Afrykańskie korzenie UFO

Anthony Joseph / Książka

W gorącej i hedonistycznej atmosferze Toucan Bay, karaibskiej enklawy na planecie Kunu Supia, z pustyni powraca legendarny szmugler syntetycznej melaniny Joe Sambucus Nigra. Za głowę dilera wyznaczono nagrodę, a w portowym burdelo-barze „U Houdiniego” czeka na niego gromada wrogów, w…

Historie o ludziach z wolnego wybiegu. Pasty i skity

Sławomir Shuty / Książka

"Historie o ludziach z wolnego wybiegu. Pasty i skity" to pierwszy sezon serialu dokumentującego zielone wieloświaty. Wchodzimy w butach w życie społeczności przemasowionej bez zastanowienia w trakcie jej upadku z kosmicznego drzewa braku czasu i empatii. Zaludniające zielony mixkosmos hominidy…

Zaczarowany uber

Zenon Sakson / Książka

***Zrodzone z podziemia psychoaktywne bajdy tajemniczego geniusza, którego tropem idą tylko prawdziwi dzicy detektywi literatury polskiej. Zaszyfrowany anty-jaszczurzy przekaz, literackie mołotowy rzucone ku chwale Santa Muerte. Meskalina kipi w garczku, ciało zabitego Buddy gnije na trakcie z Polski do Meksyku,…

Niż

Maciej Topolski / Książka

Niż Macieja Topolskiego to zbiór próz poetyckich zawierających elementy eseju i reportażu, a poświęconych pracy kelnerskiej. Książka została podzielona na pięć części, w których autor porusza kolejne aspekty pracy w gastronomii. Od rekrutacji przez kontakt z klientem po problematyczne relacje…

Pokolenie wyżu depresyjnego

Michał Tabaczyński / Książka

Depresyjne przebudzenia, poranny szczyt depresji, depresyjna droga do pracy, sama praca – jeszcze bardziej depresyjna. Depresyjne samochody i depresyjne korki, w których te samochody beznadziejnie tkwią. Depresyjna literatura i muzyka depresji w tle. Depresyjne kolacje i przedsenne miłosne uniesienia naznaczone…

Oni migają tymi kolorami w sposób profesjonalny. Narodziny gamedevu z ducha demosceny w Polsce

Piotr Marecki, Tomasz Tdc Cieślewicz / Książka

Obecnie, gry komputerowe produkowane w Polsce stanowią jedną z najbardziej na świecie rozpoznawalnych marek. Jak jednak wyglądały początki rodzimego gamedevu? Czy wszyscy twórcy gier się do nich dziś przyznają? Jaki był wpływ demosceny na gry? I co autorzy gier z…

Nauka i praca

Aleksandra Waliszewska / Książka

Album Aleksandry Waliszewskiej. Aleksandra Waliszewska - lubi wydawać albumy.   Dear Customer! If you want to order the book and have it shipped abroad, please contact us at dystrybucja@ha.art.pl

Dropie

Natalka Suszczyńska / Książka /

W Polsce, w której wysokie czynsze, niskopłatna posada w bankomacie, gadające ptaki, uchodźcy z krajów Beneluksu oraz psy upijające się w tawernach są na porządku dziennym, dziewczyna o refleksyjnej naturze mierzy się z wejściem w dorosłość.

Gigusie

Gigusie / Książka

Jakub Michalczenia ma znakomity zmysł obserwacji, co dla prozaika realisty jest ogromnie istotne. Świat, który opisuje, jest prawdziwy i wiarygodny, czytelnik nie ma wątpliwości, że to wszystko prawda, że tacy ludzie istnieją i takie jest ich życie.Kazimierz Orłoś  To nie…

Dziwka

Dziwka / Książka

Weronika pada ofiarą zbrodni ze szczególnym okrucieństwem. Jej przyjaciółka Mery wraca do znienawidzonego rodzinnego miasta, by znaleźć mordercę. Jednak gdy słowo "ofiara" przeplata się z "dziwka" łatwo zgubić  właściwy trop. *** Śmierć Weroniki jest przedwczesna, tragiczna i wielce zagadkowa. Prywatne…

Turysta polski w ZSRR

Turysta polski w ZSRR / Książka

Jeśli pół życia się zmyśliło, a resztę przegapiło, to można zawrócić do ostatniego wyraźnego obrazu w pamięci i od niego zacząć jeszcze raz. Nawet jeśli tym obrazem jest Związek Radziecki. Po wyjściu ze szpitala psychiatrycznego trafiłem na przewodnik po ZSRR,…

Psy ras drobnych

Psy ras drobnych / Książka

Bohaterka: pacjentka (lat 28) depresyjna, bezczynna, zalegająca w łóżku, wycofana z relacji towarzyskich, przyjęta do szpitala psychiatrycznego z powodu pogarszania się stanu psychicznego i nadużywania leków. Cechuje ją postępująca apatia, spadek energii z zaleganiem w łóżku, utrata zainteresowań, gorsze skupienie…

Frontpage Slideshow | Copyright © 2006-2013 JoomlaWorks Ltd.

