Szczur (czyli dziesięć przykazań podglądacza)

Justyna Sobecka

Jak wiecie, Korporacja Ha!art to jedno z ostatnich wydawnictw w Polsce, w którym faktycznie czyta się nadsyłane przez początkujących autorów teksty. Przychodzi ich do nas mnóstwo, czasem kilka dziennie. Bywa, że zajmuje nam to trochę czasu, ale zawsze odpisujemy. Niekiedy (a właściwie bardzo często) trudno nam podjąć decyzję. Dlatego chętnie zamienimy się rolami.

W tym celu otwieramy naszym portalu nowy dział z prozą nadsyłaną na Pocztę Literacką (poczta.literacka@ha.art.pl). Co tydzień (postaramy się regularnie!) będziemy zamieszczać tu nowe utwory początkujących pisarzy. Bardzo nam zależy na Waszych opiniach i komentarzach, które pomogą nie tylko nam, ale i naszym początkującym twórcom. Możecie je zamieszczać bezpośrednio na stronie, w module komentarzy facebookowych, pod tekstem. Na Wasze głosy czekamy przez tydzień od publikacji tekstu.

Wasze opinie są dla nas bardzo ważne. Od nich zależeć będą dalsze losy zamieszczanych tu utworów. Po miesiącu, czyli po zebraniu opinii o czterech tekstach, zdecydujemy, który tekst opublikować w najbliższym numerze magazynu „Ha!art”. Decyzja ta będzie uzależniona od waszych opinii – wygrywa opowiadanie najbardziej entuzjastycznie przez was przyjęte. Tak więc wasze głosy mają olbrzymie znaczenie – mogą pomóc w poszukiwaniach nowych talentów literackich!

Żeby dodatkowo was zmotywować, postanowiliśmy przy okazji ogłosić konkurs – najciekawszy komentarz do każdego tekstu zostanie nagrodzony książką (do wyboru z naszej aktualnej oferty prozatorskiej). Tak więc zabierając głos, nie tylko przyczyniacie się do rozwoju życia literackiego, ale również macie szansę wygrać coś ciekawego do poczytania. Liczymy na was!

 

Justyna Sobecka - Szczur (czyli dziesięć przykazań podglądacza)

 

Jestem podglądaczem. I dobrze mi z tym. Podglądam, obserwuję, bezczelnie gapię się prosto w twarze, na których liczę zmarszczki, pieprzyki i inne śmieszne znamiona. Szeptem czytam nagłówki cudzych gazet. Ale nie teatralnym, oj nie, tylko takim rzeczywiście cichutkim, cichym jak kichnięcie biedronki, o ile założymy, że biedronka miewa katar. W tych sprawach – w sprawach podglądania – chodzi o to, żeby pozostać incognito. A także jeszcze o kilka innych rzeczy, o których – nie oszukujmy się – póki co nie masz bladego pojęcia. Lecz nie martw się: nauczę cię. Wyłożę ci sztukę podglądania w prostych dziesięciu punktach – zawsze lubiłem okrągłe liczby.

Po pierwsze: szanuj rzeczywistość. Nie siekaj jej na plasterki. O czym mówię? Ot, dajmy na to, ja widzę przyjaciół spacerujących po parku, ty – mężczyznę prowadzącego psa na smyczy. Dobrze ci radzę, nie wycinaj ludzi z kontekstu, bo zanudzisz się na śmierć. A znudzeni podglądacze nie zadają pytań. Dlaczego dzieci w parku sypią starszym piaskiem w oczy? Ile wody w rzece przepłynie, nim przemienią się w pełnowartościowych ludzi? Dlaczego do tego czasu musi ich pilnować przygłupia, kulawa baba, mamrocząca raz po raz: „Nienawidzę bachorów, nienawidzę bachorów”? Dlaczego biegnący obok niej kundel ma po świńsku zakręcony ogon? Dlaczego kaczka nie lata tak wysoko jak gołąb? Dlaczego pająk snuje nić akurat pośrodku dróżki – czyżby w ten sposób wyrażały się jego zapędy samobójcze? Czy ocierający się o twoje kolana kot strzeże strasznej tajemnicy? Chwila, jakiej znowu tajemnicy? Każdy gapił się na koty – kici, kici, kizia-mizia,śliczna kicia ślicznie zabiła myszkę! Toż to uszy mogą zwiędnąć, kiedy siedzisz w parku, a obok na ławce – mamusia z córusią, znane w środowisku miłośniczki krzywołapych dachowców, uhonorowane nagrodą specjalną, to jest, funtem kocich kłaków.

