Dorota Jarecka - Niewinne oko nie istnieje
Wystawa fotografii polskiej XXI w. w CSW. Wszyscy są tu razem: artyści, amatorzy, reporterzy i paparazzi. Siłą rzeczy powstaje portret narodu, który trudno lubić, który denerwuje.Wystawa.Efekt czerwonych oczu. Fotografia polska XXI w.
Jest na co popatrzeć i o czym myśleć. To atrakcyjny, wciągający pokaz, do którego będzie się wracać. Tytuł "Fotografia polska XXI wieku" to ironiczna, może nawet złośliwa aluzja do wystawy "Malarstwo polskie XXI wieku" z końca 2006 r. w Zachęcie. Skąd ta złośliwość? Oferowanie całościowego obrazu ujmującego jakieś zjawisko nie ma sensu. Takiego obrazu nie ma i nie będzie.
Możemy być najwyżej wewnątrz rzeczy, rozglądać się, pytać. Ta rzecz to współczesna fotografia.
Jesteśmy więc wewnątrz, a fotografia jest wokół. Zanurzamy się, nurkujemy. Wystawa daje masę wizualnej przyjemności. Jej pierwsza zaleta: wszyscy są tu razem. Nie ma znaczenia, czy ktoś uchodzi za artystę, malarza, fotografa, czy dziennikarza, ważne jest doświadczenie wizualne, którego dostarcza zdjęcie. Stąd znajdziemy tu okładki gazet i magazynów, fotografie reporterskie, fotografie "artystyczne" i projekty polegające wcale nie na fotografowaniu, ale zbieraniu zdjęć z innych źródeł.
Dla mnie symbolicznym miejscem tej wystawy jest sala z projektami dwóch artystów - Mikołaja Długosza i Maurycego Gomulickiego. Pokaz slajdów Gomulickiego "The Best of the Rest" - gdzie na ekran wyskakują obrazy pozbierane w internecie - to piorunująca mieszanka tego, co uwodzące, z tym, co odstręczające w kulturze popularnej. Wszystko ma swój podtekst i podejrzany kontekst. W pokazie slajdów jedne obrazy są zaraz demaskowane przez następne, to, co erotyczne, przez to, co militarne i odwrotnie, w sumie odbywa się tu wielka kompromitacja tego, co ludzie uważają za ładne i atrakcyjne.
Długosz znany z albumu PRL-owskich pocztówek "Pogoda ładna" zajął się tu inną dziedziną kultury popularnej - współczesnymi amatorskimi zdjęciami, które ludzie wrzucają na aukcje internetowe, żeby zareklamować to, co chcą sprzedać. Patrzę na brunetkę rozłożoną na trawie pod domem. Co reklamuje? Siebie czy koronkowy biustonosz i majtki? Pewnie jednak chodzi o tę odświętną bieliznę, ale sednem cyklu Długosza jest to zaburzenie. Że właśnie nie jest do końca jasne, co jest tak naprawdę fotografowane.
Tytuł cyklu Mikołaja Długosza to "Real Foto". To ważny temat: ile i jak fotografia może powiedzieć o rzeczywistości? Znamienny jest gest Mikołaja Grospierre'a. Zbudował on na wystawę betonowe pudełko. Na jego drzwiczkach jest zdjęcie roślin doniczkowych, a w środku te same rośliny za szkłem. Nawet jeśli za chwilę zwiędną, ich prawdziwy obraz jest silniejszy niż fotograficzny. Fotografia przegrywa pojedynek z rzeczywistością. Przyznanie się do tej słabości jest oczywiście siłą.
Nowy projekt Wojciecha Wilczyka to "Niewinne oko nie istnieje". Pomysł jest prosty - autor jeździ po Polsce i fotografuje budynki, które były kiedyś synagogami. Niektóre się zwyczajnie sypią jak zabytkowa bożnica w Dąbrowie Tarnowskiej, w innych jest straż pożarna, kino, ewentualnie sklepik. Ważne jest to, co się dzieje w chwili, kiedy robi się takie zdjęcie. Wilczyk przytacza fantastyczną historię fotografowania synagogi w Gniewoszowie. W momencie kiedy zabiera się do pracy, jak spod ziemi wyrastają różni ludzie i próbują go zmylić. Że to, co widzi, to nie żadna synagoga, prawdziwa jest gdzie indziej. Gdzie? - próbuje się dowiedzieć fotograf. Nie wiadomo. Wielka zmyłka. To historia o tym, jak można stracić przedmiot, którego się szukało, kiedy już był na wyciągnięcie ręki. Zła wróżka w ostatniej chwili zdmuchnęła go nam sprzed oczu.
Fotografowie są dziś tak świadomi wad i defektów fotografii, że prawie nie mogą zrobić zdjęcia. Tematem staje się to, co ukryte, niewyraźne, majaczące - jak w znakomitym reportażu Alberta Zawady z Dworca Centralnego. Dworca nie widzimy, domyślamy się go, przeczuwamy, jest fantasmagorią.
Fotografia to stereotyp. Wie to każdy, kto próbuje robić zdjęcia. Wydaje nam się, że to, co widzimy, jest niezwykłe: puszysty kotek, śliczne dziecko, kaczka na stawie. Robimy zdjęcie i wychodzi to, co tysiąc razy widzieliśmy w domowych albumach. O tym, że poza stereotyp wyjść jednak można, przekonuje cykl Zuzanny Krajewskiej i Bartka Wieczorka - akty chłopców nazwane ich imionami: "Filip, Borys, Kuba". Ciało dojrzewające, temat sztuki modernistycznej, powraca tu na nowo. Ale to nie jest uprzedmiotowienie aktu, to coś więcej, coś niezwykłego, prawda połączona z szacunkiem dla fotografowanej osoby. Zjawisko.
Tyle jest ciał i twarzy, pełne są ich gazety. Czy można jeszcze dzisiaj zrobić portret? Czy twarz w ogóle jeszcze coś znaczy? Adam Mazur, kurator wystawy w CSW, poświęcił cały dział portretowi. To jedna z najciekawszych, a jednocześnie najbardziej prowokujących części wystawy. Autor tłumaczy, że chciał krytycznie nawiązać do słynnej wystawy z lat 70. "Polaków portret własny" Marka Rostworowskiego. "Zamiast portretu narodu - pisze Mazur - wolne od symbolicznego balastu zdjęcia współczesnych".
Pytanie: czy można na wystawie powiesić zdjęcie i przykazać mu, by wisiało bez "symbolicznego balastu"?
Nie mam innego sposobu patrzenia na te zdjęcia niż symboliczny. To bardziej galeria typów niż osób. Jest portret pięknej kobiety (Beata Tyszkiewicz), intelektualistki (Maria Janion), szwarccharakteru medialnego (Jerzy Urban). Siłą rzeczy powstaje portret narodu, choć można go nie lubić, choć on denerwuje. Jest w nim kłamstwo, mitomania, a nawet tandeta, ale chciałoby się go jeszcze i jeszcze - i na tym też polegał sukces wystawy Marka Rostworowskiego. To była wystawa, której koncepcja wzięła się z kultury popularnej, z niewyszukanego, mało naukowego pomysłu, by podstawić współczesnym lustro w postaci sztuki. I tak zataczamy koło. Nie ma lepszego paliwa dla sztuki niż banał życia.
Gazeta Wyborcza - 2008-06-26
• • •
Więcej informacji o książce Niewinne oko nie istnieje Wojciecha Wilczyka w katalogu Korporacji Ha!art
Niewinne oko nie istnieje w naszej księgarni internetowej