"Kryzys": rozmowa z Romanem Dziadkiewiczem, Tomaszem Pułką i Szczepanem Kopytem

Redakcja

Niedawno Korporacja Ha!art wydała książkę poetycką, nawiązującą do tradycji międzywojennych biuletynów poetyckich, które były efektem bezpośredniej współpracy między poetami (zazwyczaj zaangażowanymi politycznie) a grafikami. Do udziału w tym projekcie zaprosiliśmy: Agnieszkę Mirahinę, Jasia Kapelę, Szczepana Kopyta, Łukasza Podgórniego i Tomasza Pułkę.

W związku z tym, że przez ostatni rok żyliśmy informacjami o kryzysie ekonomicznym, zaproponowaliśmy autorom, by zmierzyli się z tym problemem i z samym pojęciem kryzysu. Graficzną oprawę książki zrobił Roman Dziadkiewicz.

• • •

W dzisiejszej dyskusji wezmą udział:

Tomasz Pułka – autor trzech tomów wierszy: "Rewers", "Paralaksa w weekend" i "Mixtape", laureat nagrody o wdzięcznej nazwie Dżonka oraz stypendysta miasta Krakowa.

Szczepan Kopyt – poeta i muzyk yassowy, laureat dziesiątej edycji Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina, autor trzech książek poetyckich: "[yass]", "[yass]/Możesz czuć się bezpiecznie" oraz "sale sale sale".

Roman Dziadkiewicz – który w nocie dołączonej do materiałów prezentujących biuletyn przedstawia się w lapidarny sposób jako artysta interdyscyplinarny, badacz i rewolucjonista postsekularny życia codziennego.

Tomasz Charnas – krytyk literacki, który wystąpi w roli zoila.

• • •

Grzegorz Jankowicz: Slavoj Žižek w ostatniej swojej książce wiele uwagi poświęca właśnie kryzysowi. Wskazuje na to już sam tytuł wzięty z Marksa: Najpierw jako tragedia, potem jako farsa [First As Tragedy, Then As Farce, 2009]. Słoweński filozof stawia tezę, że ogólnoświatowy kryzys, którego pierwszą manifestacją były ataki na World Trade Center, objawił się nam najpierw jako gigantyczna tragedia, natomiast jego druga odsłona – krach na światowych rynkach – była całkowicie komiczna, a przynajmniej wywołała paradoksalne (komiczne) efekty. Wydaje mi się, że biuletyn poetycki Ha!artu – ze względu na ironiczny charakter zamieszczonych w nim wierszy – jest próbą reakcji na tę komediową fazę kryzysu.

Chciałbym was na początek zapytać, czym dla was jest kryzys (nie chodzi mi jedynie o wydarzenia z ostatniego roku, ale także o samo pojęcie).

Szczepan Kopyt: Jasne jest, że odnosiliśmy się do kryzysu finansowego, który bierze swój początek w jakiejś idei, z którą „na lewo” jest nam nie po drodze. Chodzi o zwyczajny, publicystyczny fakt kryzysu, który nagle pokazuje, czym jest kapitalizm, z jakimi problemami się boryka, z jakimi my się borykamy. Myślę, że mówię trochę po fakcie – nikt z nas, autorów, nie umawiał się z góry, jakie utwory będziemy dawali, wiadomo było tylko, że chodzi o niewielką ilość wierszy do tego biuletynu.

Tomasz Pułka: Również ciężko jest mi odpowiedzieć na to pytanie, bo już trochę oswoiłem się nie tylko z tą książką, ale i z całym kryzysem. W pierwszym założeniu miała to być publikacja doraźna, alarmowa, interwencyjna, nie wiem, czy opóźnienie, z jakim została wydana, wyszło jej na dobre, natomiast wydaje mi się kluczowym fakt, że wszystkie te teksty powstały niejako na zamówienie. Bo mam rację, przynajmniej w stosunku do ciebie, Szczepanie?

Szczepan Kopyt: Niezupełnie, początkowo rzeczywiście potraktowałem ten projekt jako pracę na zamówienie, ale potem zmieniłem dużą część wierszy i one nie były już pisane z myślą o tej konkretnej publikacji. Ja po prostu permanentnie rozważam kryzys – różne sytuacje społeczne, aktualne, pchające rzeczywistość do przodu, są dla mnie dość ważne.

Tomasz Pułka: Mógłbym jeszcze na koniec zacytować fragment książki: „nie ma kryzysu, to jest normalny stan kapitalizmu”.

Grzegorz Jankowicz: Romku, praca nad biuletynem zbiegła się z przygotowaniami do wystawy, którą przygotowywałeś dla CSW („Schizma”) o sztuce lat 90. Jak wyznałeś w jednej z rozmów, te dwa projekty okazały się w dużej mierze komplementarne.