Po drugie: badaniom musi towarzyszyć refleksja. A refleksji sprzyja między innymi obserwowanie pogody. O, chociażby teraz: chmury, chmury, wszędzie chmury, ciężkie, ołowiane, atramentowe, nie lubię takich chmur, rwie w łokciu i przemiękają kapcie. Dlaczego wyszedłem na dwór w filcowych kapciach? Jaki z tego wniosek? Proszę, słucham. Powinieneś rzec: stary dureń z ciebie, śmieszny reumatyk z powykręcanymi stawami. I tyle.

Po trzecie: nie patrz na siebie, patrz na innych. Ale nie przywiązuj się zbytnio do znajomych – zresztą, po co komu znajomi? Całkowicie obcy ludzie są o wiele bardziej interesujący niż ci, których imiona przywodzą nam pewne mgliste skojarzenia. Znajomi nie pobudzają intelektualnie – nie kłopoczemy się, żeby wyjaśniać ich odruchy. Łatwiej powiedzieć: „Nasza Kasia drapie się po nosie, ponieważ nigdy go nie myje. Ot, żadna zagadka, wszyscy o tym wiedzą”. A dlaczego drapie się po nosie ta kobieta przy oknie – owszem, ta o wyglądzie przedszkolanki? Czy kiedy tak gmera koło prawej dziurki, na nowo przeżywa utarczkę słowną z niegrzecznym Jasiem? Życie niewiele wspólnego ma z teleturniejem – nic nie jest jednoznaczne, nawet za drgnięciem powieki może kryć się fantastyczna historia.

Zatem po czwarte: rzetelny naukowiec nie rozmawia z obiektami swych badań. Bo gdybyś podszedł do osoby o drżących powiekach i powiedział: „Panie, podać ci poduszkę?”, straciłbyś szacunek. I zabawę. Poza tym rozmowa z okazami naukowymi mogłaby doprowadzić do powstania wątpliwości natury moralnej. A one nie są tutaj pożądane.

Oczywiście nie trudno o wpadkę, każdemu zdarzają się wpadki, a mnie z upływem lat zdarzały się one coraz częściej.

– Czego się gapisz, dziadku, no czego, czego? – podskakiwał zaczepnie obiekt. Chłopaczek o bladej, piegowatej twarzy.
– Starszy jestem, patrzę tam, gdzie mam ochotę – odparłem, popełniając ów podstawowy i niewybaczalny błąd. Może dlatego, że zrobiło mi się go żal, przypominał szczura w klatce, który pojął właśnie beznadziejność swojego położenia. Chwilę wcześniej do szczęścia wystarczył kawałek sera i piwo z puszki.
– Stary zgred, starszy niż porządek świata – czknął tamten, wokół rozniósł się kwaśny zapach przetrawionego alkoholu.
– Kimże niby jesteś, młodzieńcze, żeby mnie oceniać? – zapytałem. – Bogiem?
– Diabłem, diabłem, po trzykroć, ciągle to powtarzałeś. Codziennie, na śniadanie, obiad i kolację – zachichotał nerwowo, unosząc jasną jak piasek brew. A to oczywiste, że diabeł winien mieć brwi gęste i smoliste.
– Młodzieńcze, nie wierzę ani w twoje pokolenie, ani w diabła – odpowiedziałem.
– Nie? Nie?! – szczur znowu skakał, wprost cały dygotał ze złości. I łypał białkami szczurzych oczu. „No co za ucieszny okaz!” – pomyślałem. Dlatego kiedy spadł pierwszy cios, tak mocny, że aż mi sztuczna szczęka zadzwoniła, byłem zaskoczony. „Kara boska?” – zapytasz. Och, nie mieszajmy w to Boga, przecież wiadomo, że okularnicy są bez szans, a po pięćdziesiątce najrozsądniej byłoby strzelić sobie w łeb: na nic zda się inteligencja i doświadczenie – zawsze wygrywają argumenty siłowe.

Gdy się ocknąłem, najpierw, rzecz jasna, poprawiłem spodnie. Ten szczur zakpił sobie z mojej elegancji, kieszenie, podobnie jak ludzie, nie powinny pokazywać się od strony podszewki. Czy przynajmniej mu ulżyło? Być może ucieszył się, że nie tylko on obnosi się ze swoimi bebechami. Jak szczur albo – lepiej – żaba na lekcji biologii.

