Cesarskie cięcie nie na chłopski rozum

Dominika Dymińska

Fot. Marcin Kaliński, ''Wysokie Obcasy''Jakiś czas temu, na fali dyskusji o standardach opieki okołoporodowej, zaczęłam interesować się tematem i szybko dotarłam do zatrważających informacji. Po dramatycznych historiach znajomych znajomych, ostatnich raportach fundacji Rodzić po ludzku i licznych medialnych doniesieniach na temat koszmarów, jakie spotykają kobiety na porodówkach, doszłam do wniosku, że należy opowiedzieć się za prawem do wyboru rodzaju porodu, w tym także do wyboru porodu operacyjnego. Pisząc tamten felieton dotarłam do zaleceń WHO, według których nie więcej niż 10% wszystkich porodów powinno kończyć się cesarskim cięciem. Długo szukałam odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie: dlaczego? Odpowiedź „bo to operacja” wydawała mi się mało przekonująca, zwłaszcza że poród naturalny też jest niemałym obciążeniem dla organizmu i najczęściej nie pozostawia go bez szwanku. Natomiast teorie, według których wszystko co naturalne jest lepsze, „bo tak”,rzadko opierają się na twardych dowodach.

Poród, ciąża i macierzyństwo to tematy, o których wydaje nam się, że wiemy wszystko, choć tak naprawdę wiemy niewiele. Profilaktyka, ochrona zdrowia i znajomość procedur medycznych – te dziedziny wiedzy wciąż nie są dostatecznie upowszechnione, a dominującą rolę w myśleniu o nich odgrywa tzw. chłopski rozum i znachorskie teorie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Ludzie wylądowali co prawda na księżycu, ale nadal większość z nich sądzi, że dwukrotne zakaszlenie sygnalizuje grypę spowodowaną zjedzeniem loda w chłodniejszy dzień. Wiedza na temat porodu ma podobną dynamikę, sama padłam jej ofiarą. Trochę więcej rzetelnej wiedzy udało mi się uzyskać dopiero dzięki zajęciom prowadzonym przez biolożkę na studiach podyplomowych i z książki Mundra. To zbiór wywiadów z położnymi reprezentującymi różne pokolenia, których opowieści wprawdzie się różnią, ale można odnaleźć w nich wspólny mianownik – i wreszcie coś z tego rozhisteryzowanego dyskursu na temat porodu i macierzyństwa zrozumieć. Powiedzmy sobie szczerze – to nie jest łatwo dostępna wiedza i być może właśnie dlatego toniemy w szkodliwych mitach. Na dodatek kobiety zamiast przekazywać sobie nawzajem fakty na temat doświadczenia porodu, często przekazują sobie strach czy inne negatywne emocje. Podobno poród może być doświadczeniem budującym czy nawet pięknym, a nie traumatycznym. Podobno.

Problem w tym, że zaczął być on traktowany jako stan patologiczny, wymagający interwencji lekarzy i pobytu w szpitalu. Kobietom nie pomaga dyskurs sugerujący, że mogą nie dać sobie z porodem rady ani powszechne na porodówkach terroryzowanie hasłem: „Chcesz mieć zdrowe dziecko? To słuchaj lekarzy”, którym można przekonać przyszłą matkę do absolutnie wszystkiego, usprawiedliwiając też każde niepotrzebne cierpienie i upokorzenie. Pamiętacie, jak głośno było o usunięciu ze standardów opieki okołoporodowej zapisu o dowolności przyjmowania dogodnej pozycji? Pozycja na plecach, najwygodniejsza dla lekarzy, często okazuje się najmniej wygodna dla kobiet – kości miednicy są zablokowane, co utrudnia dziecku przejście przez kanał rodny.

Z relacji położnych zawartych w Mundrej wynika jasno, że poród jest zniuansowaną grą hormonalną, której zaburzenie – poprzez, na przykład, medykalizację (patrz Rodzić po ludzku) – może przynieść wiele negatywnych skutków. Wbrew zaleceniom, na polskich porodówkach nagminnie wywołuje się porody dla wygody personelu („Pani musi skończyć rodzić na mojej zmianie”) i stosuje się przyspieszający akcję porodową, niebezpieczny dla dziecka chwyt Kristellera (wyciskanie dziecka poprzez uciskanie dna macicy). W trakcie porodu, pełnego bólu i presji, organizm kobiety samoczynnie produkuje hormony pomagające jej przetrwać to trudne wydarzenie. Taki naturalny boost i znieczulenie. Jednak interwencje medyczne i medykalizacja ten proces blokują. Położne twierdzą też, że można bez większego problemu ochronić krocze kobiety i uniknąć nacięcia, trzeba tylko pozwolić główce dziecka wytaczać się powoli. No ale kto by miał na to czas? W Polsce epizjotomii dokonuje się dziś u co drugiej kobiety, a na Zachodzie u ok. 8% rodzących. Czyżby nasze ciała tak bardzo się różniły? Położne twierdzą zgodnie: jeśli kobieta bardzo nie chce urodzić, to nie urodzi. A trudno, żeby rodzić chciała, jeśli karmiona jest strachem.

„Holenderski profesor położnictwa G. Kloosterman daje zwięzłe podsumowanie, które mogłoby zostać zamieszczone na drzwiach każdej porodówki: »Spontaniczny poród zdrowej kobiety jest wydarzeniem charakteryzującym się tak skomplikowanymi i tak doskonale skomponowanymi ze sobą procesami, że każda ingerencja będzie tylko umniejszać jego optymalny charakter. Jedyna rzecz, jakiej oczekuje się od osoby asystującej, to okazanie szacunku dla tego wzbudzającego zachwyt procesu, przez zastosowanie się do głównej zasady medycyny: po pierwsze nie szkodzić«”(cytat pochodzi z tekstu na stronie Rodzić po ludzku).

No więc tak, poród boli – to wyjątkowa fizjologiczna sytuacja, w której ból nie wynika z patologicznego stanu organizmu. Niemniej jednak dodatkowe cierpienia i upokorzenia, zadawane kobietom na porodówkach, do tej fizjologicznej sytuacji należeć wcale nie muszą. Nie dziwię się więc, że kobiety – zamiast ryzykować świadome uczestnictwo w wydarzeniu o tak dużym potencjale traumatyzującym – wolą dać rozciąć sobie wszystkie powłoki brzuszne. To nie jest dążenie do wygodnictwa, to gest rozpaczy.

• • •

Czytaj także:

• • •

Dominika Dymińska (1991) – pisarka, językoznawczyni, tłumaczka kilku języków, w tym polskiego na polski, studentka gender studies IBL PAN, feministka. Debiutowała w 2012 książką Mięso (Wydawnictwo Krytyki Politycznej), w 2016 roku wydala książkę Danke.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information