Weird, weird is my favourite colour. Stoner Polski wąchał truskawkowe pola z tym politykiem Fraktalu

Paweł Harlender & Patryk Kosenda

Stoner Polski to internetowy magazyn artystyczno-kulturalny tworzony przez kolektyw zapaleńców: poetów, grafików, artystów multimedialnych, histeryków, grandziarzy. Publikujemy dzieła artystyczne, krytyczne i inne rodzaje publicystyki kulturalnej. Nabór do drugiego numeru potrwa do końca grudnia. 

 

Łyżwiarz wie, że kotek odkopał prezent

Stoner istniał zawsze, ponadyscyplinarnie i międzygalaktycznie, z tym że nie zawsze zdawaliśmy sobie sprawę, że to stoner, lub też wybieraliśmy stonera się w sobie wyrzekać. Istnieją w polszczyźnie porzekadła potwierdzające długowieczność tego urwipołcia: „Stonera się nie wybiera”, „Jaki stoner, taki klin”, „Nie daleko pada stoner od czakramu”. Stoner to podejrzane chaszcze pleniących się na rubieżach kultury tekstów literackich. To Stanisław Czycz w swojej upartej bezkompromisowości i poszukiwaniu nowych form przeżycia literackiego, butnicki i naiwny Ubu Król Alfreda Jarrego (jeszcze bardziej w automatycznym przekładzie Ha!artu: http://ujeb.se/YwDBP), to odpały tak literackie, jak egzystencjalne (nie wpadamy w pułapkę odkrajania życiorysu od dzieła) Burroughsa, to Jarosław Markiewicz, Hunter S. Thompson, Masłowska, Shuty, Nahacz, Jakub Kornhauser, Weronika Murek. To Baudelaire, Huxley, Pułka, nieodżałowana Rozdzielczość Chleba, Witkacy, Białoszewski. Stoner to Kinga Preis z performatywnym wykonaniem ballady Nicka Cave’a Milhaven.

To Jerzy Grotowski przesuwający granice doświadczenia teatralnego. Tadeusz Kantor. Amblaże, ambalaże. To tear okrucieństwa Artauda. To dzieła wykręcające jaźń. To rekonstrukcja zamachu na papieża Jana Pawła II:

to program Tele As, kanał Fafa Tv.

Stoner? Bulgocząca pulpa zróżnicowanych stylów muzycznych, biorących z kopa tak zwane drzwi percepcji. Walący z cieżkiej psychodelii Shpongle, dryfująca w oparach opium Symfonia fantastyczna Berlioza, King Crimson, Emerson, Lake and Palmer, Pink Floyd, Patti Smith, Tom Waits, Wojciech Bąkowski, The Doors, Jefferson Airplane, Ufomammut, Mr Oizo. Długo by. Nie w głowie nam systematyzowanie tej narracji. Wrzucamy wszystko do jednego wora, wór kładziemy na blacie, zapraszamy do szabru. Stoner to nie gatunek, raczej podejście, postawa nastawiona na poszukiwanie → poznawanie → przekraczanie. Stonerowi nie sposób stworzyć definicji, byłoby to dla niego mordercze, tak się nie traktuje braci, których się nie traci. Można jedynie pisać o niemożliwości stworzenia formuły i mnożyć przykłady. Tworzyć galerię ferajny (patrz okładka Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band Beatlesów), powtarzać jak mantrę: ołbi sibi ołbi sibi ołbi sibi ołbi sibi, stoner to Legenda Kaspera Hausera Davide’a Manuliego, Jak działa jamniczek Juliana Antonisza, ale też – oczywiście – klasyki kina stonerowego jak Pineapple Express Davida Gordona Greena. To Maya Deren, David Lynch, Gaspar Noé, Jim Jarmush, Lars von Tier, Peter Greenaway, Jan Švankmajer, NWR, Kondratiuk, Szulkin, Koterski, Andrzej i Xavery Żuławscy, ostatnio w polskim kinie Agnieszka Smoczyńska i Kuba Czekaj.

Stoner to Za chwilę dalszy ciąg programu Manna i Materny, Klocuch, Monty Python, Andrzej Urbanowicz, Zbigniew Rybczyński, Alex Grey, Sytuacjoniści, Maria Jarema, Katarzyna Kobro, to Bolesław Chromry. Cokolwiek by na ten temat przywołani nie sądzili, i jakiego zdanie na temat towarzystwa, w jakim się znaleźli, nie mieli, tak to już jest – wszyscy jesteśmy stonerowymi krewnymi. Bycia stonerem się nie wybiera. Stoner – ujarany January, karłem za karę piękny rejs, smyczek do kurczaków. Kapustka szatana. Mocne papu, zaklinacz pępków i ścierwolotów. Stoner?

