Drugie Wyjście z Szafy. Michała Witkowskiego facebookowa aktywność

Wielogłos

Malwina Mus: Pisarz Michał „Michaśka” Witkowski, który od kilku miesięcy elektryzuje fanów relacjami ze swej działalności modowej, niepokojąco poszerza zakres swojej facebookowej aktywności. Niedawno widziałam menu restauracji, w której jadł obiad. Kilka dni wcześniej zapoznałam się z wyglądem jego muszli klozetowej.

Anka Grochowska: A to oznacza, że lubisz stronę Michał Witkowski Fashion i – co najważniejsze – należysz do znajomych użytkownika Marcin Warszawski. Wcześniej zapewne dodałaś do znajomych Michała Witkowskiego, a może już Waldka Manadrynkę (nie mylić z wyśmiewanym w BarbarzeRadziwiłłównie z Jaworzna Szczakowej, późniejszym bohaterem nieudanej Margot – Waldkiem Mandarynką).

MM: Zaczęłam od Witkowskiego i przyglądałam się wszystkim wspomnianym przez Ciebie inkarnacjom. Na pewnym etapie tej transawatarowości walczyłam nawet z pokusą zablokowania użytkownika. Miłość do literatury jednak zwyciężyła, w zamian dostarczając mi livestream z „historii przegięcia”. Nie odważyłabym się jednoznacznie nazwać tego relacją z życia Michała Witkowskiego...

Elżbieta Binczycka: Ja tymczasem żyłam stosunkowo długo w błogiej nieświadomości subskrybując tylko oficjalny fanpage „Michała Witkowskiego pisarza”, a teraz „pisarza i blogera modowego”, gdzie przeglądałam od czasu do czasu leniwie płynący strumień skajowych opraw serii Klasyka Polska i Obca PIW-u (kto ma – ten wie!). Tu i ówdzie błyskająca kolorowa główka Macademian Girl, buciki czarne i różowe czy okładka „Vogue’a” z modelem równocześnie i w płaszczu, i gołym, nie wzbudziły moich podejrzeń (a przynajmniej nie większe niż fotka Ziemkiewicza autorstwa, ponoć, samej Michaśki), póki nie zdecydowałam się na kliknięcie w polecane gdzieś w tym wszystkim dwa pozostałe fanpage...

AG: Elżbieto, najwidoczniej szalejąca jesienią na literackim fanpage’u Michaśka zdołała utonąć w gąszczu wiadomości w Twoim news feedzie. Malwino, nie byłaś odosobniona w swej pokusie zablokowania Michaśki. Nawet jej szafiarsko-blogerski fanpage zaczyna tracić lajki. Co ważne, ta sfera działalności piewcy lujów zogniskowała się już tylko na wspomnianym fanpage'u i na prywatnym koncie użytkownika Michała Witkowskiego (vel Waldka Manadrynki, vel Marcina Warszawskiego). Tymczasem na fanpage'u literackim osiadł kurz. Rzeczywiście, Michał Witkowski i jego gombrowiczowskie alter ego to asy w rękawie Michaśki doskonale rozgrywającej swoją grę z odbiorcą, który wciąż pyta: czy to wszystko dzieje się na poważnie? Tymczasem przyznam się, że ani razu nie miałam ochoty pozbyć się jej ze znajomych, ani razu nie chciałam zablokować tego strumienia kiczu. Bo tu jest trochę tak, jak w prozie Witkowskiego. Na jego kontach na Facebooku jest dużo literackiego postrzegania rzeczywistości. Mam poczucie, że odrzucając Michaśkę pokazującą nieostre zdjęcia metek z horrendalnymi cenami w jakimś sensie nie akceptuję pewnych aspektów w jego prozie. Przecież on uwielbia pokazywać nam to, czego my (teoretycznie) nie chcemy oglądać.

