Woda, ciastka, chińskie disco - autorzy powieści hipertekstowej "Piksel Zdrój" o sobie i wspólnym pisaniu

Piksel Zdroj

Mariusz Pisarski: O czym, według was, jest Piksel Zdrój?

Anna Piwowarska: Dla mnie jest to trochę opowieść o wspólnej zabawie w pisanie. No i tak ogólnie – o twórczości, życiu i śmierci...

Lech Mikulski: Opowiada o tym wszystkim, co jest między kliknięciami. Pomiędzy decyzją, by kliknąć jakieś hiperłącze a otwarciem strony. Piksel Zdrój to takie właśnie chwilowe zawieszenie, to marzenie o pisaniu: już ma się wizję, już robi się klik, ale strona jeszcze się nie otworzyła. Jeszcze wszystko może się na niej znaleźć. To taka powieść, która daje obietnicę historii i możliwość wyboru, w pewnym sensie jej kształtowania. Czytelnik może mieć swój własny Piksel Zdrój. Nie da się tego opowiedzieć, tego trzeba doświadczyć.

Mariusz Pisarski: Gdyby słyszał cię teraz Michael Joyce, dodałby też „nie da się tego powiedzieć w prostszy sposób”.

Monika Kapela: Lechu, nigdy tak nie myślałam o naszym Pikselku, ale chyba masz rację. Dla mnie Piksel Zdrój to odbicie rzeczywistości w krzywym zwierciadle. Obraz tu jest może trochę rozmyty, tam wykoślawiony, a jeszcze gdzie indziej wyolbrzymiony do granic absurdu, ale wciąż da się w nim rozpoznać oryginał. Początkowo myślałam, że to metafora współczesnego (para)literackiego (pół)światka, ale można tę perspektywę chyba rozszerzyć na inne dziedziny. A tak na serio, Piksel Zdrój to po prostu sex, drugs & literature...

Szymon Stoczek: I o wodzie mineralnej, nie zapominajmy o wodzie mineralnej.

Jagoda Cierniak: O zaburzonych tożsamościach, o sieci, o zbrodni. Ale chyba przede wszystkim o samych autorach i autorkach. Chociaż nie wiem, czy wszyscy się do tego przyznają.

• • •

Kliknij w poniższy obrazek i odkapsluj Piksel Zdrój:

• • •

Natalia Jakusiewicz: Zgadzam się z Jagodą. Piksel Zdrój to trochę odbicie nas. Postacie, które tam czytelnik spotyka, to poniekąd nasi reprezentanci w pikselowym świecie. Ale to także swego rodzaju podróż dla czytelnika. Może on iść z/za wybranym bohaterem, może też przecinać bieg wydarzeń, skacząc tu i ówdzie. PZ to impreza w naszym wydaniu podana na tacy, czyli w tym przypadku – na monitorze.

Olaf Keller: O lecie jest. O tym, że latem wszystkim odbija, wszystkim bez wyjątku. Taksówkarzowi i CEO megakorporacji, programiście i kontrabasiście, murarzowi i prostytutce – lato nie oszczędza nikogo. Jednak, co bardziej istotne, Piksel jest przede wszystkim o próbie zmierzenia się z nową formą i wyjątkową techniką pisania kolaboratywnego. Oczywiście jest również przepisem na doskonały drink na bazie płynu do irygacji pochwy, a także – o tym wie tylko garstka – zbiorem zaszyfrowanych wiadomości dla sieci moich dilerów, które dzięki zastosowaniu hipertekstu, są nie do złamania dla zwykłego śmiertelnika.

 

Najnowsza okładka ''Hipness'' - Magazynu Atletów Hipertekstu. Magazyn w całości poświęcony sześciopakom i tricepsom hipertekstowych wirtuozów powieści ''Piksel zdrój''

 

Mariusz Pisarski: Kolaboratywna powieść to rzadkość. Jeśli już, literaturę pisze się w parach, gdzie partnerami są dobrzy przyjaciele bądź kochankowie. Tymczasem tutaj ośmiorgu autorom udało się stworzyć coś wspólnie – było wam ciężko, były jakieś zgrzyty i złowrogie iskrzenia?

Anna Piwowarska: Były romanse, fascynacje, zazdrości i pragnienie zemsty – dokładnie tak, jak to opisaliśmy.

Monika Kapela: Potwierdzam zeznania Ani. Mówi się, że gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania na ten sam temat. Proszę więc sobie wyobrazić wirtualną konwersację ośmiorga Polaków, którzy nigdy w życiu nie spotkali się osobiście, a próbują opisać wspólna imprezę z ustaleniem rzeczy fundamentalnej – co pijemy.