Kiedyś ludzie nie byli tacy przewrażliwieni. Nikt nie krzyczał: „Proszę nie naruszać mojej nietykalności osobistej!”. Och, ale straszne! Albo: „O, prywatna przestrzeń!”. A co to w ogóle jest? Że niby nie wolno nadepnąć tej przestrzeni na odcisk, bo można dostać od niej w pysk tak jak od pospolitego człowieka?

Na szczęście podglądanie nadal bywa usprawiedliwione tak zwaną sytuacją życiową. Policjant obserwuje przestępców w ramach służby. Z groźną miną. Albo z niewinną. Może z chytrą, zależy od policjanta i od kontekstu (i ty o nim nigdy nie zapominaj!). Czasami, wachlując się gazetą, ukradkiem ziewa. Nauczycielka mruży ze złością oczy, gdy któreś z dzieci, powierzonych szkole na przechowanie w godzinach od ósmej do trzynastej trzydzieści, zachowa się nieodpowiednio, nasiusia do doniczki czy coś takiego. Pies pasterski wodzi czujnym wzrokiem za owcami. I wszyscy są zadowoleni, zero skarg. Czy tak współcześnie objawia się wojna klas, czy to swoisty rodzaj społecznego uprzywilejowania? Notatka na marginesie: chcesz być bezkarnym podglądaczem? Zostań policjantem, nauczycielką bądź psem pasterskim. Na Boga się nie nadajesz, brakuje ci odpowiednich kwalifikacji.

Kimkolwiek byś nie był, staraj się korzystać z komunikacji miejskiej.

A więc po piąte: niech cię poniesie miejski rytm. W takim autobusie przecież nie sposób cały czas gapić się w podłogę – no chyba że akurat rozgrywają się na niej jakieś przełomowe wydarzenia, na przykład w kałuży krwi umiera ofiara zamachu stanu. Lecz zwykle znajdziesz na niej błoto, odpoczywające pomiędzy kolejnymi spacerami. Więc w teorii: w autobusie czy tramwaju podglądaj sobie do woli! Ale w praktyce: ostrożnie!

Po szóste: dla bezpieczeństwa często zmieniaj obiekty i analizuj zachodzące pomiędzy nimi relacje. Czemu pani w eleganckim futrze marszczy nosek? Bo, ojej, strasznie śmierdzi ten obdartus, uwieszony na poręczy obok? „Ale ustalmy to raz, a porządnie – myśli zapewne kierowca autobusu – śmierdzi czy nie śmierdzi, co powiemy straży miejskiej?”. Nie wezmą tych skarg na poważnie, smród powinien zamarznąć na szybie niby para buchająca z ust! A może dziwny grymas, który lekko wykrzywia wargi eleganckiej pani, to nie wyraz szyderstwa, lecz szczerej sympatii? „Bardzo bym chciała nie przejmować się niczym, chciałabym, żeby zmartwienia mieściły się w mojej wytrenowanej pupie”. A co z obdartusem? Jak należy odczytać jego pochrząkiwania? „Za niewielką opłatą przeniosę ciężkie zakupy, za jeszcze mniej przeprowadzę zbłąkaną staruszkę przez jezdnię”.

Och, kochany, po siódme: nie bądź łatwowierny. Tańcząca małpa nigdy nie wystąpi w balecie, zaś uśmiechnięty rekin nigdy nie zaoferuje człowiekowi przyjaźni.

Po ósme: zaufaj starożytnym Grekom. Wmów sobie, że demokracja jest najlepszym systemem na świecie. Podążaj za spojrzeniami – większość zazwyczaj patrzy w dobrą stronę, ludzie reagują szybciej niż radar. A co jeśli większość staje na palcach, wyciągając szyję, żeby zobaczyć, co dzieje się za oknem? Ktoś wzdycha z przejęciem: „O, Boże, o Boże, o Boże”? Mdleje? Na dodatek autobus zatrzymał się na przystanku? Nie czas na głupie pytania, wyskakuj, ale już!

– Przepraszam, przepraszam, ach, ta młodzież, jestem inwalidą – przepycham się pomiędzy zirytowanymi wsiadającymi, którzy sykają i prychają, jakbym im co najmniej matkę zabił. Ale kto wie? Może zabiłem? Może zmarła z tęsknoty za prywatną przestrzenią? Pamięć lubi płatać figle.

Powoli, symulując niedołęstwo, stawiam obute w filcowe kapcie stopy na krawężniku. Przeklęta ślizgawka! Ale idę, posuwam się ostrożnie noga za nogą. Bo – i ty powtarzaj to sobie jak mantrę – jestem częścią czegoś ważnego, wyczuwam tętno tego miasta. Gdzie zbiegowisko, tam ja.

