Tracę przytomność. Budzę się i widzę, że wysoki mężczyzna uśmiecha się do mnie, wygląda na zadowolonego. "Choć coś ci pokażę" mówi do mnie, idę za nim i widzę wielką szybę. Za szybą mój mąż je zupę pomidorową. Gdy mnie zauważa wygraża mi pięścią "jest niesłona" krzyczy. "To sobie dosól" odpowiadam ale mam wrażenie, że mnie nie słyszy. Przesuwamy się dalej. Wydaje mi się, że widzę pana Jana i rodziny, które znikły w tajemniczych okolicznościach, a może to tylko film video, albo jakiś żartobliwy hologram. Mężczyzna mówi do mnie ciepłym głosem, że zostali przysłani żeby zrobić ludziom dobrze.
Tracę przytomność. Kiedy ją odzyskuję znów leżę na stole. Wokół kilku mężczyzn. Mają piękne oczy i są bardzo mądrzy. Są też nadzy. Wśród nich zauważam sprzedawcę ze sklepu warzywnego na naszym osiedlu. Ma napuchniętą twarz. "To pan też jest jednym z nich?" pytam. "No" odpowiada. Nic nie pamiętam. Budzę się, mężczyzna oddaje mi ubranie. "Nasze wibracje nie są zgodne, nie możemy cię zabrać na naszą planetę" mówi "ale jeszcze tu wpadniemy. Tymczasem mogę odpowiedzieć ci na każde pytanie, ale krótkie", "na razie mam tylko jedno ale za to naglące, czy teść mi robi koło dupy czy nie, bo mi się wydaje, że tak" Pytam. "Nie" - odparła istota. "Jak to nie jak tak" - irytowałam się. "Już ty się na tym znasz, pieprzony ufoludek" . Ciemność przed oczami.
Powoli odzyskuję zdolność rozpoznawania rzeczy. Znajduję się w krzakach za górką, mam zmierzwione włosy i lekko kręci mi się w głowie. Obok w trawie leży mój portfel, jest pusty. Nie mam też pierścionka zaręczynowego i obrączki. Wyjmuję z torebki szkicownik i rysuję w nim plan statku kosmicznego. Jest godzina dziesiąta wieczorem. Czuję w ustach dziwny smak.
- No i co ci powiedzieli - dopytywały się ciekawskie sąsiadki. - Że w przyszłym roku znowu modna będzie krynolina - wzruszyła ramionami pani Elżbieta.