Lech Mikulski: Piksel Zdrój to zapis naszych zeznań złożonych przed sierżantem Koperem. Z uwagi na nadal toczące się śledztwo nie możemy wypowiadać się na temat tego, co się stało. Zwłaszcza, gdy TO się stało. Wszystko, co działo się wcześniej, jest w aktach lub objęte wszechwiedzącą tajemnicą Kopera. Możliwe, że jak przejdzie na emeryturę, to sam opisze niepublikowane fakty, mity, ballady i romanse. Podpisywałem mu zeznania i wiem, że ma facet talent, a obsługę maszyny do pisania ma w małym palcu.

Jagoda Cierniak: Zgrzyty? Nie, spokój raczej i przesuwające się deadliny. Ciężko zapewne było nas ogarnąć, ale Mariusz i Ania elegancko pilnowali autorów, autorki i ich rozrastające się alter ego. Koper zresztą mobilizował wszystkich.

Natalia Jakusiewicz: O tak, deadliny to były nasze punkty wspólne, można powiedzieć konstytuujące. Ich zbliżanie się dodawało skrzydeł, przynajmniej w moim przypadku. Poza tym, patrząc z perspektywy czasu, praca odbywała się bez większych zgrzytów. Gdyby takie wystąpiły, moglibyśmy nie dokończyć projektu. Byliśmy raczej posłuszni jako uczestnicy. Nikt z nas też nagle nie zrezygnował, to mogłoby nastręczyć problemów, ale też sprawić, że Piksel Zdrój wyglądałby inaczej. Mogło się różnie skończyć.

Olaf Keller: Nic z tych rzeczy. Powiem więcej, było wręcz na odwrót. Codziennie rano, gdy wstawałem, słyszałem w głowie głosy pozostałych autorów, przed oczyma pojawiały mi się powidoki czynności, które wykonywali, czułem w żołądku pożywienie, które spożywali, wieczorami kochałem się z ich mężczyznami i kobietami, a nocami śniłem ich sny. To była czysta symbioza na poziomie kwantowego splątania. Do końca życia pozostaniemy siostrami i braćmi, do końca życia dzielić będziemy to transcendentalne gdzieś-tam-nie-ja-ale-tez-i-ja-ommmmmmmmm.

Natalia Jakusiewicz: A więc jesteśmy połączeni i splątani na wieki tymi pikselami. Dobrze, Olaf, że zwróciłeś na to uwagę.

Monika Kapela: Mariuszu, skąd w ogóle pomysł na tak karkołomny projekt?

Mariusz Pisarski: Hmm, raczej nie uważam się za mega odważnego hojraka. Myślę, że karkołomne projekty, w których najczęściej biorę udział, pozostawiają szeroki margines na błędy. Ten karkołomny skok od początku zakłada spadnięcie na cztery łapy: „w razie czego, opiszemy porażkę, wypunktujemy, co nam się nie udało, spróbujemy wskazać przyczynę i spuentować postulatem na przyszłość”. Być może dlatego większość moich kolegów z innych krajów, tworząc e-literaturę, jednocześnie o niej pisze: są twórcami i krytykami, swoim własnym przedmiotem badań. To jest ten bufor i margines, a jednocześnie szansa na inkubację eksperymentu w warunkach przyjaznych i sprzyjających dalszym, ulepszonym próbom. Jeśli przedmiotem eksperymentu jest opowiadanie historii, pokazanie jak zmienia się ona, wzbogaca lub zubaża pod wpływem nowych sytuacji komunikacyjnych, to wiele uszu słuchać nas będzie z wytężoną uwagą, bez względu na to, czy mamy przed sobą publiczność europejską, amerykańską czy indyjską. To, co mi się bardzo podoba w cyfrowej humanistyce, która staje się i u nas modna, to śmiała zachęta do eksperymentu: jeśli coś nie wyjdzie, to w porządku. Co nie oznacza, że nie mamy dawać z siebie wszystkiego. Mam przeczucie, że tak właśnie było z Piksel Zdrojem. Inną receptą na karkołomny projekt jest wychodzenie z nim do ludzi na każdym etapie tworzenia: mówienie o nim studentom, profesorom, szalonym artystom i notowanie reakcji.

