W poszukiwaniu niezbędnych dowodów postanawiasz zbadać obszar majoratu. Okrążasz kilkakrotnie cały ten rozległy teren obwarowany wysokim parkanem. Jego centrum stanowi willa o białych ścianach, z kilkoma tarasami i rozległymi werandami, które ukazują ci się w coraz to nowych aspektach. Za willą rozciąga się park, przechodzący potem w bezdrzewną równinę. Stoją tam dziwne zabudowania, na wpół fabryki, na wpół budynki folwarczne.
Popołudniową ciszę przerywa poruszenie na podwórku. Kunszownie kuta brama willi otwiera się ze zgrzytem. Chowasz się za wykuszem. Dudniący ekwipaż wyjeżdża z ogrodu willi i opuszcza posiadłość. W otwartym pudle, pod czarnym, głęboko zasuniętym melonikiem, szarzeje zamknięta, ponura twarz z bokobrodami. Drżysz do głębi na ten widok. Nie ma wątpliwości. To pan de V….
Pojazd mija cię i na szczęście nie zostajesz zauważony. Skrzydła bramy stoją szeroko rozwarte, nikt ich nie zamyka.