Jak to jest liczyć na lepszą rzeczywistość

Anna Fiałkowska

Kiedy już przetoczyła się złowroga burza spóźnionych wyznań wielu skrzywdzonych dziewczyn i rozpoczęły się jesienne dni pełne zapachu gnijących liści, odkryłam, że absolutnie nic się nie zmieniło. Burza na szczęście przeminęła, mogłam już nie przeglądać feja przez palce, a w Polsce ciągle jeszcze nie rozpoczęła się wojna. Ale potem, dnia kolejnego, wyszłam z domu ubrana w krótkie spodenki i średnio prześwitujące rajstopy. Wsiadłam do autobusu i dopiero potem przypomniało mi się, jak wyglądam. Kiedy zaczęło się ściemniać, a ja ciągle byłam w drodze do domu sam na sam z moim rozbitym telefonem i książką za pięć złotych, poczułam się trochę niepewnie i już wiedziałam, kim jestem. Przestraszonym zwierzęciem, które biegnie ulicą w ciemności o dwudziestej wieczorem. Jestem ofiarą. Ofiarą. Ofiarą. Ile jeszcze razy trzeba to będzie powtórzyć?

Ale nie przypieczętuję mojego losu przez ustawienie sobie nowego statusu na feju. Fej mną nie rządzi, przynajmniej nie w tym stopniu, co urząd skarbowy, a ten ostatni jeszcze nie nakazał mi przyznawania się do bycia molestowaną.

Mogłabym długo krzyczeć o tym, co mi się nie podobało w spontanicznej internetowej akcji #metoo. Na pierwszy ogień pewnie rzuciłabym gorzkim argumentem, że tak jak się zaczęła, tak się skończyła: w internecie. A internet, mimo moich usilnych próśb i marzeń, ciągle jeszcze nie jest Prawdziwym Życiem. No niestety, czasami sobie przenika do Prawdziwego Życia, jak na przykład ######1 Rupi Kaur. Bo przecież ###### Rupi Kaur są teraz w prawdziwej książce, można sobie pójść do Empiku i ją kupić. Piękna czarna okładka i wysmakowane minimalistyczne obrazki. Czytanie tych tekstów napawa jakimś dziwnym przeświadczeniem, że co się w internecie narodziło, może jednak powinno tam zostać.

Ale mówię tutaj tylko o słowach, słowach, słowach, które wyciągnięto z postów na insta i zaczęto sprzedawać za sześćdziesiątych złotych pod hasłem: „opowieści o miłości i kobiecości”. A teraz będzie jeszcze jedna KSIĄŻKA POETYCKA – akurat na święta. Dziewczyny, już wiecie, o co poprosić swoich chłopców. Ale nie o tym chcę przecież mówić. Chcę mówić o tym, że internet wciąż nie jest Prawdziwym Życiem. I jak ###### Rupi Kaur wyciekły na białe kartki papieru, na których można ich – powiedzmy – dotknąć, tak akcja z wyznaniem na temat bycia ofiarą swojego żywota dokonała się bez żadnego namacalnego wycieku poza net. Można by tutaj postawić kontrargument dla mojego pesymizmu, że przecież zmiany nie zachodzą nagle.

Czego ja bym chciała od życia? – można by zapytać mnie. Czy ty byś chciała, żeby tych wszystkich mężczyzn ukarać? Czy ty byś chciała zmienić świat? A może chciałabyś mi wyjaśnić, dlaczego feminizm kończy się, kiedy trzeba się o czymś składnie wypowiedzieć? – o to wszystko można by mnie zapytać. Odpowiem bezzwłocznie: chciałabym, żebyśmy przestali żyć jako monady, które, zapewne ku uciesze Leibnitza, są silniejsze niż kiedykolwiek. Zamknięci we własnych plastikowych pudełkach, przeglądamy namiętnie te zasrane statusami łole, próbując każdej dziewczynie dać to sad reaction sygnalizując, jakie to smutne, że jedną kiedyś jakiś mężczyzna złapał za cycka, inną złapał za dupę, a jeszcze trzecią jakiś mężczyzna przypadkiem zgwałcił. Trzeba przecież pokazać empatię, prawda? Trzeba się zsolidaryzować z tymi ofiarami. Niech one mówią. Niech one krzyczą o tym, że codziennie żyją w niebezpieczeństwie!