A odpowiadając na twoje pytanie, Moniko, skąd pomysł? Nie pamiętam, chyba go komuś ukradłem. A tak na serio, pamiętam, że pewnego deszczowego lata, gdzieś na przełomie milenium, biegałem z 3.5-calowymi dyskietkami po poznańskich kafejkach internetowych, by wgrywać na nie pojedyncze strony kolaboratywnego hipertekstu The Unknown Scotta Rettberga, Roba Gillespie'a i Dirka Strattona. Chodziło o to, by potem zawartość dyskietek złożyć w oryginalną strukturę katalogu (było tam sporo ścieżek audio, w tym Roberta Coovera) i odtwarzać ją w domu offline i za darmo. Czy tego rodzaju kombatanckie przeżycia nie predestynują do tworzenia podobnych projektów? Nasi czytelnicy są dziś w lepszej sytuacji. Każdy ma internet, każdy ma komputer, w kieszeni i na co dzień.

 

Okładka czasopisma dla nowoczesnych kobiet z Krosna ''Crosnopolitan'', poświęcona w całości autorom powieści ''Piksel Zdrój''. Wykradziona przez zagorzałego czytelnika, pracownika drukarni.

 

Mariusz Pisarski: Jakie jest wasze samopoczucie jako autorów prozy cyfrowej, klikalnej, migotliwej, ubranej przez Jakuba Niedzielę w ładne szaty, ale – być może za sprawą tych właśnie przymiotów – wciąż podnoszącej brwi do góry i nie traktowanej jako „poważna” propozycja literacka?

Szymon Stoczek: Forma eksperymentu, jaką przybrała ta powieść, wymaga krytyki i dyskusji, inaczej to w pewnej mierze nie miałoby sensu. Dobrze, że ona jest, bo potwierdza niepokojący charakter całego projektu.

Natalia Jakusiewicz: Wiele osób nie jest jeszcze przekonanych do literatury cyfrowej i do sztuki istniejącej wyłącznie w internecie. Na co dzień każdy korzysta z internetu, a tu taki kwiatek – czytać to my będziemy, ale na kartkach! Jeśli ktoś trafia na jakąkolwiek stronę, i od razu (po kilku marnych sekundach) ją odrzuca, bo np. czegoś nie rozumie, to bardzo źle. To blokuje postęp, a przede wszystkim odbiera szansę na poznanie czegoś. A więc czytać, zgredy!

Monika Kapela: Piksel Zdrój to literacki żart, prztyczek w nos dla skostniałych form i, mam nadzieję, wrzód na końcowym odcinku kręgosłupa współczesnej prozy. Kto nie chce się z nami bawić, niech się nie bawi. To jego sprawa, że omija go być może najbardziej kolorowa impreza w tym roku. ;)

Olaf Keller: Każdego, powtarzam, każdego, kto podniesie rękę na Pikselka, obiecuję, wyzwę na pojedynek, najlepiej na broń białą, jak prawdziwi mężczyźni, jeszcze dzisiaj ogłoszę nabór na sekundantów. Stawię się o każdej porze dnia i nocy, miejsce nieistotne, przybędę, choćby to był Sosnowiec!

Anna Piwowarska: Jeśli podchodzi się do czegoś takiego jak do zabawy i eksperymentu (a ja tak właśnie podchodziłam), to trudno oczekiwać od innych, by traktowali całość śmiertelnie poważnie. Okładki Olafa w doskonały sposób oddają to, jak my sami bawimy się tym projektem. A więc nie tylko Jakub ponosi odpowiedzialność za ten brak powagi.

Lech Mikulski: Przeważnie ludzie, żeby traktować coś poważnie, muszą umieć to nazwać, opisać, a przy tak nowatorskiej formie jak powieść hipertekstowa często jest to trudne.

Monika Kapela: A czy my jesteśmy poważni? Czy nasz Piksel jest poważny? Czy literatura w ogóle jest poważna? Mi tam bardzo odpowiada pikseloza, w której się nurzamy.

Lech Mikulski: Ja myślę, że choć część literatury musi być poważna, bo inaczej nie moglibyśmy jej rzucać wyzwań. Jeszcze się okaże, że nasz Piksel to butelka z benzyną, którą dopiero wymierzamy w cel!

Szymon Stoczek: Ta pozycja nie jest i nie może być poważna. Nie jestem pewien, czy dałoby się stworzyć poważny tekst hipertekstowy, to byłoby dopiero wyzwanie.

Olaf Keller: Nie mam pojęcia, o czym mówicie. Ja traktuję naszą powieść całkowicie serio. Mimo pozornego przerysowania, wiele sytuacji zdarzyło się naprawdę, a te, które nie wydarzyły się, z pewnością zmaterializowałyby się, gdyby tylko dać im szansę. Wierzę, że gdyby zrekonstruować powieść, odegrać ją na żywo w jakiejś formie, mogłaby się okazać bardziej rzeczywista i poważna niż życie. A jeśli ktoś ma inne zdanie, zapraszam na pojedynek.

