Gdzie jesteś, Polsko?

Anna Fiałkowska

Jechałam jako trzeci pasażer na tylnym siedzeniu samochodu i patrzyłam za okno, żeby choć trochę uspokoić moją klaustrofobię, która znowu dawała o sobie znać. Wtem mignęła mi brązowa tabliczka: „Autostrada Wolności”. To żart, pomyślałam sobie, ale zaraz przypomniało mi się, że jeszcze parę lat temu tego typu nazewnictwo było na porządku dziennym. Przed oczami zamajaczyło mi widmo Tuska w mongolskiej czapce i jego koślawy znak victorii wzniesiony na tle flagi Unii Europejskiej. Autostrada Wolności zawiodła mnie w objęcia kraju rzeczywiście wolnego, w którym przez cały pierwszy dzień czułam ukłucia stresu na widok uśmiechniętych ludzi na ulicy, stosunkowo tanich produktów spożywczych, a przede wszystkim z powodu „dziwnej” atmosfery domyślnej akceptacji.

W miejscu, do którego zawiodła mnie powstała przed pięcioma laty Autostrada Wolności, odczytuję nagłówek na gazecie.pl: Polski aktor grał w „Pasji”, mówił o Bogu. Teraz przyznał się do zmuszania kobiet do seksu. Jest sobota wieczór, po 22:00. Nie idę do Sisyphosa ani do Kantine am Berghain, bo nie stać mnie na bilet. Śmieję się w kułak z tytułu artykułu dnia i pod wpływem nadmiernej antykrępacji wywołanej przebywaniem w wolnym państwie wstawiam zdjęcie nagłówka na mojego fejsbuka.

Mija parę godzin, włączam ostatni nieobejrzany film Satoshi Kona, potem przełamuję swoją socjofobię i rozmawiam z obcymi ludźmi. Przed drugą wchodzę jeszcze raz na fejsbuka. Moim oczom ukazuje się wpis Krystyny Pawłowicz, na który „angerami” zareagowali moi znajomi. Posłanka na sejm, doktor habilitowany nauk prawnych i profesor nadzwyczajny stwierdza, że winę za samobójstwo prześladowanego za swoją „odmienną” orientację Kacpra ponoszą „liberalno-lewackie środowiska”, rzekomo propagujące „nienaturalne postawy i relacje”. Posłanka na sejm od 2015 roku (otrzymała 18 070 głosów) podsumowuje całą sytuację prostym apelem: „Nie siejcie patologii, nie będzie morderczego żniwa”. Przeczytałam wpis, wyłączyłam telefon, odłożyłam go odpowiednio daleko i spróbowałam zasnąć.

 

 

Następnego dnia budzę się i – nauczona doświadczeniem – nie wchodzę już na fejsbuka ani na gazetę.pl. Moje życie nie obfituje w rozrywki, ale ciągle jeszcze mam snapa. Włączam story Maffashion – i co widzę? Skriny z portalu natemat.pl, gdzie Anna Dryjańska w bardzo poważny sposób zajmuje się rozbiorem mentalności nastoletnich idoli. Jej artykuł traktuje o tym, że Kacper nie żyje, a nikt z polskiej śmietanki medialnej tego tematu nie podjął. Maffashion pisze: „Anna D. Brawo! Trzepanie wejść na stronę robiąc ten wpis? W tak ważnej sprawie, w tak ważnym temacie?” i ciągnie w podobnym tonie przez kilka kolejnych skrinów. Radzi też Dryjańskiej, żeby zrobiła coś poważnego zamiast pisać kolejny artykuł nawołujący do hejtu (w domyśle: na Maffashion). Dryjańska w swoim artykule stawiabowiem blogerkę w szeregu z innymi nastoletnimi gwiazdkami mediów, które nie chciały skomentować samobójstwa Kacpra. Maffashion podsumowuje temat: „Kolejna śmieciowa, nadmuchana afera”. A potem wrzuca obrazki z mediolańskiego fashion weeka.

Wyłączam snapa. Wychodzę na brunch. Najedzona i dość zadowolona postanawiam jednak odpalić sobie fejsbuka. Dostaję powiadomienie o wylogowaniu mnie z konta. Kiedy próbuję ponownie się zalogować, otrzymuję komunikat, że usunięto z mojego profilu treść o charakterze seksualnym. Treść, która naruszyła prawa fejsbuka. Usunięto mianowicie moje zdjęcie nagłówka z gazety.pl, tego o polskim aktorze, który grał w Pasji.

Wchodzę na profil Krystyny Pawłowicz. Jej post ciągle wisi na swoim miejscu, uzupełniony triumfalnymi linkami do artykułów na „Frondzie” i wpolityce.pl: „Pawłowicz zmiażdżyła lewacką ideologię”.