Ale skończyło się. Nie ma już nic do smutnego reagowania. Nie można już nic na ten temat przeczytać. Nadszedł czas na skupienie się na tym, że masło takie drogie. A teraz – nowy odcinek Kuchennych rewolucji. Czy moje gorzkie uwagi w ogóle są aktualne? Za to właśnie kocha się internet – za anonimowość (ha ha), za szybką wymianę informacji, za dostarczanie, na podobę kompostownika, coraz to nowszego kontentu. A jak już się go przemieliło? Czas na nowe mielenie. Materiał nigdy się nie skończy. „24/7 light jazz rock trip hop easy listening” na jutubie. Wpisz sobie, będziesz mieć muzykę całą dobę, za darmo.

Czy mnie martwi, że tak dużo dziewczyn otagowało się #metoo? Ano martwi mnie. Więc jak mogę nie mieć serca dla takiej pożytecznej akcji? Przecież pokazała ona, jak wiele dziewczyn jest zagrożonych, jak wiele dziewczyn doświadcza upokorzenia, czuje wstyd, jest przestraszonych. Tak, tak, wszystko fajnie. Wszystko na swoim miejscu. Tylko co ja mam teraz zrobić z tą wiedzą? Mam się sama poklepać po ramieniu przed komputerem, że nie jestem sama? Mam sobie pogratulować, że też jestem ofiarą? Mam sobie przypomnieć, jak to kiedyś jechałam autobusem i widziałam sytuację, której nie mogłam zaradzić? Było tak: na miejscu dla dwóch osób siedziały regulaminowo dwie osoby, od okna starszy pan, od przejścia dziewczyna odrobinę starsza ode mnie, w krótkich spodenkach. Było lato. Siedziałam dwa metry od nich, na siedzeniach równoległych do ściany. Patrzyłam za okno, słuchałam muzyki, nie wiem jakiej, może My Chemical Romance. Miałam tak z szesnaście lat. I moją uwagę przykuł ten starszy pan siedzący przy oknie, bo jakoś się ożywił, jakoś tak próbował chwycić żółtą barierkę zamontowaną przed nim. Dwa razy machnął ręką i dwa razy barierkę złapał, ale za trzecim razem złapał odsłonięte kolano siedzącej obok niego dziewczyny. I zaraz podniósł tę rękę, i zaczął coś do niej mówić. Ściszyłam muzykę. Było mi zimno. Powiedział: „Och, przepraszam, to przypadkiem”. I znów położył na niej rękę, tym razem wyżej. Dziewczyna, która od momentu pierwszego dotknięcia bezmyślnie chichotała, przeszła pod barierką i stanęła na środku autobusu. Starszy pan prawie krzyczał do niej: „Jak się człowiek zamyśli, to ohoho”! Dziewczyna odpowiedziała: „Tak, tak, ha ha, dobrze”, potem odwróciła się do starszego pana plecami i wtedy wyraźnie zobaczyłam jej twarz. Tłumiła łzy.

Tak więc możliwe, że właśnie teraz znowu jakaś dziewczyna jedzie autobusem i przypadkiem siedzi obok tego starszego pana. Albo innego, ale podobnego. I może nawet zdążyła się przed wyjściem z domu otagować na feju. Ale ten starszy pan o tym nie wie. On nie wie, że „ona też”. I za chwilę położy rękę na części jej ciała.

 

1 W tym wykrzaczonym miejscu powinno się pojawić słowo na p, które kończy się na a, i które to słowo zostało już tak mocno przeruchane w Polsce pod każdym względem, że właściwie tylko kodeks Wiedźmina zabrania mi go tam wstawić.

• • •

Anna Fiałkowska – lat 22, mieszka w Poznaniu. Obecnie trochę studiuje filologię polską. Fanka Warhola, Bowiego i Tracey Emin. Czyta Houllebecqa, Grochowiaka i Hertę Muller. Dużo pisze, głównie prozę i poezję.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information