Mariusz Pisarski: Część z nas chciała wydać Piksel Zdrój drukiem, i nie tylko jako rodzaj transmedialnego performansu, którym była grafika Olafa pokazująca PZ w formie książkowej, którą tak chętnie dzieliliśmy się na fejsie. Czy takie wydanie polepszyłoby wasze samopoczucie?

Anna Piwowarska: Dobre samopoczucie ogólnie nam dopisuje (mimo zimy i stężenia smogu w Krakowie) – pojawiają się więc różne pomysły. Niektóre są brutalnie kilowane przez koordynatora, inne umierają same, a jeszcze inne udaje nam się zrealizować.

Lech Mikulski: To było nieporozumienie. Nie chodziło o wydanie drukiem, ale o wydanie na płycie CD. To ma ogromny sens, bo choć nadal jest to literatura cyfrowa, to staje się namacalna. Niektórzy po prostu chcą mieć coś fizycznego, choćby to był nośnik. Część czytelników nie dotrze też do tego, bo jest to darmowe, a oni woleliby kolekcjonerskie snobistyczne wydanie na CD. Na dodatek niektórzy z nas ćwiczyli już pisanie autografów, bo na CD moglibyśmy je dawać, a tak to co? Komuś po monitorze mamy pisać?

Natalia Jakusiewicz: Zawsze można złożyć autograf na klacie, jeśli ktoś osobiście zechce przyjechać. Myślę, że wizja papierowej wersji PZ stała się atrakcyjnym kąskiem, bo – mimo że wierzymy w literaturę cyfrową – chcielibyśmy mieć tę pozycję także na półkach. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy, to będzie dzieło przede wszystkim cyfrowe, i bardzo dobrze! Natomiast wierzę, że PZ stanie się grą, już widzę te pijane pionki na imprezie w Kołobrzegu...

 

''Piksel zdrój'' namacalny. Pierwsze na świecie wydanie utworu hipertekstowego na papierze elektronicznym. Zaledwie 9,90 zł. Do nabycia tylko w dobrych księgarniach i Empiku.

 

Monika Kapela: Jeśli o mnie chodzi, to mnie najbardziej w całym tym pomyśle podobała się idea zjednoczenia naszych potencjalnych czytelników i pozyskanie nowych poprzez crowdfunding, który zamierzaliśmy uskutecznić w celu zebrania środków na wypalenie płyt. Według mnie, to mogła być potężna promocyjna lokomotywa, która – jeśli zostałaby dobrze przygotowana – miałaby szansę dotrzeć z informacja o Piksel Zdroju do nowych odbiorców. Bo żeby zdecydować, czy kliknąć, czy nie, to najpierw trzeba się o Pikselku dowiedzieć. No i nie ukrywam, że bardzo pociągała mnie wizja uruchomienia w moim pokoju rozlewni wody mineralnej ''Piksel Zdrój'' i fabryki limitowanych fuksjowych lakierów do paznokci tej samej marki, które miały być dodawane jako gifty dla najbardziej hojnych darczyńców.

Olaf Keller: Książka, no cóż, książka może nie, ale gdyby powstało w Polsce muzeum figur woskowych i znalazłoby się tam miejsce dla mojej postaci, byłbym szczęśliwy. Choć w sumie zawsze marzyłem o ulicy noszącej moje nazwisko albo chociaż o małym placyku w Krakowie, albo chodniku, latarni może?

Mariusz Pisarski: Myślę, że grupa „Piksel i lira” to bardzo dobry przykład optymalnej, niemal społeczno-literackiej konfiguracji, kiedy to stworzenie czegoś cyfrowego jest nie tyle drogą do rozpoznania, ale okazją do zbadania nowych terenów, podsycaną autentyczną ciekawością, która niczego nie ryzykuje. Ania jest zawodową copywriterką, Szymon publikuje w „Nowej Fantastyce”, Lech robi filmy dokumentalne, Jagoda jest redaktorką naczelną pisma literackiego – nie aspirujemy tu do jakiegoś konkretnego celu, wiemy, że to eksperyment i ryzyko, a łączy nas chęć zbadania potencjału nowej formy literackiej (i polimedialnej) komunikacji.

Jagoda Cierniak: Tak ładnie o nas mówisz.

Anna Piwowarska: Badamy cały czas! (jeszcze podoba mi się słowo „autentyczny” w tej wypowiedzi).

Monika Kapela: Otóż to! Teraz już wiecie, dlaczego Mariusz jest koordynatoorem.