Roman Dziadkiewicz: Chciałbym najpierw odpowiedzieć na pytanie zadane wcześniej. Akurat ja rwę się do odpowiedzi, bo jest mi chyba łatwo ją sformułować. Dla mnie kryzys jest permanentnym stanem, w którym się znajduję od nie pamiętam kiedy, jest środowiskiem, w którym żyję, funkcjonuję, jest moją niemal naturalną kondycją – dlatego z takim entuzjazmem zareagowałem na ten projekt. Rzeczywiście jakoś go połączyłem z wątkami, którymi się w tamtym momencie zajmowałem, czyli szukaniem powinowactw między tym, co robię teraz, a tym, co robiłem w latach 90. i co wtedy przesączało się do mnie z zewnątrz – w wieku dwudziestu lat jest się bardzo podatnym na to przesączanie. Nowy projekt skojarzyłem z jednej strony z bardzo konkretnymi motywami, które gdzieś w swoim archiwum wygrzebałem, z kontekstem dużej wystawy „Schizma” o latach 90., która jeszcze jest w Zamku Ujazdowskim. Z drugiej strony jest też wymiar społeczno-kulturowo-polityczny, który z odnajduję w tych wierszach, a jednocześnie borykam się z nim na co dzień w różnej skali. We wtorek w Jaszczurach wymyśliłem – improwizując – pojęcie zmiennej ogniskowej, czyli płynnego przechodzenia od bardzo delikatnych, intymnych zaczepień, uwikłań, do szerokiego planu społecznego, politycznego czy kulturowego.

Grzegorz Jankowicz: Ciekaw jestem, jaka była reakcja Tomka Charnasa, kiedy dowiedział się, że tego rodzaju publikacja jest przygotowywana.

Tomasz Charnas: Już się wstydzę, że obiecałem smagać tu jakimś biczem autorów, redaktorów czy wydawcę. Opowiem może o początku, który mnie zaintrygował najbardziej – kiedy wiersze „na kryzys” zawisły w Klubie pod Jaszczurami. Spodobało mi się to, że jest akcja, że coś się dzieje, i dla mnie biuletyn jest kolejnym krokiem, etapem, który rozwija manifestacyjność, takim pobudzaniem i autorów, i jakiegoś segmentu wydawniczego do tego, żeby zaistniało coś, co wchodzi w przestrzeń publiczną, później też medialną. Z książką, arkuszem, biuletynem, łatwiej już się przebijać do mediów, a dzisiaj media są, zwłaszcza elektroniczne, głównym nośnikiem informacji czy opinii. Jeśli chodzi o akcję w Jaszczurach, jestem jak najbardziej na tak, zwłaszcza że ona nawiązuje do nowofalowych plakatów z wierszami. Jeśli chodzi o sam biuletyn, świetna sprawa, szkoda że tak późno, ale domyślam się, że były jakieś ograniczenia z publikacją.

Roman Dziadkiewicz: To jest publikacja absolutnie kryzysowa.

Tomasz Charnas: Miejscami to widać.

Roman Dziadkiewicz: Nie miejscami, tylko wszędzie, włącznie z tym, że miękka okładka skazuje tę publikację na zatratę po kilkunastu lekturach, pod warunkiem, że czytelnicy będą tak intensywnie nad nią pracować jak ty.

Tomasz Charnas: Życzyłbym wszystkim tu zgromadzonym, żeby tak pracowali. Jeśli chodzi o przebijanie się do mediów, to wyglądało to tak: ale co znowu haartowcy wymyślili, a to może z KP jednak jest, a to jest książka? Nie? To co to jest? Uznali, że to są wydruki i miałem wrażenie, że wracamy do kultury samizdatu, i to byłoby całkiem fajne, jeśli chodzi o kryzys, o funkcjonowanie w nowych warunkach rynku wydawniczego. Z drugiej strony mam nadzieję, że ktoś to zauważy i będzie chciał dyskutować o tym, kim są najzdolniejsi młodzi poeci, czy tylko ta grupka, czy może jeszcze jest ktoś inny – w świadomości większości dziennikarzy i krytyków zajmujących się literaturą te nazwiska nie istnieją, jeśli rozpoznają jedno, to będzie dobrze, bo poezja jest dzisiaj niemodna. Ale może właśnie tu jest miejsce na awangardę i może Kryzys będzie właśnie awangardowy: że poeci zrobią coś innego, że to nie będzie jak to pieprzenie w mediach, jak jest u nas, a jak jest w Ameryce.

Grzegorz Jankowicz: Powiedziałeś, że eksperymentowanie z relacjami między tekstem i obrazem może być dla literatury nowym otwarciem. Co myślisz natomiast o pomyśle pisania wierszy na zaproszenie wydawcy, który tworzy grupie autorów eksperymentalne warunki?

Tomasz Charnas: Pisanie wierszy na zamówienie jest dla mnie zawsze chorym zjawiskiem.

Grzegorz Jankowicz: Dlaczego?