– Gdzie karetka, gdzie karetka? – histeryzuje spłoszona trzpiotka, słodko-mdłe dziewczę, wiek: mniej więcej osiemnaście lat.
– Och, och, odsuńcie się, pozwólcie mu oddychać – dychawicznie skrzeczy jakiś stary grzyb i drżącą ręką poprawia okulary. – Tragedia, tragedia! Krew cieknie ciurkiem, a nic nie jedzie!
– Po co dzwonić po karetkę? – rechocze ktoś inny, krępy osiłek, trzymający się z tyłu. – Niech sobie bryzga na zdrowie! Jest jucha, jest zabawa!

Chyba zaraz trupem padnę z ciekawości! Nie żartuję!

– Przepraszam, przepraszam, ach, ta młodzież, jestem inwalidą – przepycham się znowu, zręcznie trafiam w szczeliny, wydrążając sobie tunel w cielsku tłumu. Nawiasem, zwróć uwagę na pracę łokci. Przepycham się i wreszcie widzę. Podglądam. Od pięćdziesięciu lat. Jestem podglądaczem – taki wybrałem zawód – i dobrze mi z tym.

Oparty o ścianę budynku obiekt – okaz? – ofiara? – ma bladą, zakrwawioną twarz. Gdzie ją… kiedy? „Śmierć szczurom!” krzyczy napis, nabazgrolony tuż powyżej linii jasnej czupryny. Krew kapie na chodnik, coś mokrego kapie również z nieba – nie, nie krew. Gdyby na ziemię spadł deszcz krwi, nie trzeszczałoby tak w kościach. Nic by już nie trzeszczało. Cholera, to przez te ołowiane chmury, przez ołowiane chmury przemakają kapcie, ołowiane chmury wykręcają ręce. W taką pogodę zastanawiasz się, czy nie jesteś szmacianą lalką.

Nagle obiekt otwiera prawe oko, jego białko przecinają czerwone żyłki. Otwiera oko i łypie. Znajomo. Gdzie? Kto? Kiedy? Że też ewolucja nie wymazała z naszych genów skłonności do zbiorowej paniki.

Lecz – po dziewiąte – podglądacz nie może sobie pozwolić na panikę. Dlatego nie kwicz, nie uciekaj z krzykiem. W pewnym wieku po prostu nie wypada.

– Ty! – rozdarł się obiekt. I ścierając rękawem krew z twarzy, zerwał się na równe nogi. – Ty! – potrząsał pięścią.

Komu groził? Mnie? Płaczącemu niebu?

– Nie wierzysz we mnie, ale śledzisz! Nie możesz przestać, nie możesz bodaj na chwilę zacisnąć powiek! Karzesz mnie tym spojrzeniem, torturujesz, przypominasz, że ja tu stoję, że nie poszedłem tam, gdzie powinienem, tam, gdzie chciałbym pójść. Zakryć oczy opaską, pójść przed siebie! Niech popchną! Pójść sobie i nigdy nie wracać! Nigdy! Nigdy do ciebie!

Po dziesiąte i ostatnie: podglądacz uczy się przez całe życie. Na błędach. Któregoś dnia odkrywa, że strata sztucznych zębów jest tak samo bolesna, jak strata tych prawdziwych. Z prawdziwej, bolącej kości. Niemniej zobowiązał się szanować rzeczywistość – a profesjonaliści nie łamią danego słowa. Rzeczywistość jednak, ta kapryśna dama, w każdej chwili może zacisnąć się wokół czaszki podglądacza – w końcu nie składała żadnych ślubów – i zmiażdżyć ją, jakby była fistaszkiem w łapie wściekłej małpy. Niezależnie od pogody.

• • •

NIE ZAPOMNIJ WYRAZIĆ OPINII O TEKŚCIE NA SAMYM DOLE STRONY! CZEKAMY NA WASZE GŁOSY DO KOŃCA CZERWCA.

• • •

Poczta Literacka – spis opublikowanych tekstów

• • •

Justyna Sobecka – rocznik 89, absolwentka filologii polskiej na UŁ i wieczna studentka – teraz studiuje dziennikarstwo. Kiedyś była bardzo zbuntowana, ale jej przeszło. Niektórzy nazywają ją dziwaczką (może ma to coś wspólnego z rozmowami, które czasami prowadzi z nieożywionymi elementami rzeczywistości, ewentualnie z miłością do soku z buraków), jednak wcale się tym nie przejmuje. Napisała jedną powieść (biedaczka czeka na lepsze czasy) i jest w połowie (no, może w jednej trzeciej) kolejnej.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information