EB: Dla niewtajemniczonych: na Michał Witkowski Fashion oraz na profilu Marcina Warszawskiego panuje wesoła Sodoma. Na zdjęciu profilowym pierwszego – szczuplutki autor w uroczo przegiętej pozie, w tle – profesjonalne zdjęcie promocyjne w haniebnie małej rozdzielczości. Drugi profil jest zupełnie pod tym względem zaniedbany, ale za to obfity w te same potworne bebechy: trochę zdjęć metek, trochę zdjęć żarcia, selfie w windzie, czy rzeczony klozet (ponoć świetne miejsce do czytania „WADa”) i oczywiście to, co najlepsze, czyli sama Michaśka, Michaśka jak porządny stek – krwista, surowa i tłusta! Nie żadne wymuskane fotki w golfiku i bez drugiego podbródka, żadne poważne fotografie z oficjalnej strony, ani jakieś tam podfotoszopowane cuda z gombrowiczowskim błyskiem w oku. Michaśka Faszyn oko ma, owszem, szkliste, ale jakże czerwone od flesza w komórce, którą przed chwilą zrobiono jej zdjęcie. Zdjęcie poruszone, a później wrzucone bokiem, w outficie i makijażu à la wczesny Adam Lambert. Albo moja ulubiona stylizacja, szczególnie wartościowa: czerwone sari, złoty łańcuch, czapeczka bejsbolowa, lubieżny uśmiech i ogólna aparycja węża z drzewa poznania dobra i zła. Do tego trochę ujęć modowych celebrytów i ich imprez, wpisy o „eventach” i blogerkach… gdzieniegdzie straszy też jakieś po hipstersku wąsate czuczło w czapce menela, ale ze złotym zegarkiem na przegubie, a dla miłośników ostrzejszych klimatów – buty z kolcami i nieśmiertelny Rafał Ziemkiewicz.

MM: Czyli „przegięcie”, które jest tu kwestią kluczową! Michaśka na dwóch wspomnianych profilach tworzy nową kreację, która bazuje na dotychczasowym wizerunku Witkowskiego, ale posiada znaczną autonomię. Jest to postać stworzona na poważnie, choć ironicznie. Michały, Waldki i Marciny (płynność tożsamości każe zachowywać dystans i nie utożsamiać kreacji z osobą autora) ogniskują te cechy, które składają się na stereotyp wielkomiejskiego geja, dodatkowo zintensyfikowane niską jakością komunikatów (rozmazane zdjęcia, błędy językowe i merytoryczne w opisach) i nachalną częstotliwością. Internetowa działalność Michaśki jest więc odpowiedzią na wyobrażenia społeczeństwa na temat gejów, personifikacją „cioty” funkcjonującej w mentalności ludu. Pisarz-performer prowadzi „przegięte” fanpejdże, a na nieprzychylne komentarze może odpowiadać w duchu: „Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie!”. Może jestem naiwna, ale tak chciałabym to widzieć. I wychodzi mi z tego komentarz społeczny bardziej niż gest artystyczny, za którym Anka optuje.

EB: Nie od dzisiaj celebryciwrzucają na swoje portale społecznościowe „prywatne” zdjęcia czy fotki z Instagramu: w piżamie, na leżaku czy w domowych pieleszach. Różnica jest taka, że podczas gdy uchodzą one tylko za „fotki zza kulis”, zdjęcia Witkowskiego są nimi w istocie: zrobione i wrzucone byle jak i bez żadnej selekcji, część zamazana, niektóre bokiem, z przedziwnym balansem bieli, nieostre, niedoświetlone i jakby tego było mało: wszyscy na nich strasznie brzydcy, a sam Witkowski najbrzydszy. Takie to okropne, że aż podejrzane.

AG: Ja sobie to zjawisko nazwałam „Drugim Wyjściem z Szafy”. Taka forma społecznego komentarza jest jak najbardziej w duchu michaśkowego postrzegania rzeczywistości. Ale jest też gestem artystycznym. Trwa nieustanny Festiwal Kiczu, to taki warszawski Fashion Kitsch, wielki bal! A przecież historia kołem się toczy. Michaśka już raz wylądowała w Warszawie i tam właśnie promowała w mediach swoją najsłabszą powieść Margot. Cóż to za promocja była! Dzięki wyznaniom na temat botoksu i ogłoszeniu się mężem (związanego ze światem mody) Tomasza „Pedałów Tylko Rucham” Jacykowa, Michaśka stała się celebrytką (a po promocji książki – upadłą celebryką). Pamiętajmy, że nowa powieść Witkowskiego Zbrodniarz i dziewczyna już została oddana do druku.

EB: To wszystko, na co zwracacie teraz uwagę, kojarzy mi się trochę z Konwickim. Jest taka scena w Kompleksiepolskim, w której bohaterowie stoją w Wigilię w kolejce do jubilera. Są lata siedemdziesiąte, więc złota oczywiście nie przywieziono, za to są samowary z losem na wyjazd do ZSRR, a główny bohater uprawia seks z ekspedientką na zapleczu sklepu. Niby nic wielkiego, choć okoliczności podejrzane (Wigilia? Jubiler?!), ale sęk w tym, że on się nazywa: Tadeusz Konwicki.

Analogia z Witkowskim jest taka, że on już w Lubiewie posługuje się tym samym chwytem: tworzy Michaśkę, żeby powiedzieć: „Michaśka to ja”, tak jak Konwicki w Kompleksie polskim tworzy Konwickiego, Gombrowicz w Dzienniku – Gombrowicza, a Wojaczek podmiot liryczny swoich wierszy wprost tytułuje „Rafałem Wojaczkiem”.