Tomasz Charnas: Dla mnie to jest rodzaj przymusu, który owszem, może być konstruktywny, ale wtedy istnieje obawa, że pójdzie to w stronę publicystyki i te teksty mogą być bardzo odrębne, odłączone od reszty twórczości autora – tego się boję przy wierszach na zamówienie. Teoretycznie konstruktywne jest to, że na przykład Tomek Pułka poszperał i powiedział: to ja się zorientuję, co z tego mogę wykorzystać jako pożywkę dla materii poetyckiej. Agnieszka Mirahina trochę mnie zaskoczyła, bo wydaje mi się, że jej propozycja jest pomiędzy tym, co wcześniej pisała, a wizją dania jakichś konkretnych tekstów do projektu. Dobrze, że teksty tych poetów tak różnią się między sobą, ale pozostaje we mnie opór wobec samej instancji pisania na zamówienie, kiedy ktoś niekoniecznie ma coś do powiedzenia na jakiś temat, nawet jeśli to jest temat intrygujący. Oczywiście pojawia się wizja rozpatrywania tego w działaniu grupowym, co przecież było pożywką dla wielu działań literackich już wcześniej, między innymi w dwudziestoleciu międzywojennym dzięki kooperacji różnych środowisk, indywidualności. Wtedy powstawało dużo fajnych rzeczy i miałem taki wielki głód, że ta książka będzie czymś podobnym. Później okazało się, że ten arkusz jest kryzysowy i trudno po porównywać do tych awangardowych.

Grzegorz Jankowicz: Chciałbym poprosić autorów, by odnieśli się do tego zarzutu. Z tego, co mówi Tomek, wynika, że to wy powinniście stawić opór wydawcy, odrzucając zaproszenie do udziału w projekcie.

Tomasz Pułka: No ale dlaczego? Dlaczego nie odrzeć poezji z tego paradygmatu natchnienia, bokobrodów, czarnego golfu i potraktować jej wreszcie serio – jako pełnoprawną uczestniczkę dyskursu?

Szczepan Kopyt: Jeśli wydawcy mają ciekawe pomysły, to dla mnie sprawa wydaje się być w porządku, z tym że, jak już wspominałem, moje pierwotne podejście, pierwszy rzut, był diametralnie różny od tego, na co zdecydowałem się później. To, co później powstało, po prostu się narodziło, nie byłem bezpośrednio nakierowany na zadanie. Tak, pierwszy wiersz był zadaniem, pisałem go bardzo długo, ponad miesiąc, i teraz nawet wydaje mi się, że się udał, że jest całkiem dobrze napisany – ale reszty już tak nie robiłem. Pisanie na zamówienie wydaje mi się ok, jeśli o tym wiadomo. Nie wiem, czy to raczej nie czytelnik ma w tej chwili problem, bo to on sobie musi ściągnąć sobie następną klapkę: wiem, że za te teksty zapłacono, zamówiono je wcześniej i czy mnie to obchodzi. Ja nie widzę problemu i nie wiem, dlaczego miałbym się za to biczować.

Tomasz Charnas: Ale patrzyłeś na siebie w tym wszystkim jako uczestnika projektu? Projektu poetyckiego, wydawniczego?

Szczepan Kopyt: Ja się bardzo w tym projekcie ograniczyłem do siebie, nie wiedziałem, jaka będzie forma graficzna, kto to będzie robił, nie wiedziałem, jaka będzie praca redakcyjna, kto będzie redagował, więc po prostu skupiłem się na pisaniu tekstu, i tyle. Zwykły eksperyment, tak to sobie widzę, bo możliwości ingerencji po tym, jak zobaczyłem PDF-a, za dużych nie miałem i nie mogłem mieć.

Tomasz Charnas: Ja myślałem, że to będzie taki ruch grupowy, który doprowadzi do opublikowania konkretnego zbioru tekstów, manifestów, czyli coś, co można by podpiąć pod słabą bardzo programowość liryki ostatniego dwudziestolecia, co bardzo by mnie to ucieszyło.

Grzegorz Jankowicz: Mam wrażenie, że efekt tego rodzaju powstaje sytuacyjnie. Możemy sobie wyobrazić jakieś wyjazdowe seminarium poetyckie, na którym spotyka się pięciu poetów pracujących nad konkretnym zagadnieniem. Niemniej jednak autorzy wierszy do biuletynu Kryzys w trakcie pracy nie mieli ze sobą bezpośredniego kontaktu. Późniejsza prezentacja wierszy na plakatach czy w książce tworzy wrażenie pewnej wspólnoty, ale jest to wspólnota sytuacyjna w pełnym tego słowa znaczeniu. Mimo to między wierszami zachodzą pewne związki. Można nawet mówić o czymś w rodzaju dialogu międzytekstowego. To daje nam wyobrażenie o pewnych ideach, którymi oddychamy. Okazuje się, że jest wspólny mianownik, który wcale nie został narzucony przez wydawcę.

Tomasz Charnas: Mnie najbardziej ucieszyło to, że kiedy wczoraj z Tomkiem Pułką i Łukaszem Podgórnim rozmawialiśmy w Hucie na temat tej książki, okazało się, że oni jak najbardziej podpiszą się pod prawie każdym jej tekstem. Ja to widzę jako pewną etapowość, wydaje mi się, że pewnymi krokami dochodziliście do tego, że to jest wasze wspólne dzieło.