 

Kotek sam dobrze wie, że odkopał prezent

Pod schodami siedzi leń. To jest jak z grawitacją. Draka sama się nie zasklepi[1]. Niektórzy nie wierzą w jej istnienie do dzisiaj. Pod schodami w poterówce siedzi leń. Zajada śląską kluskę, nabija Kajtusia. Trochę pobrzdąka na banjo, potem obczai kreskówkę. Waniliowy budyń ścieka mu na suty. Taki dotychczasowy obraz nasz, stonerzy. a przecież:

 a) Katullus kazał się jebać wiotkim furiom. Wabikiem na szmery być, wyra zgrzytaniem, odżywką do skurwysyństwa,

b) Hirek Bosch zapomniał dosmęcić wałęsających się soldatesek. Kaszkowate berety, waniliowe golfy, chłopcy jodłują punkowe ballady o czynach syjamskiej ciotki Jezusa. Neofickie monstra[2]. Co nimi kieruje? Pewnie gniew, że kolejna kobieta została pominięta w Sytej Narracji,

c) więc Mary Shelley niech uczyni ze mnie czempiona bladziuchnej[3] magii, tych czarów cwaniaków i nieudaczników, chcę wyklepać rzęsami tuzin fałszywych monet na miejskie wózki inwalidzkie,

d) Tzara, Hansio Arp, ¥o-landi: czy possalibyście ukiszone zęby dziadka, gdyby babcia was o to poprosiła, jesteście fajne gnusie? To pewnie kwestia szacunku. A gdy w przedziale ścierwolotu kilkuletni tłusty drań odstawia Tłusty Czwartek w Niedzielę Zakalcową? Lukier krzepi, oranżada nęci. No I co wtedy? Polizać czy odgryźć palec pyzatego oblubieńca? Być zboczeńcem czy szaleńcem? To pewnie kwestia szkalunku, komu szlachtuneczek, a komu ciżemka.

 Takie zwoje estetyk nasze, stonerzy, a ja, Chimeryczny Nawigator, grzebię się w ułamkach, praktyka chaosu[4].

 

Kotek wie, że maszynista złapał grypę

 Stoner to również strategie zaangażowania i oporu. Warto umocować tutaj przywoływane ostatnio przez Pawła Kaczmarskiego w dosadnej, gołocącej złudzenia z karmników dla normików, recenzji Opowiadań bizarnych Olgi Tokarczuk słowa Marka Fishera: „Żadna wizja utopii, żaden rewolucyjny projekt, żadne poetyckie święto nie jest możliwe bez celebracji jakiegoś rodzaju dziwności”. Wiedzieli o tym:

a) futurospec Jasieński, który w Pieśni o głodzie poborował ściśnięte siekacze: „ktużby nas takih pięknyh i olbżymih gżebał”,

b) święty papałomiarz Allen Ginsberg sutrował wibrację Wichity (ostatnio Przemek Rojek okrutnie dobrze spolonizował ten wahadłowiec, a Tomek Bąk wysutrował Tomaszów - Mazowiecki i pyszny),

c)  [kurwa, Zoe Lund pożarła porucznika. Złego nie bierze licho, łyka go stoner, to nie nuklearny Gandhi],

d) watażkowie depczący po utopiach głupkowatych, za pysk ich wodzący: niechby Konwicki i miniapo ciurkowate, kleiste, walhala piszczy, człowieku,

e) jak apo, to i posty. Więc z najnowszych: Mueller, Przybyła, Ryba, Biedrzycki, Malek - piękni to Asklopianie, wyważeni na ameno, tiruriru tarabany, ameno, dori me, fasolę nakrapiamy słowem dla ludu ckliwie kopcącego, z oddaniem, pełnoraku,

f) powrót aż do czasów powstańczych – Susan Sontag: "mówić o kampie, to go zdradzać". Pozorujemy milczenie, a kampanie kampowe spuszczają zasłonę intymno-dymną na tarabany. Natomiast mówić o stonerze, to szczuć go na bladość, na lichość, spuszczać z waniliowej smyczy, 

g) więc komedia szurga dziadygi za wajchy - Seth Rogen i James Franco Słoneczko na N. pożarli i popili kwasem z margarity.

 

Kotek wie, kto bezcześci dobre imię kazirodztwa 

 Nie, to ty mnie posłuchaj, cisnę wczoraj ze Szpitalnej i gdy na horyzoncie materializuje mi się tramwaj na Cichy Kącik, przykleja się do mnie rubaszny rabin-goblin[5] i pyta: dlaczego poeci są tacy smutni? 

a) ząb im w poprzek rośnie,

b) wciągają trupka,

c) wloką za sobą smętny bagaż odromantycznej, mesjanistycznej tradycji kulturowej, uosabiającej paradoks rozsmakowania w samoutrapieniu i samozachwycie jednocześnie (pamiętamy list Marii Janion do Kongresu Kultury sprzed dwóch lat na temat smutnego powrotu kultury sadomasochizmu? http://ujeb.se/gUwTi), posłusznie targają na barkach truchła swoich ojców i matek, czasem lecą z nimi w ślinę; gdyby nie byli zbyt wygodniccy, nosiliby ich prochy w tabakierach, weltszmerciątka strugane,

d) przypuszczenie, że chodzi o deficyt baniek – podtrzymane.

