Oczy napuchnięte od wciskającego się pod powieki piasku rzeczy winnych pożądania. Tajlandia. Czadkowice. Prozak zycia. Złoty posąg Buddy. Chińskie ognie i takowe smoki. Orient, że dalej być nie może. Wieczorem.. w Warszawie.. niech mnie ręka boska broni.. tylko nie to.. żeberka na Pradze.. poncz suchego ciepła.. nein..
Bartek - dobry znajomy z czasów pogaństwa, zapamiętale Tak! To pierwsza z zasad zen: wyczyść porządnie swojego poloneza. Amen. Z pasjansa jego ułożonej gładkiej twarzy można wyczytać, że miał, bądź też będzie miał szalenie mdły dzień. Wreszcie się przyznaje - jest nieco rozżalony. Spędził całą sobotę obracając młynek modlitewny wokół wyidealizowanych proroctw antyinflacyjnych. Zadowalając bogów zmielił przy okazji pięć kilogramów pysznej palonej tureckiej kawy. Podkreślił swoją silną osobowość kulturystyczną czarną obwódką. Przypadkowo odkrył technologię zagadkowych batonów. Mama była w siódmym niebie, on miał trudności z przeciśnięciem się w pierwszy krąg astralny. Bartek jest praktycznym tworem, solą..
Pokroi cielaka, świnie, karpia a człowieka nie. He. Jedną ma tylko wade. Że ma jaja blade. Poza tym. Ciepły biało czerwony okres. Dyskretny tampon. Wieczorne wiadomości. Dobry fajny film. Wanna pełna mleka. Ulubiona opera mydlana. Płatki śniadaniowe. Łobejrzyj się za siebie. Tam nie ma nic. To nic.
Oszczędza sobie zbędnycsh trudów. Miast zjeść kiełbasę, wsadza sobie ją do odbytnicy, a potem czytając życie na gorąco w toalecie, powoli ją wysuwa. Tak samo z zupą i drugim. Efektywniej! Efektowniej! Szybciej! Lepiej! Dalej! Czas to pieniądz. On. Pies na czas.