Czytając, nie wiedziałem, jakie było założenie wydawcy i ile zdradzał autorom, co jest dla mnie bardzo istotne, to jest podstawowa informacja, której potrzebuję, jeśli mam rozpatrywać publikację z różnych stron. Bo tak: to jest najpierw akt lekturowy, czytam to jako zbiór wierszy różnych autorów, potem jest informacja na okładce, z której mogę się zorientować mniej więcej, o co chodzi, pamiętając przy tym, co się działo w 2008 roku w Jaszczurach. Kojarzę akcję, miło wspominam sam pomysł, ale przychodzi moment, kiedy zaczynam zastanawiać się, jak powinno to funkcjonować jako publikacja wydawnicza i jak to ma zafunkcjonować we mnie. I wtedy zakładam, że to jest przypadkowa gra wydawcy, który załatwił ją sobie, skrzykując paru poetów, co prawda zamiast książki zbiorowej akurat biuletyn wyszedł, ale może się sprzeda, ktoś się tym zainteresuje, bo zasada rynkowa jest taka, że częściej się kupuje książki zbiorowe niż jednego autora.

Grzegorz Jankowicz: Różnice między biuletynami z dwudziestolecia i naszą publikacją w zasadzie zostały już przedstawione. Tamte publikacje były efektem bezpośredniej pracy zbiorowej. Odpowiadając na zarzut, że oto wydawca „załatwia sobie” grupę poetów, powiedziałbym, że chodzi raczej o wspólne załatwienie pewnej sprawy. Jakiej? Uważam, że tym, czego potrzebuje dziś literatura, jest zamach na granice gatunkowe i formalne, dzięki któremu wypracowane zostaną nowe narzędzia komunikacyjne, które pozwolą literaturze uczestniczyć w dyskusji społecznej. Niekoniecznie po to, by poruszać problemy polityczne. Chodzi o uczestnictwo, które ze względu na tradycyjne środki komunikacji jest obecnie bardzo ograniczone. Między innymi po to Ha!art inicjuje tego rodzaju projekty. Chcemy zerwać z klasycznym wyobrażeniem o pracy twórczej jako działaniu realizowanym w przestrzeni „poza”, w sferze autonomii, na marginesie społecznym etc. Twój zarzut jest więc absurdalny. Kończąc ten wątek, chciałem zapytam Tomka i Szczepana o kwestię zaangażowania. Dużo się o tym mówi, choć odnoszę wrażenie, że częściej wątek zaangażowania poruszany jest przez krytyków, rzadziej przez samych autorów.

Szczepan Kopyt: Ja właściwie nie wiem, nie mam sygnałów takiego odbioru od czytelników komentatorów czy recenzentów. Ja swoje teksty odczytuję jako angażujące, a nie zaangażowane, i swoją rolę w pisaniu widzę w angażowaniu do myślenia albo do rozrywki. I tyle. Osobną sprawą jest to, na ile widoczne jest moje zaangażowanie w angażowanie, a na to odpowie dopiero czytelnik i wtedy dopiero będę mógł odpowiedzieć za pośrednictwem Innego na pytanie, czy mnie widać jako zaangażowanego i w co. Temat jest mi bliski, bo wiąże się z poezją Podsiadły czy Świetlickiego, którzy byli zaangażowani i dawali temu wyraz. Dorastając i słuchając punk rocka, trafiłem na taką poezję, wiedziałem więc, że jest margines poetów, którzy się tego nie boją. Widzę pewną tradycję zaangażowania, ale tego nie rozpatruję, nie zastanawiam się, sypiam z tym po nocach całkiem spokojnie. Pisanie zaangażowanych wierszy jest dla mnie w miarę normalne.

Tomasz Pułka: Ja nie jestem w stanie sobie z tym poradzić, bo to jest pytanie sprowadzające naszą rozmowę do parteru. Musielibyśmy przygotować sobie jakieś zaplecze merytoryczne, jakieś tło. Mogę powiedzieć, że w pewnym momencie człowiek dochodzi do wniosku, że pisanie i to, co myśli, jego zdanie na różne tematy, także polityczne, to się jedno na drugie przekłada i ta poezja nie jest zbitką bezładnych słów, tylko jakimś świadectwem siebie wobec świata.

Tomasz Charnas: Skąd te problemy z definiowaniem zaangażowania? Dla mnie to jest strasznie ciekawe, w latach pierwszych strasznie w dupę dostali prozaicy – stworzono metkę literatury zaangażowanej i różnie ją interpretowano czy ujmowano, przede wszystkim jako rodzaj gestu pisarskiego pod względem tematycznym. Jeśli piszę w sposób zaangażowany, to deklaruję, że jestem częścią jakiejś grupy, jakiegoś środowiska, że jesteśmy zamknięci w jakiejś przestrzeni. Samo zaangażowanie jako idea ma dosyć długą historię w dziejach literatur, tylko u nas jest trudno wysupłać i od artystów, i od krytyków własną koncepcję zaangażowania. Czy wy jako autorzy nie macie potrzeby, żeby ująć swoje zaangażowanie, swoją potrzebę angażowania? Czym w praktyce jest to wasze zaangażowanie czy zaangażowanie literatury przez was tworzonej?

Szczepan Kopyt: To jest właśnie to, o czym mówiłem: jeśli chcesz się dowiedzieć, dlaczego te teksty angażują, zapytaj o to siebie jako czytelnika albo jako krytyka. Dlaczego mnie o to pytasz?

Tomasz Charnas: Bo to wy jesteście autorami, to jest wasze spotkanie.

