Wywiad z Mariuszem Pisarskim - polskim tłumaczem "Hegiroskopu" Stuarta Moulthropa

Redakcja

"Tłumaczenie zajęło mi rok czasu, ale nie robiłem tego konsekwentnie. To dzięki iPhonowi w ogóle podjąłem wyzwanie, gdyż pozwolił mi na pracę w chwilach, w których najczęściej się nie pracuje, a które nie są jednocześnie czasem wolnym. Tłumaczyłem gdzie tylko się dało - na przystankach, w autobusach, w przerwach na lunch."

Wyobraźmy sobie, że rozmawiasz z kimś, kto nie ma pojęcia o cyberliteraturze. Jak byś ją zdefiniował?

Cyberliteratura operuje słowem, które zarówno znaczy jak i działa. Kodem, który domaga się nie tylko odkodowania [tekst tradycyjny] ale też wykonania. Może być to tekst zarówno analogowy jak i cyfrowy. Wyobraźmy sobie, że na murze naszego bloku znajduje się napis tego typu: function wybuchowy(tekst) var wybuch="eksplodujace_slowa"; { alert ('Słowa wybuchają'); }. Wygląda to na poezję, czyż nie? Jakiś bliżej nam nieznany, gniewny poeta kodu umieścił te słowa i znaki na murze, czyniąc z języka programowania język poetycki. Czy jest już to cyberliteratura? Tak, jeśli po wpisaniu tej komendy w komputer na ekranie wyświetli jakieś działanie, czyli kod javascriptu, obrany za przedmiot zabiegu poetyckiego, wykona się ekranie, na przykład poprzez animację eksplodującego tekstu. Jeśli nic się nie wydarzy będzie to po prostu flirt poezji analogowej z cyfrową i nic więcej.

Cyberliteraturę można też rozumieć bardzo szeroko: kodem może być np. konwencja językowa czy kulturowa, a wykonanie kodu można powierzyć nie maszynie a człowiekowi. Na przykład, według Emilii Branny, cybertekstem jest angielskie przywitanie "How are you" z jego nieodłączną i niezależną od faktycznej sytuacji odpowiedzią "I'm fine". Ów zwrot grzecznościowy, społeczno-językowa skamielina to złożony z dwóch członów mechanizm automatycznego sprzężenia zwrotnego między nadawcą a odbiorcą, między zwyczajem, kulturowym kodem a pojedynczą chwilą, w której dokonuje się tego kodu wykonanie. Jego wynikiem jest automatyczne "I'm fine", które prawdziwy Brytyjczyk wypowie nawet na łożu śmierci...

Co takiego ma w sobie Hegiroskop, że zdecydowałeś się go przetłumaczyć? Dlaczego po niemal 12 latach istnienia tego dzieła w cyberprzestrzeni?

Hegirascope była jedną z pierwszych powieści hipertekstowych, z jakimi zetknąłem się wraz z odkryciem w 1997 roku komputera i Internetu. Dwie inne: K0cHckK0g0s Judy Malloy oraz fikcjonalno-teoretyczny traktat Świadomość Hipertekstualna Marka Ameriki już przetłumaczyłem. Jest to zatem ciąg dalszy dzielenia się swoimi fascynacjami z innymi.

Za tym przedsięwzięciem kryje się krótka historia. Około pięć lat temu doszedłem do wniosku z Łukaszem Jeżykiem (doktorantem UAM), że Hegiroskop należy przetłumaczyć. Umówiliśmy się na wykonanie próbek tłumaczenia. Mnie bardzo do gustu przypadł przekład Łukasza. Niestety nasz projekt upadł w przedbiegach, gdyż wkrótce zniknąłem z Poznania i nasz kontakt urwał się. Próbowałem wskrzesić pomysł we współpracy z Dorotą Sikorą, ale po kilku próbach Dorota zrezygnowała, choć jej pomocna dłoń widoczna jest w obecnym tłumaczeniu wyraźnie. Do skończenia tej pracy zachęciła mnie jednak ostatecznie rok temu Małgosia Dawidek-Gryglicka, cytując przy kawie Łukasza, który stwierdził, że z Pisarskim nie ma co zabierać się do pracy, bo nigdy nic nie doprowadza do końca [śmiech]. To był ostateczny impuls do działania. Zabrałem się do tłumaczenia.

Jak długo zmagałeś się z tłumaczeniem? Jak to jest pracować przy użyciu iPhona?

