Igor Stokfiszewski - Coś zgoła innego
I mnie uwodzi intelektualna dezynwoltura Johna Ashbery’ego, która każe w innych Tradycjach widzieć przede wszystkim satyryczny komentarz do dysfunkcjonalności krytyki, starającej się zrekonstruować całość - objaśnić wiersz, oddać intentio auctoris lub operis, z lirycznych puzzli ułożyć mapę literackiego państwa.
Nieskoordynowany ruch języków - nachalny biografizm, ułomna hermeneutyka i nieustanne wpychanie badyli w jej rozpędzone koła, tani psychologizm, wreszcie - regularna prywata (przywoływanie rozmów, liścików, lirycznych plotek) - pozwalają nam patrzeć na tom jako indeks praktyk ośmieszających pretensje dyskursu krytycznego; zaś upór w sięganiu po teksty autorów "pomniejszych" - wpychanie igły w każdy napompowany kanon.
Trudno jednak dać wiarę, by u progu XXI w. - gdy książka ukazała się w Ameryce - w apogeum spełniania się snu o ponowoczesności z jej pluralistyczną doktryną wolnościową, przyjemnością i humorem ras, religii, płci, seksualności, poeta o tak nietuzinkowej inteligencji zdecydował się oddać sentymentalny hołd heroicznej afirmacji marginesu, rozproszenia i czego tam jeszcze. Doniosłość innych Tradycji - owych mini-traktatów o sześciorgu artystach, którzy mieli wpływ na dźwięk lirycznej mowy Ashbery’ego - zrozumiemy dopiero wówczas, gdy w Harvardzkich wykładach poety dostrzeżemy satyrę na satyry: manifest twórcy, próbującego zbudować nowy liryczny ład na gruzach śmiesznej postnowoczesności.
Gestem, dzięki któremu Ashbery może podjąć ów wysiłek jest odczarowanie złego fantazmatu subiektywności. W myśl ponowoczesnej doktryny, to subiektywność jest elementem, oddalającym wszelki dyskurs od centrum, podtrzymującym żywotność marginesów i dysymilacji. Ashbery odkrywa własną subiektywność jako gwaranta istnienia centrum - stabilizatora najważniejszego z poetyckich światów: jego własnych wierszy. Skoro znane partykularyzmy (nurty nowoczesności, odniesienia historycznoliterackie, warianty myślenia krytycznego) nie sugerują poecie satysfakcjonującej genealogii jego własnego pisarstwa, wysiłek, którego się podjął należy ułożyć w pytanie: w jaki sposób marginesy, "poeci pomniejsi", liryczne przypadki, nieukładające się w znane nam narracje, zdołały ukształtować poetę, zajmującego centralną pozycję w świecie amerykańskiej powojennej awangardy? A w konsekwencji: w jaki sposób raz jeszcze z magmy śmiesznej postnowoczesności możemy zbudować nowy liryczny ład? Po pierwsze - nie zawierzać znanym partykularyzmom: poezji egzystencji, autonomii języka, nowoczesności, ponowoczesności, centrum, marginesu i czego tam jeszcze; po drugie - zaufać metodom nieprzystającym do mówienia o liryce: zachwycić się życiem wybitnego eksperymentatora, odmówić sensu tekstom upartego klasycysty, ukłonić się nad dziwactwami biografii, krajobrazu, idei, rytmu mowy. A nade wszystko - afirmować własną subiektywność jako przypadkowy konglomerat nieprzystających do siebie narracji, widząc w niej gwaranta nowego ładu.
Dopiero w świetle przekornej satyry na satyrę dostrzeżemy przewrotność zamysłu Ashbery’ego: im bardziej inne Tradycje zdają się być "nieciągłą kompozycją elementów, których układ można dowolnie zmieniać", tym bardziej powinno budzić się w nas podejrzenie, że idzie o coś zgoła innego.
"Dodatek LITERAcki" nr 2/2008
• • •
inne Tradycje w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art.
inne Tradycje w naszej księgarni internetowej