Szczepan Kopyt: Ja jestem poetą, ja odpowiadam, pisząc wiersze.

Tomasz Charnas: A w dwudziestoleciu pisali autokomentarze, pisali autokrytyki, autoanalizy…

Szczepan Kopyt: Ja nie mam na to ochoty, mnie to jest absolutnie niepotrzebne, nie czuję się w obowiązku dopowiadania czegoś do wierszy, które, mam wrażenie, są jasne.

Grzegorz Jankowicz: Czy nie masz wrażenia, że to postawa nieco zachowawcza? Powtórzę pytanie Tomka: czy jako poeta masz potrzebę zdefiniowania swoich działań literackich za pomocą kategorii zaangażowania?

Szczepan Kopyt: Tak, odczuwam taką potrzebę, ale nie werbalizuję jej sobie. Jest to związane z tym, że się kiedyś identyfikowałem z taką a nie inną filozofią, że mam jakieś sympatie klasowe, natomiast ja tego nie werbalizuję. Traktuję tę część maszyny, tego układu społecznego, w którym się znajduję, jako taką czarną skrzynkę: wkładasz coś z jednej strony, a wychodzi z drugiej, natomiast niekoniecznie to wyraża stan psychiczny autora – dla potomności czy choćby na potrzeby tej dyskusji.

Tomasz Pułka: A ja zupełnie przeciwnie – zapewne dlatego, że nie mam takiej intelektualnej reprezentacji jak Szczepan i potrzebuję ją sobie nadbudować taką otoczką zewnętrzną – byłbym jednak za robieniem rozróby, przyznawaniem się do sympatii politycznych. Zresztą i tak jesteśmy usadzeni przez tę kategorię polityczności.

Grzegorz Jankowicz: Mam pytanie do Romka. W „Lampie” ukazała się recenzja biuletynu autorstwa Pawła Kozioła, który powiada tak oto: „Korporacja Ha!art wydała również pozycję zatytułowaną Kryzys. Biuletyn poetycki. Na tylnej okładce tego produktu, a ma on miękką, faktycznie kryzysową oprawę, co w połączeniu z dużym, prawie gazetowym formatem [Paweł nie rozpoznał formatu płyty winylowej] sprawia, że wydawnictwo to prędzej czy później musi się faktycznie zmacerować, widnieją słowa dumne i apodyktyczne, porównujące kryzys między innymi z Europą czy Ziemią na lewo. Chodzić ma o połączenie zaangażowania politycznego autorów z tradycją poezjografii międzywojnia. Jeżeli już mówimy, drogie dzieci [powiada młody skądinąd krytyk] o szczytnych przedwojennych tradycjach, to warto pamiętać, że wydawnictwo pod tytułem Kryzys byłoby wówczas zrecenzowane słowem „rzeczywiście”, przy czym kwestie graficzne nie są tu bez znaczenia. Przedwojenne wydawnictwa poetycko-polityczne operowały językiem plastycznym, nawiązującym do gazet, radykalizującym ich elementy, teksty bądź zdjęcia za pomocą kolażu. Kryzys ma wygląd dekoracyjny i designerski, a głównym elementem jest zamiana liter na znaki graficzne. Przedwojenna gazetopodobna grafika dobrze odnosiła się do tematu, w Kryzysie jedyny tekst, dla którego grafika coś znaczy, został napisany przez Agnieszkę Mirahinę”. Autorowi recenzji chodzi o to, że wizualne elementy pojawiające się w biuletynach międzywojennych były bardzo mocno zakorzenione w rzeczywistości – także rzeczywistości politycznej – tamtego czasu. Zarzut pod adresem Kryzysu sprowadza się do tezy, że nasz biuletyn nie jest wizualnie zanurzony w rzeczywistości. Czy zgodziłbyś się z takim zarzutem?

Roman Dziadkiewicz: Nie, z urzędu nie mogę się zgodzić [śmiech]. Wydaje mi się, że tutaj takim kluczowym wątkiem czy pojęciem jest to powtarzające się „moc komunikatu”, „słabość komunikatu”. W latach międzywojennych te publikacje powstawały w zupełnie innym kontekście kulturowym i politycznym – one były bardzo polityczne w sensie rancierowskim czy postheglowskim, one po prostu kipiały chęcią, potrzebą dzielenia postrzegalnego, uczestniczenia w przestrzeni wizualnej przez artystów wizualnych i przez poetów, którzy przy tych projektach współpracowali. One były erupcją talentu na polu liminalnej przestrzeni pomiędzy literaturą i obrazem. To wszystko kipiało, tak jak cała ta rzeczywistość kipiała. Teraz ani te wiersze nie kipią, ani ja nie kipię, ani kryzys nie kipi, dlatego ja z pełną premedytacją pracowałem nad tym w ramach wrażliwości, delikatności i szacunku dla pojęcia „kryzys” i dla figury słabości. I teraz, jeśli ktoś nie potrafi rozpoznać, do czego nawiązałem formatem biuletynu, to niech nie pisze więcej na ten temat.

