Joanna Dziwak - Gry losowe. Odcinek 2.

Wracając pamięcią do świetlistych dni w Nowym Jorku, Jo nie mogła nie wspomnieć swojego kochanka N. Spotkali się zupełnie przypadkiem, N. przyjechał do miasta w przerwie między powrotem z jednej wojny a wyprawą na drugą, przewidując, że z tej drugiej może już nie wrócić.

Uznał, że jako Amerykanin, w dodatku oficer amerykańskiej armii, nie może umrzeć ze świadomością, że nigdy nie był w Nowym Jorku. Postanowił zatrzymać się na dwa tygodnie w hotelu, zaczepił Jo chwilę po przyjeździe i zapytał o drogę do tego hotelu, a ponieważ nie miała nic lepszego do roboty, odprowadziła go tam po prostu. Szczerze mówiąc – sama nie znała jej zbyt dobrze, więc gubili się trochę i pytali inne napotkane osoby, w międzyczasie wymieniając zdawkowe informacje na swój temat. N. był dobrze zbudowanym Murzynem, bardzo w typie Jo, tym bardziej, że od przyjazdu tu unikała męskiego towarzystwa. Unikała mając na uwadze, że na dłuższą metę nigdy nie kończy się ono dobrze. The next thing you know, they' re borrowing money from you, spending it on other dames and betting on horses.(...) Then one morning you wake up, the guy' s gone, the sax's gone. I wcale nie miała w planie odpowiedzieć: OK, kiedy N. u progu hotelu zaprosił ją na górę. – Wpadnij na kawę – powiedział. – Nie piję kawy – odpowiedziała Jo zgodnie z prawdą, bo nie piła nigdy kawy. – To co pijesz? – Niczego nie piję. Cokolwiek – odparła walcząc z sobą i logiką wypowiedzi.

Tłumaczyła sobie, że jest już na tyle późno, że samotny powrót do domu, mógłby być bardziej niebezpieczny niż zostanie na noc w tym – czystym i eleganckim jakby nie było – hotelu. Tłumaczyła sobie, że nie ma przy sobie na tyle pieniędzy, żeby kupić szampana, a z pewnością znajdzie go tu w barku. Tłumaczyła sobie wreszcie, że ten tu przed chwilą poznany facet, wydaje się tak odległy, że choćby nawet miała go więcej nie zobaczyć, nie będzie to powód do łez i pisania rzewnych piosenek.

Nie zadawał zbyt dociekliwych pytań i nie mówił dużo o sobie, rozmowa z nim przypominała raczej wypełnianie ankiety. Mimo to nie było czuć napięcia, które zwykle powstaje między dwiema osobami, które raczej nie mają sobie wiele do powiedzenia. Wyjął z barku piwo i szampana-miniaturkę, podał go Jo. W milczeniu oglądali western, potem N. chciał się kochać, co zakomunikował po prostu próbą zdjęcia z niej sukienki. – Może następnym razem – powiedziała Jo, uznając przebieg wieczoru za zbyt tendencyjny. Wrócili więc do oglądania filmu, a potem zasnęli.

„Następny raz” miał miejsce parę dni później. N. zadzwonił, chociaż wcale na to nie czekała i bardzo chciała jednocześnie. Samotność w obcym mieście skłania tylko do pisania smutnych piosenek, a miłość mężczyzn, których spotyka się w nocnych klubach trwa krócej niż działanie drinków, które kupują dziewczynie, zanim pójdą z nią do łóżka. N. robił wrażenie kogoś zupełnie innego, choć ciężko powiedzieć, jaki naprawdę był. Jak powiedział, każdy dzień zaczynał od dwóch godzin na siłowni, co stanowiło znaczącą przeszkodę dla prowadzenia bujnego, nocnego życia. Zadzwonił w każdym razie w niedzielę i zaprosił Jo na kolację. W kwestii wyboru miejsca, zdawał się, jak powiedział, na nią, pod warunkiem, że będzie tam dobra chińszczyzna i nie będzie rasistów. Jak się niebawem okazało, podejście N. do rasizmu było na granicy paranoi, wszędzie widział niechętne komentarze, a z przypadkowo usłyszanych słów, wnioskował obraźliwe komentarze pod swoim adresem. Poza tym jednak jego podejście do rzeczywistości nie było emocjonalne; nie mówił w ogóle o przeszłości ani o przyszłości dalszej niż kilka najbliższych godzin; nie wierzył w Boga ani w nic, co duchowe. Wierzył w ekonomię, dobre jedzenie i swoje odbicie w lustrze.

Jo nie zdawała sobie sprawy, że scenariusz tego wieczora jest jeszcze bardziej sztampowy niż ostatnim razem, a może po prostu miała to gdzieś i sam fakt, że doszło do drugiej randki uważała za sukces. W każdym razie poszli do łóżka w trakcie oglądania teleturnieju, po kolacji, która wcale nie była romantyczna. Seks jak seks. Doceniała fakt, że nie jest pijana, cała reszta była raczej rozczarowaniem. Jak niemal każdy facet z dużym penisem, N. wychodził chyba z założenia, że nie musi specjalnie pomagać naturze, czytaj: szczególnie się starać i sam fakt, że położy się na kobiecie, powinien być dla niej powodem do satysfakcji. Krótko mówiąc: pójście do łóżka nie zmieniło w ich znajomości wiele więcej niż wspólne oglądanie teleturnieju, do której to czynności wrócili chwilę po jego orgazmie i jej braku orgazmu.

Przez następne dwa tygodnie N. i Jo. widywali się prawie codziennie, trudno powiedzieć jednak, jakie potrzeby poza zapełnieniem wolnego czasu, zaspokajali w ten sposób. Dla facetów takich jak N. nie pisze się smutnych, sentymentalnych piosenek, pewnie dlatego, że on sam nie wiedział nic o byciu sentymentalnym. Pokazała mu miasto, pozował z powagą do fotografii na tle zabytków, a często też dość absurdalnych miejsc, budząc tym konsternację Jo, za każdym razem dbał też o to, żeby na zdjęciu wyjść jak najlepiej. Przystojny był, ale jaki z tego w gruncie rzeczy pożytek. Spędzając z nim czas, miała jednak poczucie porządnego prowadzenia się, z dala od zatłoczonych, zadymionych sal w knajpach, alkoholu w nadmiarze, aspiryny i ludzi zniszczonych przez wszystko powyższe. Nie opowiedziała mu, czym się naprawdę zajmuje, a on nie dopytywał, bycie szansonistką wydałoby mu się z całą pewnością mało poważne i nie stałoby się ekscytującym tematem do rozmowy. Nie ekscytujące rozmowy były zresztą główną częścią tej znajomości, a wspólne oglądanie westernów i zwiedzanie najbardziej oczywistych punków miasta, z przerwą na jedzenie chińszczyzny. Wypowiadane zdania raczej stwierdzały stan rzeczy, niż cokolwiek drążyły, a mimo to udało się wytworzyć poczucie niejasnej bliskości.

Tego dnia, kiedy Jo pomyślała, że w gruncie rzeczy mogłaby napisać o N. jakąś smutną, ckliwą piosenkę, on powiedział, że musi wyjechać. Nie okazując żalu, odprowadziła go na pociąg z pełną świadomością, że widzą się po raz ostatni w życiu.

• • •

Gry losowe – spis odcinków

• • •

Joanna Dziwak – urodzona w 1986 roku w Puławach. Autorka książki ze smutnymi wierszami o dorastaniu „sturm&drang”. Mieszka w Krakowie i w Dęblinie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information