Siepacz pada, musisz stąd jak najszybciej uciekać. Podążając na przełaj, skrywając za drzewami, aby nie zostać dostrzeżonym, zapuszczasz się w coraz ciemniejszy, pełen powagi krajobraz, który zdaje się ledwie dostrzegalnie płynąć sam w sobie, przesuwać się mimo siebie, jak chmurne i spiętrzone niebo pełne utajonego ruchu.
Wśród ciemnej dynamiki lesistego terenu wyniesiona biała droga, po której trzęsie się pojazd pana de V., wije się jak melodia grzbietem szerokich akordów, naciskana naporem potężnych mas muzycznych, które ją w końcu pochłaniają. Uszczykujesz gałązkę z przydrożnego drzewa i chowasz ją do notatnika. Zieleń liści jest całkiem ciemna, niemal czarna. Wszystkie szarości krajobrazu są pochodnymi tej barwy. Z każdym krokiem wraz ze zmieniającym się pejzażem, popadasz w coraz głębszą i spokojniejszą abnegację, w zdrętwienie zrezygnowane i niemal ostateczne. Ostatnim wysiłkiem woli wyrywasz się z tego nastroju i zadajesz sobie pytanie, czy biec dalej… Szanse na to, że cię dogonią, nie są chyba wielkie. Spokojniejszym krokiem idziesz dalej przez las.