W pełnych przepychu wnętrzach, oświetlonych światłem nieokreślonej pory, panuje głęboka cisza. Idziesz jeszcze trochę przed siebie i nagle stajesz, przygwożdżony nie tyle ciekawością, co czyjąś przeczuwaną obecnością pod twojej prawej stronie. Nasłuchujesz z bijącym sercem, gotów do ucieczki za najlżejszym szmerem. – Wyjście jest tam! – słyszysz metaliczny dziewczęcy głos. W głębokim pluszowym fotelu, z książką na kolanach, siedzi córeczka dyrektora, patrząc na ciebie czarnymi sybilińskimi oczami. Dziewczyna wskazuje palcem na swą prawą stronę.