Tłumaczenie zajęło mi rok czasu, ale nie robiłem tego konsekwentnie. To dzięki iPhonowi w ogóle podjąłem wyzwanie, gdyż pozwolił mi na pracę w chwilach, w których najczęściej się nie pracuje, a które nie są jednocześnie czasem wolnym. Tłumaczyłem gdzie tylko się dało - na przystankach, w autobusach, w przerwach na lunch. W ubiegłym roku bywaliśmy z żoną dość często w szpitalach. Cóż innego robić w kolejkach, poczekalniach, w rozgrzanych od słońca kącikach dla palaczy? To kieszonkowe urządzenie pozwoliło też na gruntowne testowanie ruchomej powieści Moulthropa. W 170 miejscach Hegiroskopu nasza lektura może podążyć w czterech kierunkach. Daje to zatem 680 potencjalnych przebiegów dzieła. Podłączony na stałe do Internetu iPhone pozwolił na sprawdzenie choć części tego potencjału i znalezienie dziur, czyli miejsc, które w trakcie tłumaczenia umknęły mojej uwadze.

Według Shuena-Shinga Lee, jednego z pierwszych autorów akademickiej analizy Hegiroskopu, „jego świat to niejednorodna zawartość w formie kolażu, świat kalejdoskopu, gdzie ze zmianą perspektywy zmienia się konfiguracja. Lecz ten kalejdoskop jest dokładnie zaprojektowaną konstrukcją, a nie przypadkową mieszaniną elementów bez żadnego wzorca czy porządku.” Jak udało Ci się ogarnąć ten pozorny nieład?

Bardzo pomocny okazał się program Tinderbox, za pomocą którego udało mi się wyszczególnić 19 wątków głównych. Zawartość poszczególnych leksji Hegiroskopu nanosiłem na aktywną mapę idei, co z kolei umożliwiło mi poruszanie się po tej skomplikowanej przestrzeni tekstowej. Wystarczyło nazwać każdy wątek, nadać mu unikalny kolor i nalepiać na niego poszczególne segmenty. Następnie, z każdym tekstem pracowałem już z osobna. Grupując sekwencje kolorystycznie w Tinderboxie osiągnąłem namiastkę porządku i pozornie zdołałem rozbroić szum Hegiroskopu.

Czy kontaktowałeś się z autorem?

Tak, w kilku sprawach. Z wdzięczności za tłumaczenie tej powieści na polski Stuart obiecał nawet oddać mi swoją nerkę jeśli byłbym kiedyś w potrzebie.

W sprawach językowych pozostawił mi ogromną dowolność. Np. imiona i tytuły bohaterów sekwencji o roboczym tytule "Wizje" mogą być polskimi imionami i polskimi tytułami, włącznie z miejscowościami. Zrezygnowałem z tego, gdyż bardziej przypominałoby to niemiecki dubbing filmowy, niż polskie napisy w kinach.

Żądałem też wyjaśnień w sprawie kilku nazw własnych, takich jak Choptank w stanie Maryland: dlaczego bohater mikro-fabuły "Życie rodzinne" udaje się właśnie do Choptank... Odpowiedzi Stuarta na tego typu pytania raz jeszcze potwierdzają stare powiedzenie literaturoznawcze: dzieło żyje swoim życiem. Fakt bowiem, iż to położona na półwyspie Delawere mieścina odegrała w dzieciństwie autora taką czy inną rolę ani nie wzbogaca ani nie zubaża znaczeń tekstu.

Zaczepiłem też Stuarta Moulthropa w sprawie związanej z nieodłącznym przy lekturze cyberliteratury problemem harmonia kontra szum. Przeciętny czytelnik, taki jak ja, może i ty, znajduje się w sytuacji podobnej do opisanej w takim oto dwuwersie Artura Międyrzeckiego: "szukam zielonych punktów odniesień, pod wysokim niebem jaskółek". Generalnie jako czytelnicy łakniemy zadomowienia się w tekście, lub - jeśli już nie fabuły, to choćby minimalnej koherencji. Po naniesieniu Hegiroskopu na mapę wytworzyłem sobie dość spójny obraz całości: tutaj oto mamy wątek A, tam wątek B, w obu można wykryć podobną strukturę głęboką, itp. Hegiroskop przechylał się zatem w stronę harmonii, kryjącej się za pozornym szumem. Tymczasem w pierwszej właściwej leksji powieści, zatytułowanej "Jeden", najbardziej nabrzmiałe znaczeniem łącze oznaczone jest słowem "Jedyny". Gdy mówimy "Jedyny", to mniej więcej wiadomo, jak bogata jest sfera skojarzeń: od miłosnego łoża po "jeden naród, jeden Fuhrer".... Gdy jednak klikniemy w to słowo przeniesieni zostajemy do..."Warsztatow webmasterksich Curtisa LeMaya: - teksańskiego kowboja uczącego web designu w stylu amerykańskiej propagandy z czasów zimnej wojny. Czyli ni z gruszki ni z pietruszki.

