Miasto Śmierci. Odcinek 6

Michał Curanda

Niektórzy uważają, że jeżeli nie byłeś w Mieście Śmierci, to nie znaczy, że ono nie istnieje. Większość miejsc na świecie znamy tylko z opowieści. Miasto Śmierci to wspomnienia z podróży do tej wyśnionej południowo-azjatyckiej metropolii oraz pełen praktycznych zagadnień przewodnik. To także powrót z zaświatów gatunku powieści odcinkowej.

 

 

Odcinek 6

 

Teoretycznie istnieje stała, ustawowo określona liczba Ksiąg związana z ilością niewolników – tak przynajmniej mówią kodeksy – kopiści podlegają ścisłej kontroli. Zapisy urzędowe, dzienniki ustaw i zbiory parlamentarnych ustaleń odnoszą się do tego uświęconego dokumentu, a określając granice jego dostępności, podnoszą swój prestiż i naturalność. Regularnie powstają kolejne, nic nie znaczące restrykcyjne przepisy dotyczące Księgi Świata, a parlament zatwierdza je z niesłychaną konsekwencją. Wynika z tego, że status quo polityki Kota Mati, mimo iż wzoruje się na porządku naturalnym, nie mieści się w ustalonych granicach. Uchwalanie coraz to nowych obostrzeń może być interpretowane albo jako próba złagodzenia napięć wewnątrz systemu, albo jako widomy znak ideologicznej niespójności. Czasem zdaje się, że niespodziewane pojawienie się Księgi Świata było kłopotliwe – grube ryby dosyć siermiężnie wykorzystały okazję, by przeciągnąć tekst na swoją stronę. Być może gdyby poświęcono temu wydarzeniu więcej cierpliwości, to zamiast wskrzeszać antyczny urząd niewolnika, można by pokazać coś zupełnie nowego i przemyślanego.

Pogłębiona dyskusja na temat Księgi właściwie nie miała miejsca – sam fakt jej odnalezienia całkowicie pochłonął wszystkich mieszkańców. Zamiast dyskusji rozegrana została konsekwentna kampania medialna, obliczona na triumf fundamentalnego ustroju. Władcy Kota Mati od razu przywłaszczyli sobie Księgę i odizolowali ją. Dlatego też, wiedziony obywatelskim instynktem, przystałem do Teksti Babów. Wtedy dowiedziałem się, iż (jak to często bywa w azjatyckich metropoliach) miał miejsce akt korupcji. Jednakże nie pogwałcił on tekstu, a raczej zniewalające prawo. Księga wydostała się z zamkniętego, skodyfikowanego obiegu. Kto tego dokonał? Pewien niczym nie wyróżniający się niewolnik-kopista. Zwykły człowiek nie dość dokładnie prześwietlony przez tajną policję. Tak to wygląda z zewnątrz, ja zaś uważam, że sama tajemnicza Księga miała w tym swój udział.

Obcowałem sporo z tym dziwnym przedmiotem i myślę, że mogę potwierdzić to, co wykrzykują babowie w bagnistych zaułkach Kota Mati. BA! Sam to krzyczałem na cały głos, aż do utraty tchu – że Księga Świata jest organizmem, czułą, żyjącą istotą lub agregatem wielu istot, swobodną ekspresją zbiorowej nieświadomości. Ktoś przelał na nią więcej aniżeli słowa pełne mądrości, których i tak nie sposób pojąć. Sceptycy twierdzą, że pochłonięci przez pasję nie dopuszczamy możliwości, iż Księga jest zwykłym tomem rachunkowym albo wywodem na temat budowy mostów, spisanym w języku antycznej cywilizacji. Niech i tak będzie, ale w tym konkretnym miejscu i czasie Księga stała się dla mnie oczywistym przedłużeniem doświadczania Miasta, stała się epicentrum rewolucji, bezkarnie przeprowadzanej w polu widzenia władzy. Nim jeszcze zdążyłem dobrze poznać władzę, już czułem do niej niechęć. Władza oczywiście musiała dostosować się do zaistniałych zmian, co w Kota Mati jest nieodłączną bolączką rządzących. Większość przemian społecznych ginie w labiryntach systemu, ich impet wytraca się, nim zdążą coś spowodować – wszystkie dziedziny życia są tutaj do siebie jakoś tak szczelnie dopasowane, że nie da się między nie wsunąć nawet kartki papieru. Czasem jednak, bardzo rzadko, powstaje coś, co rzeźbi tunel w strukturach prawnych i obyczajowych. Wiadomo, że impuls nadchodzi z zewnątrz, przecież te wszystkie imigracje muszą w końcu odnieść jakiś skutek.

