Emil prowadzi was na wzgórek w parku. Siadacie na ławce z widokiem na lubieżne deklinacje upału. Fajka, którą się zaciągasz, nabita jest podzwrotnikowymi specyfikami. Patrzycie się na siebie, później na defilady młodych dziewcząt przechadzających się alejami po parku pod wzgórzem, i wybuchacie śmiechem.
Czujesz się jakby ktoś nałożył ci na oczy grube szkła chromatyczne: wszystkie przedmioty, które przez nie widać, obrzeżane są purpurą, w fioletowo-zielonych obwódkach, i ogarnia cię rozpacz nad tą eksplozją kolorów, nad tą anarchią barw, szalejącą nad światem w świetlanych orgiach.
Po jeszcze jednej sesji degustacyjnej, w tym powietrzu pełnym fanaberii, dopada cię poczucie ciężkości i zasypiasz.