Jakub Niedziela - Kto się boi geometry Velasqueza?
Kto się boi geometry Velasqueza? Przed obliczem mateczki nauk o wiele łatwiej zadrżeć niż przed jej powieściowym uczniem, zwłaszcza kiedy ten często dowodzi, iż wie, że prawidła opisu fizycznej przestrzeni nie muszą za każdym razem stać w opozycji do kształtów, jakie przybiera opowieść czy literatura, od niedawna raczej wyłącznie ta zapisana (...)
– niekoniecznie czarno na białym, nie zawsze gęsim piórem na papierze czerpanym. Czyniąc zadość chęci zebrania notatek z prac nad wywoływaniem obrazów dla hipertekstowego kształtu Rękopisu znalezionego w Saragossie Jana Potockiego, zapraszam ducha Velasqueza również po to, by czuwał nad matematyczną zwięzłością słów, które mają jedynie opisać zdarzenia za kulisami graficznego planu. Niechby to był felieton przede wszystkim wizualny.
Rękopis znaleziony w Saragossie wykazuje malowniczość już w formie powieściowej, kiedy zaś wspomnieć osobliwości ikonografii, jaką wykorzystał Has w swojej adaptacji filmowej, wydaje się oczywiste, że również wcielenie cyfrowe powinno zostać wyposażone w wyrazisty akcent dla oczu. Wśród mgławic wizualnej doby, hipertekst jest dzieckiem specjalnej troski – może nie od razu jakimś enfant terrible, chociaż hipertekstowi jako formie wybranej przez Mariusza Pisarskiego dla tekstu i struktury powieści, Potocki i Has proponują całkiem śmiało szlak w stronę makabreskowych i gotycyzujących klimatów, ale jeśli tak, to równie blisko jest mu stąd do Pippi Langstrumpf. Z gotyckiej zachęty skorzystano w rezultacie jednak dość oszczędnie, a o Pończoszance za chwilę.
Pomysł na to, jak powinien wyglądać Rękopis..., wyłonił się dość płynnie, i z początku miała wyznaczać go estetyka oparta o klasyczny, rękopiśmienny vintage, który w toku prac zapewne zaczerpnąłby ze świata cyfrowego odrobiny awangardowej inspiracji, za podstawę mając raczej nadal andaluzyjskie maureski i XVII-wieczne zaułki żydowskich dzielnic Sewilli. To jednak – lub wręcz na szczęście – nie zdążyło w pełni zaistnieć, gdyż patronujący pracom duch Velasqueza znów odwrócił swoje astrolabium o sto osiemdziesiąt stopni. Od tej pory – a była to okolica jesiennej równonocy – komponent wizualny miał się synchronizować bardziej z medium niż ze światem przedstawionym. Coś, co z początku mogło się wydawać próbą podłączenia Alfonsa Van Wordena do sieci 220V, pod wpływem uwolnienia inspiracji szumem, glitchami, pixel-artem i cyfrowym minimalem, ostatecznie okazało się początkiem dobrych syntez.
Wracając do Pippi Langstrumpf, należy mi się przyznać do niecnego, w sensie twórczym, procederu skakania w butach po nowej kanapie. Jeśli bowiem chodzi o techniki cyfrowe, jakimi posługują się wcześniej wspomniane estetyki, to po latach spędzonych w świecie odręcznego analogu, było to z mojej strony zerwanie się z papierowej smyczy. Nie była to wyłącznie jazda bez trzymanki, a na wszystko spoglądało skanujące oko Łukasza Podgórniego. Poczucie licznego niematerialnego towarzystwa różnych postaci oraz technicznego przewodnictwa naczelnika maszynowni, Mariusza Pisarskiego, sprawiło że wspólne prace stały się w pewnym sensie wędrowaniem w poszukiwaniu papierowego ducha w elektronicznej maszynie. Włamywanie się do pałaców, karczm i pustelni w poszukiwaniu obrazów odbywało się przy pomocy narzędzi, które dla jednych będą prymitywne, dla innych niecodzienne – a dominowały metody destrukcji plików, databending map bitowych przy pomocy softu do obróbki dźwięku oraz inne, nieraz łopatologiczne, metody eksterminacji zerojedynkowych trzewi. W myśl intertekstualnej logiki remiksu za materiał posłużyły m.in. sample obrazów i motywów z ekranizacji Hasa, sieciowe teksty o Rękopisie... czy też fragmenty zamierzchłych wydań powieści, choćby była to jedynie litera bądź faktura oprawy.
W ten sposób – podczas gdy nadrzędnym celem nadal było wynalezienie stosownej oprawy dla tekstu, która byłaby tyleż zasadna znaczeniowo, co przyjazna dla czytającego – gdzieś z tyłu głowy rodziły się pytania o kwestie, które można roztrząsać samemu w cieniu Korkowych Dębów lub w laboratoriach twórczości rozmaitej. Kwestie owe dotyczą głównie kształtów opowieści, przewcieleń tekstów kultury i fluktuacji między księżycowymi fazami pełnej struktury a jej brakiem (być może zawsze tylko pozornym). Przestrzenie te zwężać i rozszerzać zdaje się również obecny w powieści kabalistyczny pierwiastek, a ów bakcyl ze swymi systemicznymi zapędami ma szczególną zdolność do przybierania kształtu klucza akurat potrzebnego w poszukiwaniach.
Może też właśnie dlatego mam wrażenie, że wypowiedziane zostało zaledwie zaproszenie do podążenia w stronę rozważań o nowej cyber-gotyckości, np. pokrewnej jej kategorii wertykalności, dalej o gładkoekranowych odpowiednikach papierowej tekstury czy pyłu, jak i też o rękopiśmienności w czasie zmierzchu klawiatur. Być może więc ta osobista wycieczka do Saragossy i kilka z niej pocztówek okaże się również i dla obserwatora czymś na miarę przetartego szlaku i fragmentów mapy – gdyż labirynt Sierra Moreny i drzwi pod szyldem Venta Quemada leżą bliżej niż może się wydawać.
• • •
Zapraszającą do wyboru własnych ścieżek wersję Rękopisu czytać można ZA DARMO na stronach portalu Korporacji Ha!art po kliknięciu w poniższy obraz:
• • •
Jakub Niedziela (1986) – absolwent filologii angielskiej i edytorstwa, z zamiłowania twórca prac wizualnych z pogranicza słów i obrazu, często inspirowanych wcieleniami tekstu i książki. Łączy techniki tradycyjne i cyfrowe, posługując się głównie kolażem, malarstwem olejnym i grafiką komputerową. Ostatnio publikował swoje obrazy w magazynie „The Bleed”, w numerze poświęconym pismu asemicznemu; wcześniej m.in. także w serbskim „Akt”, w antologii The Art of Collage Yearbook 2010-2011 oraz na łamach Elektrobloga Techstów. Realizuje projekty publikacji, ilustracje i kaligrafie.