Wyciek Księgi Świata został potraktowany przez władzę bardzo pobłażliwie – a akurat Księga stanowiłaby doskonały pretekst do bezsensownej i kosztownej demonstracji siły. Gabinet prasowy przewodniczącego prędko zdementował pojawiające się w mediach pogłoski o wycieku i zagwarantował, że prawdziwe Księgi znajdują się wyłącznie w rękach niewolników. Tym sposobem władza umyła ręce od kłopotliwej kwestii zaszyfrowanego kodeksu – to, co mają uliczni asceci, to zwykłe podróbki, zresztą i tak nikt tego nie sprawdzi, bo ustawy zabraniają dostępu i wykluczają możliwość oddzielenia Księgi od urzędu. Tu znów pojawia się zagadnienie inteligencji samego tekstu, który funkcjonuje w abstrakcyjnej formie gdzieś na obrzeżach percepcji, zaś jego widzialne wcielenia przyjmują formę powielających się rękami ludzi manuskryptów. Niczym obcy organizm, nawiązuje relacje z jednostkami i z całym systemem, robi, co mu się żywnie podoba. Zaznaczam, że nie jest to moja teoria. Całe to gadanie o inteligencji przekazu pochodzi z dyskusji babów. Oni uważają się po prostu za nośniki tego przekazu. Od kogo on pochodzi? Któż raczy wiedzieć. Księga raz milczy na ten temat, raz dostarcza sprzecznych informacji, które być może są istotną podpowiedzią. Śmiem twierdzić, że Księga (tak jak czytają ją babowie) jest tworem skłaniającym do wybuchów racjonalizmu, inspirującym nieskończone wątpliwości, pełnym zazębiających się relatywizmów oraz wykluczających się nawzajem wskazówek.

Tradycyjnym atrybutem pierwszych babów był czilam – fajka do palenia świętych narkotyków. Czasami, kiedy już dostatecznie zmęczę się dociekaniami na temat planów Księgi wobec ludzi, popadam w błogie otępienie. To stan, do którego dążą babowie z Kota Mati, którzy porzucili swoje fajki do palenia haszyszu. Księga daje o wiele głębszy haj. Zamiast otumanienia, Teksti Baba woli pogrążyć się w transie. Gubi w nim swoją świadomość, zaczyna bełkotać niezrozumiale, próbując wyrazić słowami ezoteryczne znaki Księgi, ślini się, słania, podryguje. Nie istnieje reguła co do jego postępowania – czasem wpada w szał, bezlitośnie kąsa bezpańskie psy, a może nawet przechodniów, w zależności od kaprysu wykrzykuje szyderstwa lub błogosławieństwa, biega pobudzony i potrąca przechodniów. Zwykle jednak baba siedzi ze wzrokiem wbitym w parkan, nie zwracając uwagi na przechodniów, na matki, które pokazują go swoim dzieciom ze słowami: „Księga do niego mówi”. Taki baba to dość groteskowy widok, ale można do niego przywyknąć – ot, chciał się chłop zabawić nieco cięższym tripem i zamiast w ciszy palić kratom, zabrał się za obce alfabety.

Czy Księga robi ludziom sieczkę z mózgu? Podobno niewolnicy są na to odporni. Podobno nieograniczony dyscypliną dostęp do znaków może być dla niektórych zbyt intensywnym doświadczeniem, nawet by mogli funkcjonować w obrębie społeczności Teksti Babów. Czy przez to, że Księga jest pozornie niezrozumiała, może zawierać w sobie wszystkie inne księgi? Czy szyfr jest wykwintną zaporą, która przepuszcza tylko naznaczonych? Czy istnieje konflikt pomiędzy władzą Kota Mati a Księgą Świata? Te i inne pytania nurtują babów podczas ich nocnego czuwania (dni bowiem spędzają na medytacjach nad tekstem).

