Krzysztof Jurecki - Dylematy „nowego dokumentu"
Tytuł wystawy prac Wojciecha Wilczyka Niewinne oko nie istnieje zorganizowanej w Atlasie Stuki w Łodzi jest tyle o interesujący, co dla specjalistów banalny, gdyż od dawna wiadomo, że "niewinne oko nie istnieje". Mieli tego świadomość dokumentaliści i reżyserzy przynajmniej od lat 60. XX wieku, aby przypomnieć słynny film Chłodnym okiem (Medium Cool) Haksella Wexlera.
Ekspozycja i monumentalna książka pod tym samym tytułem, świetnie wydana przez wydawnictwo Ha-art, jest ważnym dokonaniem na mapie fotografii dokumentalnej. Zwracają uwagę dobrze napisane i komplementarne teksty, przedstawiające problem synagog i domów modlitw niemalże z wszystkich punktów widzenia. Może najmniej od strony fotograficznej, chociaż poruszamy się w języku fotografii a w mniejszym stopniu historii. Z kilku zamieszczonych w tej książce tekstów o projekcie Wilczyka uwagę moją zwrócił wywiad przeprowadzony przez Elżbietę Janicką, która rozmawia o fotografii, nie zaś, jak inni, o historii, religii, pogardzie, antysemityzmie. Co do ogromu wymiaru historycznego ekspozycji - nie ma wątpliwości. Krakowski fotograf w ciągu kilku lat wykonał gigantyczną pracę, ale mam zastrzeżenia do stylu.
Patrząc na ostatnie lata w fotografii Wojciecha Wilczyka zauważymy przejście od fotografii czarno-białej, "typologicznej" w konwencji Becherów do ironizowania w niezbyt dla mnie ciekawym cyklu kolorowym - Życie po życiu na temat karoserii samochodowych. Zbyt szybko zmienia on jednak konwencje, co świadczy że w dalszym ciągu poszukuje i nie znalazł własnej formuły. Powstaje pytanie, czy ją odnajdzie?
Na wystawie w Łodzi w jednej sali widzimy kilkanaście fotografii, nad którymi autor panuje w sposób całkowity. Zawłaszcza fotografowane obrazy dostosowując je do lakonicznej wypowiedzi, która ma w sobie widzenie zobiektywizowane, typologiczne choć w samych skromnych/niewinnych ujęciach skrywa się dramat i krzywda ludzka. Ale w drugiej sali, podobnie jak w albumie, oglądamy zbiór zdjęć, który dowodzi, że autor nie panował nad kolorem fotografując o różnej porze roku i dnia. Można nawet powiedzieć, że zdominowała Go architektura a Jego praca przybrała wymiar anonimowej, nieco amatorskiej, mimo niewątpliwego profesjonalizmu Wilczyka. Czego zatem zabrakło? Przede wszystkim własnego stylu, który można odnaleźć w fotografiach wielkich postaci dokumentu: Jana Bułhaka, Andrzeja J. Lecha, Wojciecha Zawadzkiego, Ewy Andrzejewskiej czy przede wszystkim Bogdana Konopki. Przy swoim nacjonalizmie i swoistym pojęciu polskości Bułhak w znakomity sposób potrafił fotografować architekturę - w planie ogólnym a także w detalu, bo dlaczego nie mówić o świecie za pomocą fragmentu czy nawet ornamentu. Jednak jest to bardzo trudne do wykonania w materii fotografii. Oczywiście można wyrazić wątpliwości czy przywołani przez mnie fotografowie to dokumentaliści. Nie wdając się w analizę zjawiska zakładam, że tak i najbardziej przekonujący są tutaj Lech a może Konopka, którzy panują nad materią fotografowaną w sposób prawie doskonały. Z jednej strony nawiązują do fotografii XIX wieku z drugiej stworzyli niepowtarzalny styl, który w przypadku Konopki został zauważony w Europie. Jako przykład artysty, który wypracował własny styl można wymienić Johna Davisa, który panuje nad fotografowaną rzeczywistością a nawet w przedziwny sposób zaklina ją.
Natomiast w bardzo wielu pracach Wilczyka mamy nie tylko różne plany, co jest naturalne, ale w różny sposób użyty jest sztafaż - samochody, ludzie, napisy, etc. Światło raz jest ciepłe, innym razem zimne, w różny sposób układają się cienie na architekturze. Powstaje wrażenie braku spójności i chaosu stylistycznego. Myślę jednak, że Wilczyk dopiero rozpoczął swoją pracę nad cyklem, który przede wszystkim trzeba pogłębić ideowo nadając mu kolejne znaczenia, aby uwolnić się od historyzmu. Można by także cykl ten rozwijać w sposób antropologiczny, poruszając problem dewastacji świątyń - prawosławnych, ewangelickich czy katolickich, ale zdaję sobie sprawę, że taki aspekt nie musi interesować Wilczyka. Może być wręcz sprzeczny z jego zamierzeniami. Innym rozwiązaniem jest rozwijanie poruszonego przez artystę aspektu w kierunku dziennikarstwa multimedialnego, co zauważyliśmy na wystawie w Atlasie Sztuki, choć wolałbym usłyszeć autentyczne głosy nagrane przez autora niż wystudiowany głos lektora. To metoda stosowana z różnym powodzeniem np. przez Krzysztofa Wodiczkę, która może mieć swoją dodatkową dramaturgię w procesie ożywiania fotografii.
Ekspozycja Wilczyka jest potrzebna. Na razie spełnia się raczej w stopniu historycznym niż fotograficznym. Wybrane prace podobają mi się, ale w stosunku do całości zaprezentowanej w slajd-show i książce mam wiele wątpliwości. Wystawa porusza problem, o czym napisała w swym tekście Eleonora Bergman, którego obecnie nie można rozwiązać. Co zrobić ze sklepami czy basenem w synagodze? Zagadnienie to było przedmiotem pokazu Rafała Jakubowicza (Pływalnia, 2003).
Interesuje mnie, jak będzie wyglądała kolejna ekspozycja Wilczyka? Poruszony przez Niego, modny obecnie temat, jest realizowany także przez innych fotografów. W styczniu 2009 w Słodowni Grażyny Kulczyk odbyła się wystawa Piotra Piluka Z(a)miana. Synagogi w Polsce. Dlaczego nikt o niej nie pisze, tego niestety nie wiem. Ale przypuszczam, że nie dorównuje ona poziomem opisywanej ekspozycji Wilczyka, której idee czekają na dalsze kontynuacje.
Obieg - 25.02.2009
• • •
Więcej informacji o książce Niewinne oko nie istnieje Wojciecha Wilczyka w katalogu Korporacji Ha!art
Niewinne oko nie istnieje w naszej księgarni internetowej