O miejskiej sferze publicznej. Obywatelskość i konflikty o przestrzeń [fragmenty]
(I)
Dokonując porządkujących rozstrzygnięć chcemy zerwać z tradycyjnym, w zasadzie konserwatywnym podziałem pomiędzy sferami prywatną i publiczną.
Pogląd konserwatywny sprowadza – prócz życia zamkniętego w ramach grup pierwotnych, głównie rodziny – do domeny prywatnej dziedzinę zachowań gospodarczych człowieka. Jako świat publiczny uznaje wyłącznie domenę „oficjalnej”, zinstytucjonalizowanej (parlamentarnej) polityki. Jak łatwo dostrzec, tak nakreślone rozróżnienie nie pozostawia miejsca dla kosmosu mniej czy bardziej spontanicznej, podmiotowo definiowanej samoorganizacji i partycypacji, czyli „serca” tego, co publiczne w rozumieniu np. lewicowym i liberalnym. Można wskazać na przynajmniej kilka nurtów interpretacyjnych stawiających w nowym świetle dystynkcję: prywatne versus publiczne1.
Po pierwsze, przekroczenie zaznaczonego sztywnego podziału na prywatne i publiczne traktować należy nie jako rozstrzygnięcie postulatywne, ale jako fakt społeczny. Domknęło się ono już w latach 60. ubiegłego stulecia za sprawą nowych ruchów społecznych, redefiniujących poprzez działanie starą wizję (parlamentarnej) polityki i wkraczających na scenę historii jako aktor niezsinstytucjonalizowany2.
Po wtóre, w warstwie analitycznej, tendencjom tym towarzyszyły szeroko zakrojone projekty rewizji tego, co prywatne i publiczne odznaczające się powoli w ramach tradycji liberalnej – jednym z ważniejszych jest tu chyba wystąpienie Roberta A. Dahla i Charlesa E. Lindbloma i ich koncepcja „odprywatyzowania” sfery gospodarowania dzięki procedurom demokratyzacji stosunków produkcyjnych3 oraz socjalliberalny projekt Johna Rawlsa.
Po trzecie, erozję tego, co prywatne w tradycyjnym, konserwatywnym tego słowa znaczeniu i wypieranie tak pojmowanej prywatności przez „intymność”. Fiksację podmiotu (i w konsekwencji szerszych kręgów społecznych) na punkcie własnego ego, przeżyć psychicznych i egologicznie pojmowanej samorealizacji, obnażył w przekonywający sposób Richard Sennett4.
Co prawda, każdy z wymienionych nurtów podważa inny aspekt wyżej wspomnianych dystynkcji, wszystkie jednak potwierdzają faktyczną problematyczność tradycyjnie (i w znacznej mierze potocznie) pojmowanej prywatności. Trzeba też zaznaczyć, że przywołane tu tendencje oddziałują w różnych kierunkach. Pierwsze dwa procesy związane są z antyburżuazyjną woltą, kwestionującą „prywatyzację” rzeczywistości i obnażającą ideologiczność takiego sposobu myślenia o świecie społecznym. Proces trzeci, uchwycony przez Sennetta, przebiega w przeciwnym kierunku – nie od prywatności do upublicznienia, ale raczej w kierunku postępującej subiektywizacji czy też „intymizacji” doświadczenia jednostek. „Pokazywanie się” jest tu tylko pretekstem i ma charakter raczej częściowy, oczywistym następstwem jest wyabstrahowanie jednostki jako podmiotu z kontekstu procesów politycznych i gospodarczych. Jakkolwiek konsekwencje są antyobywatelskie, logika tego procesu jest podobna, przynajmniej jeśli idzie o deabsolutyzację tego, czym jest doświadczenie prywatne lub doświadczanie prywatności.
Mimo że brak ostatecznej zgody co do relacji między interesującymi nas kategoriami, wydaje się nam, że prawomocna będzie propozycja traktowania sfery prywatnej, jako tej, która przez same działające jednostki nie jest ujmowana jako dziedzina publiczna. Tylko takie ujęcie (…) pozwoli nam się ustrzec przed jeszcze silniejszym normatywizmem – oddając głos (prawo decydowania o miejscu w ramach dychotomii publiczne/prywatne) samym zainteresowanym podmiotom5. Uzupełniając proponowany sposób interpretacji, można przyjąć, że publiczne – w opozycji do prywatnego – byłoby sferą możliwie niewyłączającego dostępu w ramach porządku dyskursywnego, wytwarzanego przy tym przez same zainteresowane podmioty.