MM: No tak, znana literacka konwencja zostaje przez pisarza rozszerzona na przestrzeń internetową i lśni nowym blaskiem. Anko, sądzisz zatem, że ćwiekowane mokasyny za 2 tysiące oraz: „Zdecydowany powrót skarpetek! Ale niech będą drogie i oryginalne, nie z Zary. Traktujmy je jak pasek czy bransoletę” to element promocji nowej książki, w duchu: nie ważne jak, ważne, że mówią? To dość ryzykowne zagranie, czytelnicy raczej skarżą się w komentarzach, że woleliby dostać fragment nowej prozy zamiast oczopląsu od brokatu i frędzli. Czyżby Michaśka postanowiłaprzekornie, wbrew oczekiwaniom targetu, „sprzedać książkę” trikami celebrytki? Jeszcze przed okresem szafiarstwa jej profil znamionował perwersyjną sympatię dla gwiazd pokroju Violetty Villas, Aldony Orłowskiej czy – bliżej mainstreamu – Edyty Górniak. Wyciągnęła wnioski z analizy fenomenu wspomnianych gwiazd estrady i stosuje analogiczne metody artystycznej kreacji?

AG: Tu każdy gest ma swoje znaczenie i odsyła do gestów wcześniejszych. A skarpetki też nie są tu przypadkowe! Wszak Jacyków, „była” Michaśki, jakiś czas temu transponował informacje z zagranicznego świata mody, jakoby te noszone z sandałami nie były takie złe. A z Zary nie mogą być, bo w tym to tylko „Ciotki Elegantki” chodzą. One są całe w Zarze. Na pewno „ważne, że mówią” jest tu jedną z pobudek tych działań. Ale nie tylko. Pamiętajmy, że Michaśka w różny sposób reklamowała swe książki. Na tej zasadzie była promowana Margot. Chodziło o poszerzenie spectrum czytelniczego. Drwal z kolei reklamowany był jako kryminał, choć z genologicznego punktu widzenia to jest jednak wariacja na temat gatunku. Michaśka jako Michał Witkowski wciąż prowadzi swojego literackiego fanpage'a i dostarcza swoim czytelnikom tego, czego oczekują (być może m.in. ze względu na reakcje na zawartość jego szafy postanowił na literackim fanpage'u zrezygnować z modowych treści). A wymienione przez Malwinę gwiazdy bliskie są jej stylistyce. Nie da się zresztą zrozumieć Michaśki bez przywołania pojęcia kampu...

MM: Ten wątek znów popycha mnie w stronę interpretacji społecznej. Wspomniany triumwirat jest kiczowaty, dopiero Michaśka – świadomie operująca kiczem – staje się kampowa. Ironicznie nawiązuje do gwiazd polskiej sceny muzycznej i zdobywa rozgłos podobnymi metodami (gwiazdorskie romanse, artykuły w portalach plotkarskich, blog modowy), zarazem wzbudza niechęć, tym samym demaskując hipokryzję odbiorców. Młoda, długowłosa aktorka serialowa lub piosenkarka, choć niespecjalnie utalentowana, podbija serca Polaków, ale przygrubawy homoseksualista, a na dodatek twórca literatury z artystycznymi pretensjami, mimo że wbija się dokładnie w ten sam kontekst – budzi sprzeciw i masowy absmak. To figura nie z tego porządku! Rekonfiguracja, której dokonuje Michaśka, rozsadza zarówno światek popkultury, jak i utarty wizerunek literata, i jest to – jak mi się wydaje – zamach na mentalność odbiorców. Na masowe, i jakże „polskie”, pytania użytkowników Facebooka o to, skąd autor profilu ma tyle pieniędzy, by kupować tak drogie rzeczy, ten bezceremonialnie odpowiada: „Z literatury”.

EB: Pośród rzeszy ubogich zawistników pojawiają się jeszcze inne głosy – takie, które mówią: „Zachowuj się! Zachowuj się, bo jesteś na świeczniku, zachowuj się, bo przecież reprezentujesz! Ludzie z pewnego pokolenia całe życie przeżyli pedała na oczy nie widząc, a Ty w mediach ich straszysz w czerwonej sukience!”. Oni sobie już zdanie o całej tej rozpuście wyrobili i nawet śliczna buźka Wolińskiego na setnej fotce (z ręki, acz pod palmami) ich zdania nie zmieni.

