Ciocia Irena zrobiła sobie na tą okazję trwałą. Taka trwała to też coś. Też się liczy. To nie na byle okazję się robi. To trochę kosztuje. Do tej trwałej niby niewidoczny, a jednak widoczny łańcuszek złoty z krzyżykiem także złotym i buty czarne na małych szpilkach. Coś z tego może być! Kobiety po pięćdziesiątce są z niej bardzo kontent.
Za to inna ciotka, jakaś taka dziwna jest, ma płaszczyk lichutki taki, z przeróbek, nie płaszczyk nawet a jakaś stara jupka, że wstyd w takiej wyjść z domu, a co dopiero pokazać się ludziom na takiej uroczystości - jak to od razu widać, nie da się tego ukryć, na nowy jej nie stać, chowa się zawstydzona za ciemnymi postaciami, nie chce wysuwać się na pierwszy plan, ale publiczność i tak to bystrym okiem dostrzega i głośno komentuje - a to pasztet! Out! Raus! Sznel! Fa kof!