[Marek Nowak, Przemysław Pluciński, Problemy ze sferą publiczną. O pożytkach z partykularnych rozstrzygnięć]
(II)
Zainteresowanie socjologów sferą publiczną (w tym zwłaszcza miejską sferą publiczną) osadzone jest – od dziesięcioleci – w charakterystycznym dlań kontekście. Po pierwsze składa się na niego założenie, że miejska sfera publiczna znalazła się w głębokim kryzysie (iż nie pełni już w wystarczającym stopniu funkcji wehikułu i jednocześnie narzędzia deliberatywnej demokracji6, iż jest sukcesywnie zawłaszczana przez rozmaite „prywatyzmy”7, iż jest „przymykana” przed najróżniejszymi „kłopotliwymi” kategoriami mieszkańców – użytkowników miasta8 itd.). Po drugie, na ów ogólniejszy kontekst zainteresowania miejską sferą publiczną składa się również przekonanie, że odzyskanie jej dla społeczeństwa9 lub chociaż jakaś zasadnicza zmiana sposobu myślenia o jej zadaniach i funkcjach10 przełoży się w bezpośredni sposób na podniesienie jakości demokracji (przynajmniej tej społecznej), na rozwój społeczeństwa obywatelskiego i ogólnie – na uratowanie wśród członków społeczeństwa poczucia, iż w dalszym ciągu tworzą oni wspólnotę myślącą i działającą w kategoriach dobra wspólnego.
Tymczasem zaś, nie negując obu wspomnianych założeń (przynajmniej nie w całości11), warto postawić pytanie, czy skądinąd ważna, pożyteczna i ciekawa dyskusja na temat miejskiej sfery publicznej nie staje się – niekiedy – pretekstem do wysuwania postulatów i roszczeń, które raczej wzmacniają „system” niż „stronę społeczną”, które dopominają się o rozwiązania obniżające w końcowym rozrachunku poziom spójności i integracji społecznej i które można by było nawet nazwać antyspołecznymi? Innymi słowy, warto dopytywać się, czy w powszechnie deklarowaną troskę o przestrzeń publiczną, o jej kondycję i status nie są wszyte jakieś funkcje ukryte, czy troska ta nie toruje drogi jakiemuś pobocznemu dyskursowi, który służy społecznemu i politycznemu zalegitymizowaniu działań obliczonych na limitowanie bądź wręcz na ograniczenie indywidualnej i zbiorowej autonomii?
W niniejszym artykule chciałbym spojrzeć na miejską sferę publiczną (właściwie na socjologiczną dyskusję na jej temat) nieco podejrzliwie. Spróbuję tu wskazać pięć różnych (…) sposobów instrumentalizowania dyskusji o miejskiej przestrzeni publicznej. Wszystkie one sprowadzają się w praktyce do wikłania postulatu walki o lepszą przestrzeń publiczną w rolę koronnego argumentu mającego bądź to uzasadniać i uprawomocniać projekty radykalnej, (więc i zarazem ryzykownej, o trudnych do przewidzenia skutkach ubocznych) ingerencji w zastaną tkankę społeczną oraz architektoniczną miasta, bądź też uzasadniać i uprawomocniać stopniowe – kawałek po kawałku – oddawanie miasta rozmaitym grupom interesu uważającym się/uznanym przez władze samorządowe za potencjalnie lepszych zarządców określonych zasobów miejskich.
[Rafał Drozdowski, Lepsza sfera publiczna – bezdyskusyjny postulat pod dyskusję]
(III)
Obecna dyskusja na temat możliwych strategii „odzyskania miasta” przeocza kwestię tylko pozornie banalną: aby coś odzyskać, należy najpierw zrozumieć, w jakich okolicznościach to coś zostało stracone. Obecnie centrum światowej urbanizacji przenosi się z Europy i Ameryki Północnej do Afryki i Azji. W efekcie, pojęcie „miejskości”, wykształcone na doświadczeniu Zachodu, jest w tej chwili fundamentalnie redefiniowane. Jednym z najważniejszych wyzwań badawczych staje się zrozumienie różnic geograficznych i historycznych w sposobach „miejskiego życia”. Aby odegrać taką rolę w kształtowaniu globalnego społeczeństwa obywatelskiego jak idea „praw człowieka”, „prawo do miasta”, jak nawołuje David Harvey, musi mieć wymiar uniwersalny. Z drugiej strony koniecznie jest, jak postuluje Neil Smith, odwrócenie znanego hasła i oparcie „globalnego działania” na „lokalnym myśleniu”– refleksji o okolicznościach, w których utracono prawo do miasta w poszczególnych częściach globu12. W naszym przypadku oznacza to zrozumienie momentu, w którym Polska z kraju rolniczego przeistoczyła się w kraj zurbanizowany.
[Kacper Pobłocki, Prawo do miasta i ruralizacja świadomości w powojennej Polsce]
1 Należy tu jednak poczynić ważną metodologiczną notę: musimy pamiętać już na samym wstępie, że to, co niebawem zdefiniujemy sobie jako sferę i przestrzeń publiczną jest w zasadzie pochodną dziedziny prywatnej. Innymi słowy jest to relacja dialektyczna – fenomen sfery publicznej powstaje na styku fetyszyzowanej prywatności i zabsolutyzowanej publicznej władzy nad podmiotem. Sfera publiczna nie może więc, jako produkt dialektyczny, istnieć bez dziedziny prywatnej i hipertrofii aparatu administracyjnego, ma bowiem wobec nich charakter antytetyczny. Rozważanie te wprowadzimy szerzej omawiając w bardziej szczegółowy sposób propozycję Jürgena Habermasa.
