zabił swoją , ponieważ owego dnia był bardzo ale to bardzo zestresowany. W szkole dowiedział się, że próbna matura wyszła dość kiepsko, a na dodatek jego dziewczyna - Aśka zresztą, coś tam kręciła nosem, że nie ma niby ochoty pójść z nim na wieczorny seans, chociaż wcześniej się umawiali, że pójdą na pewno, a warto, bo chyba dobry film właśnie grali w kinie.
Marek zastanawiał się chwilę nad wyskoczeniem z dziesiątego piętra, jak taki jeden student - mówili o nim w wiadomościach - ale nie; zdecydował się jednak na drugą możliwość. To był poniedziałek, Marek spojrzał na horoskop i wyczytał, że osoby urodzone w poniedziałek, czyli prawie, jak on, bo on się urodził we wtorek, przeżywają silnie wzruszenia, są nadwrażliwe i łatwo wpadają w apatię. No i jeszcze, że zmienność nastrojów no i coś tam.
"Pięknie, pięknie" pomyślał Marek i wszystko od razu mu się zgodziło, na dodatek jak na złość było tuż, tuż przed pełnią, no więc matkę tak po południu, po teleekspresie, zaszlachtował nożem, młodszego brata też, no ale na ojca musiał czekać dość długo, żeby wrócił w końcu z pracy. W telewizji same głupoty, nie było żywcem co robić, nawet jeść mu się nie chciało. To go już do końca podminowało, zdenerwował się maksymalnie, tak że jak stary wrócił to mu nie darował i tłukł go młotkiem, aż się zmęczył. Miał do tego zupełne prawo, był dzieckiem wrażliwym i niekochanym. Ojciec nie chciał mu dać samochodu na wyjazd na Słowację. To skandal!