, to trzeba mieć twardą... Mniejsza z tym.

– Nie powiesz mi chyba, że nie wierzysz w idealistów w polityce? – ostrożnie czaił się Ostrówski z kolejnym atakiem.
– No, poza Ikonowiczem, to raczej nie za bardzo. Ale on chyba siedzi... Nie wierzę.
– W sumie ja też – mruknął Melchior i zgasił papierosa w niebieskiej, przeźroczystej popielniczce. – Ale wspomniany gender to już jest w Radomiu skandal...
– Co? Gender? A cóż to ma wspólnego z tematem naszej rozmowy, prezesie? – Polak podrapał się w skroń.
– A widzisz – Ostrówski oparł się wygodnie na niewygodnej knajpianej kanapie. – A ma, ma. Bo z gender jest tak: wszyscy o tym gadają, sprzeczają się, ale ani jedna, ani druga strona nie kuma, o co chodzi. To takie współczesne, medialne pustosłowie, nowomowa, zastępująca, bo ja wiem, z jednej strony zło, a z drugiej – postęp i wolność.
– Nadal nie pojmuję.
– Nie dziwię się. Tobie trzeba łopatologicznie. Słuchaj – Melchior był już po czwartym piwie, więc włączał mu się mały anarchista. – W polityce też jest pustosłowie, nie? W gender też. A że gender jest sprawą polityczną, to i jest, no... – tu chrząknął, bo czuł, że lekko gubi się w wywodzie – też puste.
– No, nie wiem. Tak? – Polak namiętnie ściskał przypięty do klapy marynarki znaczek z „Siłą w Precyzji”.
– A w Radomiu pustosłowie jest motorem napędowym lokalnej polityki. Żadnej, rozumiesz, odpowiedzialności. Papier wszystko przyjmie. I te głupie media, co łykają, jak gęsi albo kozy każde gówno z konferencji prasowej, podadzą ci potem, że to, że tamto. Bezkrytycznie. Jakby bały się narazić tej albo siamtej opcji.
– Tamtej – poprawił Piotr.
– Sramtej – Ostrówski był coraz bardziej poirytowany. – Co mnie, cholera, poprawiasz? Włączyła ci się korekta w mózgu? A mózg się wyłączył? Widzisz, co się dzieje dookoła! Nastąpiła dewaluacja pojęć. Brak odpowiedzialności za słowo. Lokalni spece od gender, którzy w większości nie odróżnia Krasińskiego od Kraszewskiego, a Itaka kojarzy im się z japońszczyzną, wysmarowali taką definicję, że nawet ty, wielki antropolog kultury, nie znasz wszystkich nazwisk, które wymienił.
– Pewnie zerżnęli z Wikipedii – Polak patrzył zamyślony w dno kufla.
– Nie używaj terminu „zerżnął” w odniesieniu do zwierzchnika swego – pogroził mu palcem Ostrówski i obaj wybuchli śmiechem. Nie na długo jednak, bo po tym spontanicznym odreagowaniu napięcia nastąpiła znacząca chwila ciszy. W końcu Polak kląsknął, żeby jakoś przerwać niezręczne milczenie.
– Boli cię gardło? – Melchior z radością zmienił temat.
– A ty, prezesie, czytałeś coś o gender studies? – Piotr, nie wiedzieć czemu, nie odpowiedział na gardłowe pytanie.
– Może masz za głębokie, dlatego boli – mrugnął diabelsko, genderowato, Ostrówski.
– Bo ja coś tam na studiach, kurczę, miałem, ale to jakieś mętne było. Jak to piwo – i Polak wzniósł do światła szkło z resztką żółtawej cieczy na dnie.
– O Radomiu, w kwestii gender, mówili w TVN – powiedział słabym głosem Melchior. – A tak w ogóle, to czy nie ma ciekawszych tematów?
– Otóż to – ożywił się Piotr. – Walniemy jeszcze po lufie?

Na ciemną twarz Ostrówskiego wypełzło zadowolenie. Tymczasem w Radomiu trwała znów łagodna zima, dzięki czemu z łatwością na ulicach można było rozróżnić płeć przechodnia, a na niektórych, co gorętszych, wydekoltowanych babkach, nawet pożądliwie zawiesić oko. Polak wlókł się późnym wieczorem do domu w nowych, wyszczuplających spodniach, Ostrówski zaś w swojej metroseksualnej slim-koszuli zgubił guzik, który nie wytrzymał naporu piątego piwa w brzuchu. Szukał go potem, następnego dnia, w parku na Plantach, ale znalazł tylko kupę śmieci.

• • •

Przypadki Piotra Polaka. Głosy z Radomia – spis odcinków

• • •

Marcin Kępa (ur. 1977, w Radomiu) – pisarz, publicysta, animator kultury. Absolwent polonistyki UW i zarządzania kulturą UJ. Współpracownik „Gazety Wyborczej”, gdzie prowadzi stałą rubrykę „Literacki Atlas Radomia”. Współautor (z Ziemowitem Szczerkiem) zbioru opowiadań Paczka Radomskich oraz autor książki Twierdza Radom. Napisał teksty do wielu popularnonaukowych i naukowych wydawnictw poświęconych rodzinnemu miastu, m.in. Radom. Spacer sentymentalny i Na pamiątkę. Radomianie na starych fotografiach. Opowiadania publikował w ukraińskim „Granosłowije”, „Gazecie Wyborczej” i „Miesięczniku Prowincjonalnym”. Wieloletni pracownik Ośrodka Kultury i Sztuki „Resursa Obywatelska” w Radomiu, w którym kieruje Działem Dziedzictwa Kulturowego. Twórca Klubu Dobrego Filmu i Radomskiego Festiwalu Filozofii „Okna” im. prof. Leszka Kołakowskiego. Od 2010 r. prezes Radomskiego Towarzystwa Naukowego. Laureat Radomskiej Nagrody Kulturalnej za 2013 r. Kocha skomplikowaną i trudną miłością swój prowincjonalny Radom, dlatego czasami mu tu ciasno i wyściubi nos poza rogatki. Tylko po to, żeby przekonać się, że wszędzie jest podobnie, a Radom to Polska w pigułce.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information