Dostaję blokadę na dwadzieścia cztery godziny. Nie mogę już dać „angry” pod postem Krystyny Pawłowicz. Nie mogę już zgłosić jej posta. Czytam tylko komentarze: „Zgłaszajcie to, może jej profil spadnie”; „O co Pani chodzi?”; „W końcu ktoś powiedział prawdę”. Od soboty minęło parę dni, a post dalej wisi. Moje zdjęcie nagłówka z gazety.pl zostało usunięte.

I teraz pytanie: kogo należy ukarać? Maffashion, bo w środę rano, jak napisała na swoim snapchacie, była w samolocie i nie mogła odpowiedzieć na telefon od Dryjańskiej? Środowiska lewackie, bo mieszają w głowach młodym ludziom i wmawiają im, że każdy może być gejem? A może gazetę.pl, bo podejmuje seksualne, zakazane przez netykietę tematy? W niedzielę wieczorem ładuję natemat.pl i moim oczom ukazuje się jeszcze jeden śmieszny nagłówek: Mroczne oblicze pobożnego polskiego aktora znanego z „Pasji” Gibsona. Miał jeden sposób na kobiety. Dlaczego nie dodali do tytułu mojego ulubionego „[ZOBACZ JAK]”?

I jeszcze czytam komentarze pod postem posłanki na sejm, Krystyny Pawłowicz. Jeden z nich rzuca mi się w oczy: „Niestety, facebook pozwolił sobie na ingerencję w komunikację między posłem na sejm RP a mną – wyborcą i usunął postulat skierowany przeze mnie do Pani Poseł. Jest to, oczywiście, ingerencja w sprawy wewnętrzne Polski i cenzurowanie nie tylko opinii, ale uniemożliwianie wnoszenia przez obywateli wniosków do ich przedstawicieli. Między władzą a obywatelem staje facebook”.

I jak tak sobie myślę, wracając powoli do kraju i oswajając się z tym, że jakoś tę Polskę muszę przełknąć i znieść, że może jednak wiara w sprawiedliwość maszyn jest naiwna. Jeszcze miesiąc temu bardzo cieszył mnie artykuł o tym, że maszyny zastąpią wkrótce ekspedientów, kurierów czy kucharzy w fast foodach. Maszyna jest bezstronna – robi to, co ma zrobić, i na tym kończy się jej zadanie. Ale fejsbuk to też maszyna, a jak zdążyłam się przekonać podczas weekendu spędzonego po drugiej stronie Autostrady Wolności, maszyna działa, owszem, ale według określonych przez człowieka zasad. A człowiek jak to człowiek – nie potrafi niczego zrobić dobrze, w tym spisać jakichkolwiek praw. Nawet Mojżesz spierdolił dziesięć przykazań, dlatego księża muszą dziś tłumaczyć dzieciom w szkołach, że na przykład „nie cudzołóż” to nie tylko przestroga przed zdradą swojej prawowicie zaślubionej małżonki, ale i zakaz homoseksualizmu, transseksualizmu i masturbacji. Tak mi przynajmniej to przykazanie w gimnazjum objaśniał ksiądz, który ledwo co wrócił z upalnego Watykanu jako świeżo upieczony doktor. I to człowiek przecież zaprojektował mechanizmy fejsbukowej cenzury, dzięki którym apel Krystyny Pawłowicz do patologicznych lewackich środowisk jest w porządku, natomiast postulat któregoś z wyborców fejsbukowi wydał się nie na miejscu. Chyba że, jak sugerował inny komentarz, to sama Pawłowicz usuwa komentarze. Apel posłanki, aby nie siać patologii, skierowany – no właśnie, do kogo? – jest w porządku, tymczasem moje zdjęcie nagłówka z gazety.pl łamie fejsbukowe prawo i ściąga na mnie dobowego bana.

Może więc trzeba (opcjonalnie: na nowo obejrzeć Ja, robot z Willem Smithem i) zastanowić się, komu oddajemy władzę. Brunatnej masie, jak krzyczą komentarze KODowców? Nadchodzącej z Europy „lewackiej patologii”? A może po prostu pochłonięci najeżdżaniem na siebie nawzajem atakujemy najsłabsze ogniwa; osoby, którym najłatwiej jebnąć plaskacza niewidzialną ręką mediów? Przecież naprawdę banalnie łatwo napisać artykuł o tym, że tak śmieszne postacie, jak Stuu (natemat.pl przezornie dodało po każdej ksywie informację o zawodzie danej osoby), Littlemooonster96, Eliza z Warsaw Shoreczy Maffashion nie zareagowały na samobójstwo Kacpra.

Ja jak na razie przegrywam z fejsbukiem dwa do zera. Krystyna Pawłowicz ciągle jest na prowadzeniu.

• • •

Anna Fiałkowska – lat 22, mieszka w Poznaniu. Obecnie trochę studiuje filologię polską. Fanka Warhola, Bowiego i Tracey Emin. Czyta Houllebecqa, Grochowiaka i Hertę Muller. Dużo pisze, głównie prozę i poezję.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information