Rekrutują się oni ze wszystkich kast i choć działają na niewielką skalę, to można ich określać mianem ruchu przemiany społecznej między innymi za sprawą egalitaryzmu. Ich założyciel, Zorobabel, pochodził z indyjskiej kasty nieczystych, a przybył do Miasta już jako uznany nauczyciel. Istnieje możliwość, że gdyby babowie nie otrzymali Księgi, zostaliby szybko wessani i strawieni przez układy społeczne i narządy biurokracji. Trudno ocenić, czemu stało się to, co się stało, ale uważnemu obserwatorowi dane jest ujrzeć babów jako rzeczywiście wolne jednostki. Z drugiej strony przypominają pewien gatunek grzyba, żyjący w symbiozie z niektórymi drzewami. Księga wymusza na nich religijne posłuszeństwo. Panuje u nich tylko jeden dogmat, który pielęgnują posłusznie przez całą swoją służbę wywrotowej Księdze. Dogmat ten brzmi następująco: „Uliczna Księga to wierna kopia egzemplarza znalezionego w grobowcu”. Niektórzy nie są w stanie zaakceptować tej zasady i porzucają drogę joginów tekstu. Ustalenie własnego stosunku do dogmatu jest niczym rytuał przejścia. Nikt nie będzie cię zatrzymywał, jeśli po przystaniu do babów zmienisz zdanie i opuścisz Księgę. To kwestia poświęcenia, postawienia wszystkiego na jedną kartę. Zdarza się, że ktoś odchodzi z odmiennych powodów. Bywa, iż niektórzy wracają – zew Księgi jest zbyt silny, by odeszli za daleko.

Wymowne milczenie władzy na temat ulicznej kopii sugeruje istnienie dwóch różnych Ksiąg. W akcie samoobrony jeden z odłamów „ruchu” babów uczynił i z tego dogmat. Zakłada on, że skoro Księga jest świadoma i komunikuje odbiorcy znaczenie liter za pomocą transu, to niewłaściwa kopia może równie dobrze być jej prawidłową wersją. Ta intelektualna wolta niweluje różnice pomiędzy odłamami.

Księga nie jest jedynym źródłem dziwnego szyfru. Antyczne nagrobki i inskrypcje w grobowcach świadczą, że pismo było kiedyś używane, lecz nie sposób stwierdzić, czy owe inskrypcje zostały skopiowane z Księgi jako forma talizmanu, czy rzeczywiście były elitarnym sposobem zapisu. Nie zostały przeprowadzone żadne oficjalne badania. Księgę starannie chroni się przed komputerami, jest trudno dostępna na czarnym rynku, a jej pozyskanie w legalny sposób nastręcza ogromne trudności. Urząd niewolnika gwarantuje ekskluzywność Księgi. Z kolei Teksti Babowie nie rozstają się ze swymi manuskryptami, strzegą ich zazdrośnie przed osobami świeckimi. Księga jest tak uwikłana w politykę i obyczajowość Miasta, iż nie sposób przewidzieć, czy kiedykolwiek zostanie wydrukowana, co pozwoliłoby wreszcie zweryfikować kwestie nieśmiało podsuwane przez koła naukowe Kota Mati. Księga utknęła zatem w martwym punkcie – nie sposób dowieść, czy była jedynie czyjąś igraszką, czy raczej jest świadectwem minionej kultury. Odkąd się odnalazła, stała się dziwnym i tajemniczym fetyszem religijnym. Ja sam, podobnie jak Teksti Babowie, mam swoją osobistą relację z Księgą. Natura tej relacji wyklucza zazdrość o innych wtajemniczonych, potrzebę bycia wyjątkowym i w ogóle skutecznie rozprasza ego. Silnie przemawia do mnie plebejskie podejście babów, czyli kompletny brak dyscypliny czytania tekstu, a co za tym idzie całkowita wolność w zaspokajaniu ciekawości. Ciekawość sprawia, że babowie zamiast poświęcać czas na dysputy teologiczne, ciągle układają plany, jakby tu dotrzeć do refleksji niewolników. Niewolnicy z całą pewnością tęsknie spoglądają na wolność kochanków.