Wszystkie najgorsze podejrzenia rodem z mokrych snów Ziemkiewicza i Krystyny Pawłowicz materializują się w takiej Michaśce, wysztafirowanej i zadowolonej. Ruja, porubstwo, chuć; Sodoma i Gomora!

MM: Michaśka daje prztyczki w nos na prawo i lewo – heterykom i gejom, celebrytom i nobliwym literatom, a zwłaszcza ich odbiorcom. Jak koń trojański – wchodzi w określoną społeczność i niszczy ją od środka. Kampowość i płynność tożsamości (ogniskujące się w konstruowanej przez Witkowskiego figurze „cioty”) predestynują go do roli dyżurnego kpiarza, sowizdrzała. Nie mogę sobie tu odmówić pewnego zestawienia.

 

 

 

AG: Ha! Pamiętam post Michaśki na jej literackim fanpage’u z 18 maja 2013 roku. Cytuję: „Całuję Was prosto w serce z Pragi, dziś spotkania, na razie siedzę w hotelu i kończę tekst i fasion weeku dla Vivy Mody. Widziałem na śniadaniu Krynickiego, ale nie ukłonił mi się...”.

Zgoda, dziewczyny, zgoda. Dowodem na to wszystko, o czym mówicie, może być chociażby cytat z Lubiewa: „Wśród heteryków »całą gębą« nie ma miejsca na ironię, na grę, na cudzysłów, stylizację, nie mówiąc już o kampie. To największa różnica między nimi a nami. Są poważni i siedzą po uszy w twardej rzeczywistości codziennej, a my ich z przymrużeniem oka łechtamy naszymi manierami. Ale oni są tak poważni, że to łechtanie (pod bródką) tylko ich wkurwia, nie przechodzą na naszą stronę, wybuchają, bo wszystko traktują jako atak na ich heteryczny, poważny świat. Siedzą po uszy w swoich rolach społecznych, a my do nich z naszymi transgresjami, metamorfozami i przebierankami. (M. Witkowski, Lubiewo, Kraków 2009, s. 286).

Wybaczcie, nie mogę do końca pozbyć się zacierania granic pomiędzy facebookowymi konstruktami a literackością. Bo przecież... drogie ciuchy Michaśka ma też od Saszki (to imię rodem z Barbary...!). Przecież on się w nim zakochał, przecież on mu nakupował... jak Michaśka w Drwalu lujowi nakupowała!

MM: I może niech tak zostanie. Wzorem Michaśki – nie łapmy na siłę ostrości.

• • •

Rozmowa została przeprowadzona w lutym 2014.

• • •

Anna Grochowska – doktorantka literaturoznawstwa na Wydziale Polonistyki UJ, absolwentka filologii polskiej i historii sztuki, dyrektor generalna Ogólnopolskiego Festiwalu Ścieżkami Pisarzy. Miasto jako przestrzeń twórców. Badaczka cracovianów. Obecnie kończy pisać monografię dawnego Domu Związku Literatów Polskich, który mieścił się w Krakowie przy ul. Krupniczej 22. Pracuje także nad rozprawą doktorską dotyczącą obecności Wawelu w literaturze, sztuce i kulturze przełomu XIX i XX wieku. Pokątnie zajmuje się prozą Michała Witkowskiego.

Malwina Mus – doktorantka w Katedrze Krytyki Współczesnej UJ, dyrektor artystyczna Ogólnopolskiego Festiwalu Ścieżkami Pisarzy. Miasto jako przestrzeń twórców. W ramach przygotowywania rozprawy doktorskiej kroczy ścieżkami wydeptanymi przez Marcina Świetlickiego ze szczególnym uwzględnieniem jego konszachtów z popkulturą. Zajmuje się krytyką literacką z‍ odchyleniami w stronę muzyki – publikowała m.in. w „Wielogłosie”, „Nowej Dekadzie Krakowskiej”, „FA-arcie”, „Pograniczach”, na portalu Popmoderna. Urodzona w Hucisku, importowana do miasta Krakowa osiem lat temu.

Elżbieta Binczycka – doktorantka literaturoznawstwa na Wydziale Polonistyki UJ, absolwentka komparatystyki i religioznawstwa. Przygotowuje rozprawę doktorską dotyczącą synkretyzmu religijnego i tożsamości kulturowej we współczesnej prozie w kontekście kolonializmu. Dyrektor programowy Ogólnopolskiego Festiwalu Ścieżkami Pisarzy. Miasto jako przestrzeń twórców. Pracuje nad ukończeniem książki poświęconej mitowi Flying Africans i jego obecności w Zachodniej kulturze i literaturze. Krakowianka, przez cały rok można spotkać ją na rowerze.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information