Michałek, Jacuś i Radek biegali po klatce i się pluli. Sprawa się przeciągała. Miał przyjść o piątej, a jest siódma i coś go nie widać. No to się z nudów jak zwykle zaczęli się pluć i gonić. Zamawiam! Siadło ci! Za mną! Krzyczą jak podrażnione zwierzątka. Cała klatka huczy. Nagle coś się ruch zrobił niżej kilka pięter, jakieś zamieszanie, ktoś do góry idzie, głosy słychać i widać przez kratki białe sutanny. Już?
Michałek biegnie dwa piętra niżej, wystawia głowę zza poręczy i pyta się po cichu: na którym jest?
Marysia Fic, koleżanka z klasy z drugiego piętra, odpowiada mu równie cicho: na pierwszym.
Michałek biegnie do góry i przekazuje nowinę kolegom. Zaraz się też rozbiegają do domów i mówią o tym rodzicom.
W domu jak w ulu. Mama nie może się zdecydować jaki talerz wybrać na święconą wodę. Tata szuka wody z zeszłego roku i drze się na mamę, że mogła kupić w tym roku nową, o ona że po co, a on, że jak by wydała te dwa złote, to by nie zbiedniała. W końcu tata leje w talerz ze złoto-srebrnym szlaczkiem na brzegach z kranu, że się potem doleje trochę święconej, to się wszystko razem wyświęci. A gdzie kropidło? Jak to gdzie, tam gdzie zawsze? W szafie. Jak tam gdzie zawsze, jak go nie ma? W szafie na górnej półce. To pokaż mi gdzie. Jak małe dziecko, zawsze cię musze za rękę prowadzić, krawat znajdź, koszulę wyprasuj, samemu to się nic zrobić nie chce, a ty człowieku tylko haruj i nic z tego nie miej. Masz? Mam. Świecznik też. Mamy jakieś świeczki? O mój boże, a poszukajżesz gdzieś, a nie pytaj się ciągle, a co ja mam cztery ręce do roboty. Przestań do mnie mówić tym tonem. Jakim tonem? Jazgotasz od rana jak najęta, żyć człowiekowi nie dajesz. Ty się popatrz na siebie. Nic tylko juchcisz te papierosy jak komin, jeden za drugim, a potem się dziwisz, że coś co w płucach grzechocze, zobaczysz doigrasz się! Tata jest już zdenerwowany. Rozbiło mu to całe popołudnie. Nic nie może zdziałać. No ale co zrobisz?