#MenToo, ale nie takie, jak myślisz

Dawid Juraszek

Celebrytkom i celebrytom jest łatwiej. Nie, nie mówię, że łatwo. Publicznie wyznanie, że było się ofiarą Weinsteina czy Spacey'a nie mogło przyjść nikomu z łatwością. Ale czy jest się na pierwszych stronach tabloidów, czy też dopiero aspiruje się do celebryckiej roli (np. harując jako statystki i statyści), lub też czuje się do celebryckiego środowiska pociąg (np. jak stażystki i stażyści, asystentki i asystenci) – w tych wszystkich przypadkach mówimy o ludziach, którzy piszą się i na blaski, i na cienie rozgłosu.

Zwykli zjadacze chleba – co innego. Wyjść ze skorupy prywatności, wystawić się na komentarze bez pancerza sławy, choćby potencjalnej, to wyzwanie. Dlatego pospolite ruszenie tak wielu kobiet, tagujących się #MeToo, jest nie do przecenienia. Jakie efekty przyniesie w dłuższej perspektywie, to się dopiero okaże, ale jakaś bariera została przełamana.

W tekście #MeToo jest banalne. Jak zło, z którym walczy Helena Anna Jędrzejczak przygląda się wykorzystywaniu seksualnemu kobiet i społecznościowej burzy wokół niego pod różnymi kątami, z lupą i lunetą. I świetnie. Mniej jednak świetnie, że Jędrzejczak prześlizguje się po czymś innym, a też ważnym. Rzecz nadmieniona jest tylko mimochodem, w ostatnim akapicie, zapewne aby zadość uczynić politpoprawnym manierom:

 

Bo nawet jeśli molestowanie w najróżniejszych formach – od tych wydających się niektórym „tylko chamstwem” do tych ściganych z urzędu – wpisuje się w naszą kulturę i doświadcza go każdy i każda z nas (choć w tym przypadku raczej tylko „każda”), to fundamenty ideowe, na których opiera się świat Zachodu, każą się złu przeciwstawiać, niezależnie od jego powszechności.

 

„Każdy i każda” to pewnego rodzaju konwencja, ukłon w stronę parytetu płci. Ale tutaj za tą zwyczajową frazą kryje się bardzo wiele. I zasługuje na ujawnienie w pełni. A zatem, Panie i Panowie, Panowie i Panie, pozwolę sobie w niniejszym tekście ujawnić.

#MeToo wystawia na widok publiczny niewygodny problem, zmusza, by zwrócić nań uwagę, skonfrontować się z nim, powiedzieć sobie, że naprawdę istnieje, wbrew temu, co przez tyle lat, dekad, stuleci, a pewnie i milleniów powtarzano: że problemu w ogóle nie ma. Jest zatem jakiś dysonans w tym, że Jędrzejczak, eksponując problem seksualnego wykorzystywania kobiet, jednocześnie prześlizguje się po problemie wykorzystywania seksualnego mężczyzn. I posługuje się przy tym asekuranckim „raczej”, choć to słówko nie uratowałoby żadnego faceta próbującego umniejszać skalę problemu wykorzystywania seksualnego kobiet.

Właściwie trudno akurat Jędrzejczak wywoływać z imienia i obwiniać. Sprawa jest z gatunku tych, po których prześlizgujemy się nawykowo. Wykorzystywanie seksualne kobiet przez Weinsteinów wszelkiej maści i kalibru ignorowano od czasów niepamiętnych i łatwo wejść tu w koleiny. Ale właśnie dlatego, że do niedawna nawykowo prześlizgiwano się po wykorzystywaniu seksualnym kobiet, nie wolno zmarnować szansy wydostania się z podobnych kolein w kwestii seksualnego wykorzystywania mężczyzn.

No więc pogadajmy o tym wykorzystywaniu. I nie, nie mówię tu o filmie W sieci z Michaelem Douglasem i Demi Moore. Mówię o wykorzystywaniu seksualnym mężczyzn przez mężczyzn. Dał nam przykład Anthony Rapp, jak o Kevinie Spacey rozmawiać mamy, więc porozmawiajmy.

Swego czasu głośno było o skandalu pedofilskim w Kościele. Piszę „swego czasu”, bo potem trochę przycichło, wpisało się w krajobraz, teraz już o tym powszechnie „się wie”, i tyle. Co poniektórych księży odsunięto, jakieś odszkodowania wypłacono. Ale nie rozkręciło się nic na wzór #MeToo. I pewnie już się nie rozkręci: moment minął, szok spowszedniał. Watykańskie młyny mielą powoli, Temida też nie lubi się śpieszyć. Jeden papież tak, drugi owak, a kler swoje (vide próbujący wracać jak bumerang Arcybiskup Paetz). A przecież to, czego chłopcy i młodzi mężczyźni doznali i nadal doznają z rąk rozpasanych Kevinów Spacey w sutannach, jest równie horrendalne, jak molestowanie i gwałty, które nagłaśnia #MeToo.