Z innych moich refleksji: przed chwilą z przerażeniem usłyszałem w czasie waszej rozmowy, że krytyk mówi: „poeci, wy powinniście się zbuntować”. Figura „poeci, wy powinniście się zbuntować” jest tak karkołomna, że warto przemyśleć ją samą w sobie. Wydaje mi się, że kłopotliwość tych uwikłań, tych jakby wielowątkowych relacji polega na tym, że one wikłają wszystkich, nie tylko tych biednych poetów, którzy powinni się buntować, a tutaj nie spełniają oczekiwania krytyka i się nie buntują – a może właśnie oni się w ten sposób buntują? Ostatecznie jest to uwikłanie wszystkich stron dramatu w rodzaj myślenia życzeniowego, takiego że: ja sobie wyobrażałem, że to będzie wyglądało inaczej, ja się spodziewałem, że to będzie jeszcze bardziej popierdolone niż Ziemia na lewo, ja myślałem, że oni zrobią coś takiego, że potem my tych rzeczy z lat 20. nie będziemy pamiętać jako coś takiego pokombinowanego, tylko będziemy mówić o tym, że dopiero teraz oni przegięli tak do końca, że absolutnie już się nie da tego czytać, trzeba pod światło albo coś, najlepiej jeszcze, żeby te wiersze znikały w zależności od temperatury i tak dalej, albo że czytać można tylko w lodówce. A fakty są takie, że i jako projekt na zamówienie, bo myślę, że można o tym mówić jako o formie takiej małej wystawy zbiorowej, bo taka forma funkcjonuje w sztukach wizualnych od dawna, i jako literatura na zamówienie ten biuletyn nie jest czymś szczególnie dziwnym czy nadzwyczajnym. Realizuje się po prostu jakiś rodzaj sytuacji grupowej, spotkanie różnych perspektyw w ramach jednego projektu. I teraz ten kryzys, przynajmniej z mojej perspektywy, był takim metawezwaniem właśnie wobec tych oczekiwań gdzieś tam rodem z modernistycznej terminologii: że my tutaj będziemy wykonywać jakieś transgresyjne gesty, przekraczać swoją niemoc czy ograniczenia dotychczasowych realizacji. Mnie się wydaje, że jest raczej odwrotnie, że my tutaj się mierzymy z kłopotliwą sytuacją jakiejś tam słabości, poczucia jakiejś niewydolności. I dla mnie taką metaforą wypełniania szczelinek w wierszach jakimiś obiektami może być to, że – powiedzmy – mam jeszcze ciągle większą ilość zębów, ale dwóch nie mam. I jeden mam, powiedzmy, zastąpiony złotym, a jeden jest z dziurą, a jeden jest z plombą, a jeden jest jeszcze taką czarną plombą robioną w latach 80., ale ostatecznie jestem w stanie codziennie zjeść śniadanie, obiad i jakoś tam funkcjonować – także wydaje mi się, że to wydawnictwo też tak trochę pociągnie.

Grzegorz Jankowicz: Myślałem o tym właśnie w taki sposób – jako o działaniu, które ma się mierzyć z pewną niewydolnością. W tym kontekście jawił mi się i nadal jawi sam kryzys – nie jako polityczna czy ekonomiczna zaraza, która spada na świat zachodni i zmusza go do wykonywania frenetycznych (nieskutecznych) gestów, a my zapraszamy poetów, by odpalili jakąś poetycką racę i rozświetlili kryzysowe mroki, lecz jako komedia niewydolności. Z takiej perspektywy wątki społeczne i polityczne wyglądają zupełnie inaczej.

Szczepan Kopyt: Ja po prostu nie wiedziałem, co z tego będzie, więc w ciemno pisałem wiersze – naprawdę. I poprzestanę na tym.

Grzegorz Jankowicz: Tomku, widzę, że chciałbyś coś dodać?

Tomasz Charnas: Ja może spróbuję odpowiedzieć Romkowi. Jeśli chodzi o ten oczekiwany bunt, to może dlatego, że poezja kojarzy mi się z czymś tak niszowym, alternatywnym w obrębie działań kulturalnych, że nie lubię powstawania wierszy na zamówienie. Kojarzy mi się to z ruchem komercyjnym, bo tak najczęściej to działa: jeżeli nie ma świadomego gestu uniku na przykład, to mam wrażenie, że autor, twórca mówi: tak, idę za tobą. Nie podejmuje gry z konwencją.

Grzegorz Jankowicz: Moim zdaniem Szczepan i Tomek podejmują zasadniczą grę podczas tego spotkania…

Tomasz Charnas: No tak, ale dzisiaj są poetami w kryzysie.

Grzegorz Jankowicz: Jeszcze jedno pytanie, zanim oddam głos publiczności: czy projekty międzywojenne były dla was jakimś istotnym punktem odniesienia?

Tomasz Pułka: Dla mnie odgrywało dosyć dużą, ponieważ przez znajomość z grupą Perfokarta, do której też swego czasu należał Szczepan, bardzo się zainteresowałem wizualną stroną tekstualizmu i byłem bardzo zapatrzony w takie publikacje jak Sponad Przybosia i Strzemińskiego. To odniesienie znałem więc zawczasu, nie badałem tego wątku w momencie, kiedy pomysł wypłynął. No i unizm Strzemińskiego jednak trochę wpłynął na teksty napisane przeze mnie do tej publikacji, które się dlatego też trochę o nią rozbiły – ale wydaje mi się, że te korelacje, jeśli wystąpiły, i tak są dosyć cenne.

