Wychodzisz na wąską uliczkę, której domy mają pozamykane bramy i okiennice. Zrobiło się już naprawdę ciemno. Noc kreśli na niebie przezroczyste gryzmoły, zarysy twarzy w tysiącznych powtórzeniach, które przechodzą do gwiazd, rozsypują się w gwiezdną obojętność. Zatrzymujesz się pod gazową latarnią, by w jej świetle móc odczytać cokolwiek. Po drugiej stronie tych domów musi prowadzić właściwa ulica, od której te domy są dostępne – myślisz sobie.