Sławek Shuty - Blok, re-edycja 2019

K

Kto rano wstaje temu staje. A i pan Bóg coś kapnie. Krzesny ojciec może też. I dalej jak w tym kawale. Był Polak, Rusek i Niemiec. Polak, Rusek i Angol. Rusek i Angol to kutasy z założenia, a Polak wiadomo - maxi kul gość, robi potem ich wszystkich razem wziętych w chuja pana. Jak inaczej?! Polska, Polska! Triumfalny pochód naszej waluty.. kameralne halucynacje. Polska! Zmienia płeć. Nie ważne. Acha. No i ile było złamań! Tego się nie zliczy. Mają pieniądze, niech się leczą.

Zupełnie jak w kosmogonii P., jeżeli stać go było na taki drogi samochód to czyż rozpierdolenie mu nic nie znaczącego przecież w ogromie tej historii lewego lusterka nie jest aktem do jakiego ma moralne prawo? Mają pieniądze niech się leczą. Gorszym urazem było to, że zostawili nas na pastwę Niemców. Potem Ruskich. Wiecznie syte kolonialne kutasy. Czekają więc nasi na dworcach i na peronach skamieniali z szalikami, by odkuć się za Dywizjon 303 i masakrę na Heizel.

To pokuta, że nie byli. Kajają się ekstatycznie jak pątnicy kawałkami ławek na meczu z legią. Przybijają się do bramek. Pożerają ogromne ilości plastikowych krzeseł. Wyrywają sobie zęby dziadkiem do orzechów. Trepanują niefachowo czaszki kozikami. Opluwają. Wycinają scyzorykami wzory na przedramieniach. Wypisują bezeceństwa na siedzeniach. Gaszą kiepy na języku. Używają nieprzyzwoitych zamienników więziennych. Euforia jest ogromna.

Zbezczeszczony szalik przeciwnika. Zniszczony stadion. Zdemolowane pojazdy komunikacji miejskiej. Splądrowane kioski z gazetami. Spalony mały fiat. I krocie rozpieprzonych przystanków. White star wars. Aż przyszedł kac. A z kacem nieodparte pragnienie na choćby małego klina.