 

Dlaczego artyści są tacy grzeczni i zmanierowani?

a) kiedy cmokają i cedzą „aczkolwiek” i „niemniej”, popijając kawcię w mentalnej Piwnicy pod Baranami (http://magazynwizje.pl/jan-kanty-zienko-narzeczona), kiedy wmawiają ci, że Kierowca jest ten i żaden inny, i że każdy chce siedzieć koło Kierowcy[6],

b) dlaczego odrzucają rozrabialność jako kolejny międzyplanetarny masthew?,

c) bo inaczej zmienią nas w ptaka krętogłowa i przytwierdzą do koła?,

d) nie wiesz, co powie Dehnel, kiedy przyłożysz mu królika do głowy.

 

Dlaczego matka kultura ma tak niewiele tatuażów[7]?

a) dlaczego trzeba stawać na rzęsach, by zalegalizować kult Dionizosa?,

b) bo fajnie siedzieć na Placu Wszystkich Świętych i obserwować, ile osób pokazuje sobie papieża?, no to fajnie, naleśniczku,

c) każdy ma takiego Honeta na jakiego zasłużył,

d) zakaz skrętu w lewo, ten mistyczny znak wskazuje nam na miejscu występowania groźnych mikro karaluchów, które pod postacią białego proszku przenikają do naszej flory i fauny.

 

kotek wie, że konkluzje to łapczywe pułapki

Stoner Polski. Zupa pierwotna – źródło wszelkiego życia, pramateria żabia, spuchnięcie czasu, huzia na Józia, Hyzio, Dyzio i Zyzio, efekt komara, antymotyl kultury, zapomniany karnawał. Smrodman, który załatwia nam siusiaki ma ksywę Goblin. Kevin Krawczyk, Roger Zając, rododendrony wypełnione kauczukową plazmą, Kafka bezpieczeństwa.

Praktyki kreacyjne, tańce potne, kołysanie się całym ciałem, podstępne przyjemności, techniki ekstazy, widzenie małych ludzików, fetyszyzacja chleba powszedniego, animizm, palikopa. Intertekstualny wybryk, performatywny kuksaniec, gówniarski zamszyk. Podlotek, ale dziarski.

Zrazik ceremoniału. Wynaturzenie astralne, cętkowany guwerner, o mój meskalinie, czy to stoner?! Albo ten filmik, na którym dziecko połyka kamerkę, a ta pokazuje żyjące w nim inne dziecko:

Stoner – siarczysty wpierdol zaserwowany percepcji, pean wyklaskiwany na cześć inności, dziwności, tego, co nieoswojone, upiorne, wywołujące dyskomfort. Pochwała twórczości, która dowartościowuje element będący podstawowym składnikiem naszej egzystencji – chaos. Niech stoner stanie się powrotem kultury eksperymentu i ryzyka, bezwstydnym gliczem tarzającym się w jej zgliszczach, bełkotliwym i ważnym dialogiem na wygięte kwestie artystyczne. Niech na saloniki powrócą:

a) Turnau jedzący szyszynkę,

b) przemiana Gustawa w Holoubka w majowym świetle UV,

c) obszczana nogawka Maryli Rodowicz.

Poszukamy tej halunkowej rzeczywistości razem. To my - wizja utopii, to my - rewolucyjny projekt, to my – borutnicze święto. Cwałotrip artmajsterek i sztukfachur, rękopisy, mecyje i krępe landszafty u nas płoną – tylko po to, żeby zmartwychskoczyć na szaniec i odpalić w nim kreacyjną lufę. Sztuka, kultura, krytyka, publicystyka i psychosjesta. Witamy na pokładzie Paśnika SP 420.

 [1] usypałeś kolejną nieudaną komnatę z torfu.

[2] niby tiruriru, ale zawsze epigonizm.

[3] gildia pępków dokonała zmian.

[4] znajdźcie go, gdy skończy szukać!

[5] zjawia się co noc i już prawie u nas sypia.

[6] kiedy będą zajęci poprawianiem mankietów, załóżmy Piwnicę Zbaranienia.

[7] tylko jakieś te na nadgarstkach. 

 

Patryk Kosenda - naczelny konstruktor wigwamów, przyjaciel Hagrida i mięsisty cekin. W alternatywnej (i kurewsko smutnej) rzeczywistości jest pobłażliwym synem Richarda Gere'a, który wpatruje się w ojca jak w zmurszałą tęczę. "Byłeś przekonującym irlandzkim terrorystą,tato! Zatańcz ze mną, tato!". Króliczeństwo > człowieczeństwo.

Paweł Harlender - publikował w „Ha!arcie”, „Kontencie”, „Wizjach”, „Helikopterze” i „biBliotece”. Redaktor magazynu „Stoner Polski”. Laureat slamów poetyckich. Stały korespondent „Gazety, która Musi Się Ukazać”. Zaprzysiężony antygrechuciarz. Orędownik Nowej Fazy. Nieprofesjonalny bańkarz. Gra w szachy. Żyje w Krakowie. Opiekuje się kotami bliskich pod ich nieobecność. 

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information