Jak już wspomniałem, prawdopodobne jest, że słów Księgi nigdy nie dało się, ani nie będzie dało, przełożyć na żaden z istniejących języków (może taki język dopiero powstanie). Wiąże się z tym podejrzenie, że pismo nie jest szyfrem, ale ułudą szyfru, pod którą nic się nie kryje. Taki rodzaj kodu mami obietnicą rozwikłania, ale nie ugina się pod wysiłkami najbardziej wytrwałych umysłów. Możliwe, że cała Księga została napisana w sposób automatyczny. Jedna z historyjek opowiadanych przez babów brzmi tak: „W minionych epokach któryś z ekscentrycznych królów zlecił napisanie bezsensownej Księgi Świata, ogłosił konkurs na stworzenie świętego bełkotu a może napisał go sam i zgłosił incognito do konkursu po to, by wygrywając, mógł sobie pofolgować”.

Wątpliwości, jakim ulegają babowie, paradoksalnie nie kolidują z ich przekonaniem, że Księga jest arcydziełem. Bezsensowna musiałaby być tylko pozornie. Pozór ów byłby testem poświęcenia. Ludzie co i rusz poświęcają swoje życie rzeczom bezsensownym tylko po to, by potem zorientować się, iż zmarnowali czas i energię. Jeśli baba zniechęci się w obliczu pozornego bezsensu Księgi, traci kompletną dowolność jej interpretacji. Księga nie odda mu już swoich sekretów, a z pewnością nie będzie go pieścić i kochać.

Sam nie wiem, jak to możliwe, ale babowie, kiedy czasem zasypiają nad tekstem, jęczą i wzdychają jak podczas stosunku. Jak by na to nie patrzeć, coś jest w tych znakach, jakiś głębszy sens, który wymyka się regułom języka. Oni twierdzą, że jest to żywa treść, że szyfry mogą kodować jakiś rodzaj wysoko rozwiniętego organizmu, który przebywa w innej gęstości snu. Babowie mają talent do spekulacji, potrafią godzinami siedzieć we mgle z brodami wspartymi o woluminy i gadać. Ostatnio jeden wymyślił, że tekst jest sennikiem i tak jak sny są często zbyt abstrakcyjne, by je opisać na jawie, tak tekst jest próbą opisu cennego, ale bardzo abstrakcyjnego snu. Wszyscy zgromadzeni adepci mu przytaknęli. Wynika z tego, iż jeżeli istnieje jakiś kanon wiedzy Teksti Babów, to jest on owocem ciągłych spekulacji na temat pogmatwanych wersów.

Konkludując, chciałbym zauważyć, że Księga Świata nie jest jedynym tekstem, którego nie da się zrozumieć konwencjonalnymi metodami. Dzieła francuskich postmodernistów są równie „ezoteryczne”. Weźmy takiego Deleuze’a. Wielokrotnie zarzucano jego pracom autoteliczność, odnoszenie się wyłącznie do oderwanej od rzeczywistości siatki pojęć postmodernizmu. Twórczość Deleuze’a jest tak trudno przyswajalna, stawia tak wielki opór, że niektórzy studenci zaniechali medytacji nad nią, sugerując autorowi, iż jego dywagacje nie mają sensu albo mają go niewiele. Ciężko im zarzucić, że byli nieskorzy do poświęceń lub leniwi. Chodzą słuchy, że Deleuze przyswoił słownik pojęć postmodernistycznych i czas spędza na pisaniu automatycznym. Być może jego książki trafiły już gdzieś na odległe archipelagi i stanowią tam obiekt kultu. Może w skrzyniach z cargo zawieruszyły się jakieś samotne egzemplarze i wyspiarze czczą je jako ezoteryczne woluminy. Powoli zdaję sobie sprawę z tego, że za długo spędzałem czas u babów i przejąłem od nich skłonność do ciągłego spekulowania o słowie pisanym.

• • •

Miasto Śmierci – spis odcinków

• • •

Michał Curanda – 29-letni mieszkaniec Husavik na Islandii. Z wykształcenia antropolog. Prowadzi własnego bloga. W krąg jego zainteresowań wchodzą antyczne kulty misteryjne, holokaust, tarot, siłownia i minimalizm. Na co dzień jest przewodnikiem po lodowcu.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information