Pytam się więc Stuarta, czy ten link ma tutaj być, bo wydaje się jakby to była pomyłka. W całym tekście mamy bowiem dużo więcej fragmentów, do których słowo jedyny mogłoby prowadzić, choćby korespondencja Amandy i Amandusa - dwojga przecinających półkule kochanków. Stuart na to : "muszę cie zmartwić, ale tak to właśnie ma być. Link "Jedyny" celowo prowadzi do Curtisa.

A zatem - celowa dezorientacja, rozrzedzenie semantyczne, szum kryją się za strategią Hegiroskopu , a nie podpowierzchniowa harmonia. Jeśli już to musimy jej szukać dużo głębiej, w warstwach tak głębokich, że sam autor mógł być ich nieświadom, lecz które są wspólne naszemu miejscu i naszym czasom.

Polska wersja Hegiroskopu jest wyposażona w dokładnie taki sam interfejs. Czy Stuart Moulthrop udostępnił Ci kod do mechanizmu sterującego Hegiroskopem?

Cybertekstowośćc Hegiroskopu opiera się na jednej linijce kodu html/javascript: HTTP-EQUIV="Refresh", w której jedyną zmienną jest adres kolejnej strony domyślnej. Ta prostota przypomina inne projekty z tamtych lat. Na przykład Grammatron Marka Ameriki, czy Forward Anywhere Judy Malloy i Kathy Marshall posiadały proste skrypty losowo generujące tekst. Tutaj jedna linijka javascriptu, oparta na popularnej dziś komendzie httprequest, sprawia, że po kilkudziesięciu sekundach aktualnie czytany fragment sam z siebie znika i pojawia się następna [ale ściśle określona] porcja tekstu. Mimo tej pozornej prostoty, nawet dziś, po latach od pierwszej publikacji, gdy pojawiło się już całe pokolenie wychowane za surfowaniu po sieci, Hegiroskop wciąż potrafi mocno zakręcić w głowie.

Lekcje programowania dla pisarzy, byłyby być może najłatwiejszymi lekcjami CSS, JavaScript, Actionscript czy Javy. Szkoda, że nikt ich nie prowadzi.

Warto przy okazji podkreślić prekursorski charakter Hegiroskopu i wspomnianych tu innych dzieł. Pamiętajmy, że język programowania stron www - javascript powstał w roku 1996. Stworzono go w firmie Netscape, która była wówczas niepodzielnym gigantem na rynku przeglądarek internetowych. W tym samym roku pojawia się pierwsza wersja Hegirascope . Powieść ta czerpie z javascriptu nie błyszczydełka w postaci mrugających tekstów i całego tego jarmarcznego htmlu z pierwszych latach istnienia Internetu, lecz coś artystycznie znaczącego. Ba, to małe coś, owa komenda HTTP-EQUIV="Refresh", była w stanie przedefiniować pewną tworzącą się już tradycję pisania i czytania na ekranie. Hegiroskop wyznaczył nową generację e-literatury i dał pstryczka w nos statycznym hipertekstom ze szkoły Storyspace. Lata 1996-1997 to także lata rozkwitu netartu w Rosji, do dziś wpływowego na polu sztuki cyfrowej, którego echa widzimy współczesnej sieciowej reklamie i designie. Sztuka towarzyszyła wówczas technologii bardziej chyba niż dziś. Czasem nawet zastanawiam się, która z nich inspirowała którą, ale to już inna sprawa.

Czy masz w planach kolejne tłumaczenia cyberliteratury Moulthropa dla polskich czytelników? Może Pax (2003) tego samego autora?

W tej chwili pracuję nad projektem, który - mam nadzieję - uda mi się w końcu wydać Korporacji Ha!art. Napotykam natomiast na problemy techniczne. Okazuje się, że nie jest łatwo przenieść 20 letnią technologię w warunki współczesnego Internetu.

Nie zdradzisz więcej szczegółów?

Na razie nie (śmiech). Dodam tylko, że zastanawiam się nad zakończeniem tłumaczeń i mam nadzieję zająć się pisaniem własnych przykładów cyberliteratury.

Co do kolejnych projektów - jesienią w Techstach pojawi się polskie tłumaczenie dynamicznej poezji cyfrowej Ayi Karpińskiej, polskiej poetki tworzącej w Stanach.

• • •

Z Mariuszem Pisarskim rozmawiała Sonia Fizek,

• • •

Hegiroskop Stuarta Moulthropa na stronie Techsty

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information