Szczepan Kopyt: Ja znowu muszę zacząć od tego, że pisałem w ciemno, więc nie wiedziałem, jak to będzie wyglądało, natomiast widziałem oczywiście oczyma wyobraźni, jak to może wyglądać. Z takich oczekiwań estetycznych, zbyt może dosłownie nawiązujących do dwudziestolecia, oczekiwałem jakiejś wielkiej pracy nad czcionką, czegoś, co mnie powali na kolana. Wiedziałem tylko, że mogę się spodziewać różnych działań na tkance wiersza, przyzwyczajony do różnych działań chociażby z SDK-u, które potrafią nie zostawić nic z wiersza, uczynić go nieczytelnym. Takie rzeczy mnie interesowały w ramach ruchu poezji cybernetycznej, ale wiedziałem, że nie będę miał na to zbyt dużego wpływu. Nie zajmuję się ostatnio graficznymi wierszami, nigdy też nie wychodziłem poza poziom rysowania trójkącików w Paincie i nie chciałbym tego robić, natomiast byłem ciekawy, co z tego wyjdzie. Miałem inne oczekiwania, ale jakoś się już teraz przyzwyczajam, bo PDF mnie zszokował po prostu, jeszcze z tą różową okładką…

[Ze strony publiczności pada pytanie o pracę grupową.]

Szczepan Kopyt: Jeśli chodzi o pracę grupową, to ja kiedyś bardzo byłem za tym, żeby literaturę tworzyć w obrębie grupy, zresztą byłem w grupie Perfokarta, czyli w grupie cybernetycznej – okazało się jednak, że po pewnym czasie przestało to mieć dla mnie urok, że komunikacja była dosyć powolna, nawet intensywna wymiana maili często prowadzi do wielu nieporozumień i eksperyment na zasadzie, że jesteśmy z różnych miejsc i piszemy, może wyjść na pół gwizdka. Inaczej jednak grają muzycy, którzy sobie dogrywają ścieżki kolejne do jakiegoś nawet zaimprowizowanego utworu, a inaczej, kiedy się spotykają naraz. I myślę, że jeśli byłaby możliwość jakiejś bliższej współpracy, to musielibyśmy być raczej w tym samym miejscu, żeby się lepiej zrozumieć.

Grzegorz Jankowicz: Rozumiem, że to było też pytanie do wydawców… Uważam, że tego rodzaju wspólnotowe projekty mają dziś wielki sens, ponieważ – jak już mówiłem wcześniej – służą wypracowaniu nowych środków komunikacji. Mam wrażenie, że właśnie tego literatura (i w ogóle sztuka) dziś bardzo potrzebuje: eksperymentu z formą.

Tomasz Charnas: Czy można oczekiwać, że ten biuletyn zostanie odczytany jako pewna nowość, jako propozycja czy początek nowego?

Grzegorz Jankowicz: Myślę, że tak. Potrzeba trochę czasu, by podobne projekty zaczęły być odbierane w taki sposób, ale widzę podobne impulsy pojawiające się w dziedzinie sztuk wizualnych, w teatrze czy w filmie.

• • •

Rozmowa odbyła się w Bunkrze Sztuki, podczas spotkania promującego książkę, 17 grudnia 2010 r.

• • •

Więcej o biuletynie poetyckim Kryzys w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art

Kryzys. biuletyn poetycki w naszej księgarni internetowej

Online za darmo

ha-art-55-3-2016
Numer specjalny: DANK MEMES

Ha!art 55 3/2016

Numer specjalny: DANK MEMES W środeczku: Ahus, Mateusz Anczykowski, Cichy Nabiau, Cipasek, Czarno-biały Pag, Ewa Kaleta, Princ polo, Top Mem, Przemysław...Więcej...
literatura-polska-po-1989-roku-w-swietle-teorii-pierre-a-bourdieu
Nadrzędnym celem projektu był naukowy opis dwudziestu pięciu lat rozwoju pola literackiego w Polsce (1989–2014) i zachowań jego głównych aktorów (pisarzy...Więcej...
bletka-z-balustrady
Bletka z balustrady to ciąg zdarzeń komponujący cyfrowy wiersz. Algorytm opiera się na ramie syntaktycznej utworu Noga Tadeusza Peipera, z którego zostały...Więcej...
rekopis-znaleziony-w-saragossie-adaptacja-sieciowa
Dzięki umieszczeniu arcymistrzowskiej prozy hrabiego Potockiego w cyfrowym otoczeniu, czytelnik otrzymuje gwarancję świeżej i pełnej przygód lektury....Więcej...

Czasopismo

ha-art-59-3-2017

Ha!art 59 3/2017

Literatura amerykańska XX i XXI wieku, o której nie mieliście pojęcia Autorki i autorzy numeru: Sandy Baldwin, Charles Olson, Piotr Marecki, Araki Yasusada, Shiv Kotecha, Lawrence Giffin, Kenneth...
Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information