Nie twierdzę, że problem z molestowaniem mężczyzn jest pod każdym względem taki sam, jak z molestowaniem kobiet. Istnieje np. różnica skali, której wszelako nie jestem w stanie dokładnie określić. Chociaż jednak prawdą jest, że (powtórzę słowa Jędrzejczak): „fundamenty ideowe, na których opiera się świat Zachodu, każą się złu przeciwstawiać, niezależnie od jego powszechności”, prawdą jest też coś innego: że złu trzeba się przeciwstawiać i głośno o nim mówić nawet, jeśli ofiarą nie jest „każdy”.

Nota bene, oczywiście te fundamenty ideowe świata Zachodu są do pewnego stopnia źródłem problemu. Wykorzystywanie seksualne młodych mężczyzn, w tym niewolników, w starożytnej Grecji i Rzymie, to coś, po czym też zwyczajowo się prześlizgujemy. To ciekawostka historyczna wpisana w nasze kulturowe DNA, i trzeba wysiłku, by wykrzesać z siebie oburzenie.

Ale przynajmniej pod jednym względem problem z molestowaniem mężczyzn jest dokładnie taki sam. Identyfikuje go Jędrzejczak, pisząc o wykorzystywaniu kobiet: „jest to sprawa przemilczana, za którą wstydzą się ofiary, a nie sprawcy”.

Skandal z pedofilią w Kościele pokazał nam, że jest problem, ale nie pokazał nam wszystkiego. #MeToo udowadnia, jak wiele kobiet doznało wykorzystywania seksualnego – w większości tych, które dotąd o tym nie mówiły. Skala problemu praktycznie z dnia na dzień ukazała się wszem wobec w całej swojej zatrważającej rozciągłości. Mając tego świadomość, kto ośmieli się powiedzieć, że ujawnione przypadki wykorzystywania seksualnego nieletnich ministrantów to przypadki jedyne? Kto będzie się upierał, że nic nie zostało przemilczane ze wstydu lub strachu? Prokuratorskiego śledztwa w sprawie Paetza nie było, bo zawiadomienia o przestępstwie nie złożył żaden młody kleryk. Trzeba wielkiej odwagi, by – znów cytuję Jędrzejczak – „przyznać się do czegoś, co w naszej rzeczywistości jest wstydliwe i czego wstydzi się ofiara, a nie sprawca”.

Jedni mężczyźni dopiero teraz odkrywają, w czym problem. Inni nadal go bagatelizują, jak gdyby od czasów swojej młodości jurnej i durnej nic a nic nie dojrzeli. Ale też wielu potrafi zrozumieć i odczuć traumę wykorzystywanych kobiet. Po części jest to kwestia zwykłej ludzkiej empatii, po części – własnego doświadczenia. Otóż ujawnienie kolejnych skandali z mężczyznami w roli ofiar, nie katów, to tylko kwestia czasu.

Weźmy na przykład więzienia. Cwelowanie jest z jednej strony tematem dowcipów, z drugiej standardowym, powtarzanym do znudzenia motywem w filmach i serialach rozgrywających się w zakładach penitencjarnych. Poważnie i prozaicznie rozmawiać o tym nie chce publicznie nikt. Ofiary nie mają oznaczonych właściwym hashtagiem profili na fejsie, nie mają imion ani biografii. Kto słyszał o Rafale Pietrzaku? Nawet poświęcona mu strona Wikipedii nie wspomina o przemocy seksualnej, której został poddany w teksaskim więzieniu.

Weźmy wojsko. W Polsce i innych krajach, gdzie obowiązuje lub do niedawna obowiązywał system przymusowego poboru i powołania, opowieści o szorowaniu kibli szczoteczkami do zębów przez tzw. „kotów” w ramach tzw. „fali” traktuje się jak barwny folklor. Podobnie, jak do niedawna anegdoty o aktoreczkach i piosenkareczkach robiących karierę przez łóżko. Kim będzie pierwszy niegdysiejszy szeregowiec, który oskarży swojego niegdysiejszego kaprala o gwałt oralny albo analny? Który generał będzie musiał odejść w niesławie, bo tolerował, choć wiedział?

Weźmy wreszcie tych zwłaszcza mężczyzn, którzy za młodu byli „ładnymi chłopcami”. Ilu z nich przyzna, że starsi mężczyźni zaczepiali ich na ulicy czy w klubie? Że ksiądz, nauczyciel, opiekun, szef, silniejszy kolega dawał do zrozumienia, albo i więcej? Że byli napastowani w szkole, w toalecie, w autobusie? Jeśli dziś o tym milczą, to przecież nie dlatego, że nic podobnego nie miało miejsca.

Prędzej czy później wyjdą na jaw rzeczy, z których teraz nie zdajemy sobie nawet sprawy. Ba, które instynktownie ignorujemy, tykamy tylko mimochodem, spychamy na margines – po których tylko się prześlizgujemy. Brzmi znajomo, prawda?

Jest ciężko, ale będzie lżej, jeśli celebryci nie przestaną ujawniać kolejnych skandali z wykorzystywaniem seksualnym mężczyzn. Kolejne bariery czekają na przełamanie. #MeToo otwarło wielu z nas oczy. Radziłbym, żebyśmy już ich nie zamykali.

• • •

Czytaj także:

• • •

Dawid Juraszek (1979) – pisze opowiadania, powieści i artykuły, przekłada książki i wiersze, redaguje antologie, współpracuje z www.polska-azja.pl, wykłada na uniwersytecie, mieszka w Kantonie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information