Jak pisanie o przemocy seksualnej uczyniło ze mnie seksistkę

Dominika Dymińska

Fot. Marcin Kaliński, ''Wysokie Obcasy''Ostatnio obiło mi się o uszy, że ktoś określił moje pisanie jako seksistowskie. Refleksja nad tym tyleż absurdalnym, co oryginalnym zarzutem zaprowadziła mnie niespodziewanie daleko, zwłaszcza że właśnie skończyłam lekturę książki Rebeki Solnit Mężczyźni objaśniają mi świat.

Tym razem ja coś objaśnię, zaczynając od przypomnienia definicji seksizmu:

„Jest to pogląd, że kobiety i mężczyźni nie są sobie równi lub że nie powinni posiadać równych praw. Zazwyczaj sprowadza się do „wiary w wyższość mężczyzn i wynikających z niej dyskryminujących zachowań wobec kobiet”. (Wikipedia)

Jest on też nieodłącznie związany z patriarchatem, który „rozumiany jest jako forma męskiej dominacji i nierozerwalnie wiąże się ze sprawowaniem przez mężczyzn kontroli nad innymi jednostkami o niższym statusie społecznym, w tym przede wszystkim nad kobietami”.

To tyle z abecadła. Nieznajomość pojęć z równościowego elementarza prowadzi czasem do gaf tak imponujących jak wypowiedź Radosława Wiśniewskiego na temat walczącej o obecność kobiet w poezji krytyczki Mai Staśko:

 

Ja mam z tekstami Mai ogromny kłopot, bo nie potrafię ich traktować poważnie. Zaciera się miara pomiędzy działaniami na rzecz ujawnienia i nazwania jakiegoś problemu a działaniami na rzecz autopromocji. (...) teksty Mai mają tego [słowa „seks”] dużo, ułożonego z sensem i bez, co zawsze zwiększa klikalność. Stary neoliberalny zabieg marketingowy – skojarz towar z seksem, a sprzedaż wzrośnie. – Radosław Wiśniewski

 

Daruję sobie uwagę na temat protekcjonalności tej wypowiedzi, a podpowiem tylko, że teksty Mai rzadko kiedy zawierają słowo „seks”, za to często zawierają słowo „seksizm”. Więc cóż, jednym myli się seks z seksizmem, a inni zapominają, kto jest w patriarchacie stroną uciskaną snując teorie na temat domniemanego seksizmu feministek lub udzielając skarżącym się na chamskie uliczne zaczepki złotych rad typu: „wy też możecie zaczepiać facetów!”. Pominę fakt, że nie chodzi nam o zaprowadzenie równości rozumianej jako równy brak wzajemnego szacunku. Chodzi przede wszystkim o to, że to nie kobiety, a mężczyźni są w ogromnej większości przypadków sprawcami przemocy seksualnej (i nie tylko seksualnej). Na realny strach związany z męskimi zaczepkami lekiem nie może być więc naśladowanie ich, ponieważ wyjściowa sytuacja idącej ulicą kobiety jest całkowicie odmienna od sytuacji idącego ulicą mężczyzny.

Trwająca właśnie akcja #metoo, która w swoich założeniach ma ukazywać ogromną skalę molestowania kobiet, doczekała się wielu złośliwych komentarzy ze strony mężczyzn. Do tego doszły jeszcze ich skargi na molestowanie ze strony kobiet. Nie twierdzę, że takie przypadki nie mają miejsca. Ale czy naprawdę nie można pozwolić kobietom powiedzieć czegoś nie dopowiadając natychmiast: „a co z…?”, „a mężczyźni to…”? Najpierw trzeba by uznać, że nie wszystko kręci się wokół mężczyzn. A z tym zadaniem najwyraźniej nie radzą sobie nawet lewicowi publicyści podpisujący się pod feministycznymi hasłami.

Przykro mi, ale nie zamierzam głaskać po głowie hipokrytów, którzy usta mają pełne równościowych i feministycznych haseł, biegają na wszystkie kobiece protesty, podczas gdy w tzw. prawdziwym życiu te kobiety traktują przedmiotowo. Wydaje im się, że fakt, iż tworzą wartość intelektualną, kwalifikuje ich do jakiejś wyższej kasty lepszych ludzi, których nie obowiązuje elementarna przyzwoitość. Wyjątkowo pokrętna wydaje mi się też logika, zgodnie z którą seksizm zarzuca się osobom naświetlającym seksistowskie postępowanie.

W kontekście dyskusji, która wybuchła niedawno w związku z postem nawołującym do zidentyfikowania i wykluczenia osoby, której zarzucam w Danke przemoc seksualną, zadam kolejne ważne pytanie: dlaczego czytelnicy z wypiekami na twarzy próbują rozpoznać w moich książkach osoby ze „środowiska”, a za opisane ohydztwa dalej krytykują… mnie? Czy jeśli czyimś zdaniem jestem kiepską pisarką, to mi się należało?

Być może jako autorka obnażająca przemocowe mechanizmy męskich zachowań w społeczeństwie dyskryminującym mężczyzn faktycznie byłabym seksistką (jak na razie spell checker podkreśla mi to słowo jako nieistniejące). Poniekąd nawet bym sobie życzyła, żeby dzień takiego przeorganizowania sił kiedyś nastał. Ale to nie jest ten dzień.

• • •

Czytaj także:

• • •

Dominika Dymińska (1991) – pisarka, językoznawczyni, tłumaczka kilku języków, w tym polskiego na polski, studentka gender studies IBL PAN, feministka. Debiutowała w 2012 książką Mięso (Wydawnictwo Krytyki Politycznej), w 2016 roku wydala książkę Danke.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information