Lech Mikulski: Myślę, że my tu jednak bardzo dużo ryzykujemy. Proszę pamiętać, że wszyscy tu poświęcają swój czas i po normalnych godzinach pracy piszą kolejne fragmenty, kodują czy rysują. Gdyby projekt nie powiódł się, a mogło tak być, to stracilibyśmy dużo energii i właśnie czasu. Gdy powiódł się i został doprowadzony do wersji 0.96, ryzykujemy nadal – nasze twarze stały się publiczne, pojawiają się w różnych mediach i w którymś momencie nasze środowiska dowiadują się o projekcie, a często, jeśli nie jesteśmy kojarzeni z pisaniem dla środowiska, jest to zaskoczeniem i wystawia nas na próbę, zostajemy poddani weryfikacji. Czy daliśmy sobie radę, to już muszą ocenić czytelnicy. Przy projektach niekomercyjnych powiedziałbym, że ryzyko jest nawet większe niż przy komercyjnych, ale innego typu.

Szymon Stoczek: Zgadzam się z Lechem co do potencjalnego ryzyka. Ono oczywiście istnieje, ale wynika ze skostniałego myślenia o wizerunku jako rzeczy niezmiennej. Skoro żyjemy w epoce płynnych tożsamości, dlaczego musimy udawać (bo nikt mi nie wmówi, że da się mieć taki naprawdę) posiadanie spójnego wizerunku? To jest nonsens i paradoks nowych mediów i kanałów społecznościowych, które petryfikują wyimaginowane oblicza ludzi. Rozumiem jednak tych, którzy czują się bezpiecznie wiedząc, czego spodziewać się po autorach. Jeśli wytrącamy ich z równowagi projektem, który jakoś nie pasuje do nas… tym lepiej. Osobiście bardzo nie lubię skorup i specjalizacji tylko w jednej dziedzinie.

Olaf Keller: W związku z tym, że nie zostałem wymieniony i nie zostało podkreślone moje bumelanctwo i tumiwisizm jako istotny wkład we współczesną kulturę, niniejszym obrażam się i wyzywam wszystkich na pojedynek.

 

Mapa czytelnictwa ''Piksel Zdroju'' w pierwszym miesiącu po premierze. Przez ponad miesiąc, wśród ponad tysiąca czytelników

 

Monika Kapela: Czy jesteś zadowolony z efektu, który wspólnie osiągnęliśmy i z drogi, którą obraliśmy, czy wyobrażałeś to sobie zupełnie inaczej? Jak obecny kształt Piksel Zdroju ma się do twoich pierwotnych założeń?

Mariusz Pisarski: Mieliśmy trochę szczęścia. Pierwotne założenia były skromne, choć ich owocem wciąż miała być powieść sieciowa, kolaboratywna i hipertekstową. Szczęście polegało na tym, że grupie, złożonej z wyrazistych osobowości, zaczęło zależeć. Dzięki temu powstała druga część powieści, jeszcze bardziej kolaboratywna, a eksperymentalny utwór o nudzie w mieście zamienił się w powieść z wątkiem kryminalnym i detektywistycznym. Dzięki temu też nie skończyło się jedynie na publikacji w sieci i krótkiej notce zapowiadającej na portalu Ha!art, lecz na serii działań nie-promocyjnych i twórczych, które towarzyszyły pierwszym tygodniom powieści w sieci. Fikcyjne wywiady, fikcyjne plakaty, sieciowe quizy, zagadki, konkursy – to wasze spontaniczne pomysły siłą rzeczy stały się częścią tego, czym Piksel Zdrój jest. I tutaj przyznam, że przerośliście moje oczekiwania. Współkoordynadorka Ania też się takiego wysypu działań z pewnością nie spodziewała. Doszło do tego, że wokół Piksel Zdroju uformowała się de-facto mała grupa literacka, która jest gotowa na serio zabrać się wspólnie do kolejnych przedsięwzięć. Chciałbym wam za to szczerze podziękować. Kto wie, może rzeczywiście wyruszymy kiedyś na kolejną wspólną przygodę z e-literaturą. Nie można też zapomnieć o roli Ha!artu, który zorganizował dla nas przestrzeń wspólnej pracy, i dzięki któremu mogliśmy sfinansować ważne aspekty efektu finalnego (grafika, redakcja, korekta).

Póki co, Piksel Zdrój żyje nadal. Na razie jesteśmy przy wersji 0.96. W planie jest doprowadzenie całości co najmniej do wersji 1.3, z kilkoma tekstowymi, paratekstowymi i programistycznymi dodatkami.

• • •

Więcej o projekcie Piksel Zdrój w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information