2 Stanowisko nowych ruchów społecznych pierwotnie odrzucało zaangażowanie formalne w reprezentacyjny model polityki. Z czasem jednak w owa politykę coraz wyraźniej się angażowało – przykładem są tu silnie i szybko instytucjonalizujący się niemieccy „Zieloni” (por. W. Miziniak, Zieloni w Republice Federalnej Niemiec, Instytut Zachodni, Poznań 1990). Założenia i genezę nowych ruchów społecznych można prześledzić choćby w oparciu o klasyczny tekst Clausa Offego (C. Offe, Nowe ruchy społeczne. Przekraczanie granic polityki instytucjonalnej, [w:] P. Sztompka, M. Kucia, Socjologia. Lektury, Znak, Kraków 2005).
3 To tam właśnie, już w roku 1953, we wspólnej pracy Dahla i Lindbloma pojawia się pojęcie poliarchii, które stanie się po latach kluczowym wkładem Dahla w nauki społeczne. Autorzy starają się rozwijać idee rozproszenia ośrodków władzy, również w przestrzeni aktywności gospodarczej (por. Robert A. Dahl, Charles E. Lindblom, Politics, Economics and Welfare, Transaction Publishers, New Jersey 2000).
4 R. Sennett, Upadek człowieka publicznego, Wydawnictwo Literackie Muza, Warszawa 2009; Sennett w przywołanej pracy skupił się przede wszystkim na problemie umiejętnego „uobecniania”, pokazywania się w przestrzeni publicznej przez prywatne jednostki i powiązanie tego z autokonstytucją podmiotu.
5 Istnieje tu oczywiście niebezpieczeństwo, że same podmioty – choćby z perspektywy swoich partykularnych, skrajnie indywidualistycznie pojmowanych interesów – chcą, sprzyjając przy okazji konserwatywnym wizjom urządzenia społecznego świata, zawężać pojęcie tego, co publiczne i opowiadać się za daleko posuniętą „prywatyzacją” rzeczywistości. Zakładamy jednak, że są to – jakkolwiek nie odosobnione – tendencje, które w warunkach późnej nowoczesności napotykają na silną kontrakcję społeczno-historycznych procesów, o których uprzednio wspomnieliśmy, a których wspólnym mianownikiem jest próba wzmacniania postaw obywatelskich opartych na „indywidualistycznej wspólnotowości”.
6 Zob. J. Habermas, Strukturalne..., dz. cyt.
7 Zob. np. R. Drozdowski, W. Godzic, H. Grzeszczuk-Brendel, A. Jakubowska, M. Krajewski, W. Kuligowski, L. Olszewski, J. Sawicka, E. Rewers, Prywatnie o publicznym/ publicznie o prywatnym, Poznań 2007.
8 Zob. np. J. Ranciere, Dzielenie postrzegalnego. Estetyka i polityka, Kraków 2007.
9 Zob. N. Klein, No logo, Izabelin 2004, s. 21–143; J. Urbański, Odzyskać miasto. Samowolne osadnictwo, skłoting, anarchitektura, Poznań 2005.
10 Zob. Ch. Mouffe, Paradoks demokracji, dz. cyt., s. 115–123.
11 Trudno polemizować ze stwierdzeniem, że proces destrukcji miejskiej sfery publicznej rzeczywiście postępuje (choć jednocześnie wielu autorów – zob. np. M. Castells, Społeczeństwo sieci, Warszawa 2007 – wskazuje, iż tak naprawdę wiele starych funkcji rozumianej w sposób Habermasowski sfery publicznej przejął dziś Internet lub że tradycyjnie pojmowana sfera publiczna uległa „parcelacji” na niezliczoną subsfer mających półotwarty charakter – zob. np. R. Putnam, Samotna gra w kręgle. Upadek i odrodzenie wspólnot lokalnych w Stanach Zjednoczonych, Warszawa 2008). Więcej wątpliwości budzić może założenie o prostym, liniowym związku między jakością sfery publicznej a jakością demokracji i siłą społeczeństwa obywatelskiego. Nie tylko dlatego, że mamy prawo się spierać, co w tym związku jest zmienną zależną, a co zmienną niezależną. Także dlatego, że z coraz większą trudnością przychodzi nam – jako socjologom – określić siłę tego związku, nie wspominając już o ustaleniu listy jego dodatkowych, często bardzo sytuacyjnych uwarunkowań.
12 N. Smith, Geography, difference and the politics of scale, w: Postmodernism and the Social Sciences, red. J. Doherty, London 1992, s. 57-79.
• • •
Więcej o książce O miejskiej sferze publicznej. Obywatelskość i konflikty o przestrzeń Marka Nowaka i Przemysława Plucińskiego w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art
O miejskiej sferze publicznej. Obywatelskość i konflikty o przestrzeń w naszej księgarni internetowej