Powoli wstałem i skierowałem się do wyjścia. Nie bardzo wiedziałem, co miałbym teraz zrobić. Pomyślałem o jej fuksjowych paznokciach, które nie podrapią mi karku. O tych panterkach, które nadal będą tu do niej przychodzić ze swoimi nieopodatkowanymi tysiącami na waciki. O parawanach na plaży i walających się obok śmieciach. I że nie spojrzy już na mnie tym swoim zimnym spojrzeniem, głupia suka.
A miało być tak zupełnie inaczej. I na to wszystko poczułem taką wściekłość, że po prostu odwróciłem się i wystrzeliłem te pięć plastikowych kulek – w nią, w ten bank, w przeklęty upał. W cały ten głupi świat.