Wśród drzew i korowodów dziewcząt szkolnych, adorowanych z oddali przez grupki chłopców, spacerujesz po parku, coraz bardziej gubiąc swój cel. Z rozległej polany pośrodku parku dobiega egzotyczna muzyka, którą wygrywa murzyńska orkiestra. Muzyka przywołuje bezpiecznie odległe tropiki stanów Luizjana lub Nowy Orlean, jednak słowa piosenki wcale do tamtych krain nie pasują:
Traktat manekinów
Traktat manekinów
Pochwała martwoty,
Źródło martwych czynów
Może was pochłonąć
Lub go w pył zmienicie
Jeśli odnajdziecie
Czaszkę w incipicie
Tam pod okiem węża
W korowodzie trupim
Nagość się wypręża
I rozum się gubi
Arlekin dziewczynie
Przyszłość podpowiada
Jeśli nic nie zrobisz
Biada! biada! biada!
Dziwne słowa piosenki zasiewają nieokreślony niepokój. Wstajesz z ławki i przechadzasz się szeroką aleją wzdłuż szpaleru lip, czarno rozgałęzionych, pękających w rozlicznych miejscach w słodkie, jątrzące się rany. Myślisz o Arlekinie i wężu, dziewczynie i korowodzie i przypomina ci się, że mówił coś o nich stary Jakub.