Intertekstualność jako przejaw błędów młodości (Maria Kądzielska, "Model")

Paulina Barańska

Stanisław Barańczak wielkim tłumaczem i poetą był. Wszyscy o tym wiemy, a jak ktoś twierdzi inaczej, to się nie zna. Ale skoro już silę się tu na coś osobistego, to podziwiam go przede wszystkim za Książki najgorsze – cykl pamfletów poświęconych wyrobom literaturopodobnym. Mój zachwyt Barańczakiem wzrósł tym bardziej, że ostatnio przeczytałam książkę Model autorstwa Marii Kądzielskiej. Dziełko to, reklamowane jako „współczesna wersja Portretu Doriana Graya”, zatruło mój organizm na dwa tygodnie. Nie mogłam spać, jeść, racjonalnie myśleć. Brzuch bolał mnie z nerwów, twarz opuchła. W mojej głowie uporczywie kłębiły się banalne pytania: kto to puścił do druku? Dlaczego nikt tego nie zatrzymał? Co na to redaktor? Korektor? (A może nic, bo ich wcale nie było, skoro już na pierwszej stronie jest błąd?). I wreszcie to najtrudniejsze dla mnie pytanie: dlaczego ja (naiwna? dobroduszna?) przeczytałam to cudo do końca? A Barańczak? Czytał takie wyroby! Analizował! I pisał o nich pięknie. Piękniej, niż na to zasługiwały. A potem kończył i sięgał po następne okropieństwo. Chapeau bas! Jam Barańczakowi niegodna wiązać rzemyków u sandałów. Bo po pierwsze: pisać tak pięknie nie umiem, a po drugie: nigdy w życiu nie będę już mogła doczytać tak złej książki do końca. Po lekturze wspomnianego Modela, wiem, że zbyt wiele zdrowia mnie to kosztuje. Przechodzę więc do sedna.

Maria Kądzielska, rocznik 1993, urocza dwudziestoparolatka (wątpiącym polecam wideo). Skończyła licencjat z polonistyki i filozofii na UW, była też na Erasmusie w Berlinie. Albo jeszcze raz – tym razem za kultowym portalem szczecinek.com – „Maria Kądzielska, dziennikarka Tygodnika »WPROST«, filozof, polonistka i tłumaczka z języka angielskiego i niemieckiego”. I co? Jest różnica? Drobna! Ale do rzeczy. Pani Maria Kądzielska napisała książkę: „To pozycja z gatunku intelektualnej prozy kobiecej” (dalej za szczecinek.com). O czym? Jak mówi sama autorka: „Nie chciałam mega uogólniać”. (…) „Jest tu dużo rzeczy takich uniwersalnych, na przykład o funkcjonowaniu dzieła sztuki, funkcjonowaniu muzeum, ale też opisy nieśmiertelności miasta, tłumu. Tego, że miasto nigdy nie umiera i pomimo że jedne jednostki oczywiście umierają, to ta masa, która idzie codziennie do metra, która idzie codziennie do pracy, ona po części jest nieśmiertelna”.

 

 

Czy starania należy docenić? Chcieć to móc. Podobno. Czytając Modela Kądzielskiej i ja chciałam, i pani Maria chciała. Ona chciała wyjść na mądrą, a ja chciałam, żeby się jej udało. Bo czemu niby takiej dziewczynie ma się nie udać? Pani Maria chciała pokazać, że jednak ma podstawy, bo uzyskała ten licencjat z polonistyki i z filozofii. Gdzieś tam przywoła świętego Augustyna, gdzieś Mistrza i Małgorzatę, nawet z Wata i z Szekspira dała motto! I co? I niech ktoś teraz tylko powie, że Kądzielska nie jest oczytana! Chciała, żeby było na poziomie. Światowo, intertekstualnie, z dyskursem i z dekonstrukcją. Ja to doceniam, bo widać, że się starała. I ja też sobie nie mam nic do zarzucenia, Drogi Czytelniku! Bo ja zagryzałam wargi, ocierałam pot z czoła i czytałam dalej, liczyłam, że coś jej wreszcie wyjdzie (bo uroczym kobietom wychodzić powinno). Choć bywało ciężko, zaczęło się niewinnie. Młody chłopak o androgynicznej urodzie – Andriej (co za przypadek, że wygląda zupełnie jak model Andrej Pejić przed zmianą płci!) – jest przerażony monotonią życia i postanawia wyrwać się ze swojego małego miasta. Jak? Ponieważ koledzy w klasie mówili mu, że jest ładny, stwierdza, że zostanie modelem. W tym celu zatrudnia się na stacji benzynowej (sic!), gdzie zarabia pieniądze na nowe fikuśne fatałaszki. Te działania najwyraźniej przynoszą zamierzony efekt, bo pewnego dnia w parku przypadkowo zaczepia go pudel (tak, tak!) światowej sławy projektanta Henry’ego Vane’a (co za przypadek, że wspomniany projektant wygląda zupełnie jak Karl Lagerfeld!). Potem leci szybko. Andriej przeprowadza się do wymarzonego wielkiego miasta, zapuszcza włosy, robi światową karierę na wybiegach high fashion, a w pewnym momencie (o zgrozo!) przechadza się po wybiegu w damskiej sukni, co jest oczywiście symbolem moralnego upadku cywilizacji (podobną symbolikę w książce znajdziemy pod hasłami: wegetarianizm, różnorodność kulturowa, jedzenie bezglutenowe). I do tej pory wbrew pozorom nie jest nawet źle. Jest nudno i przewidywalnie, ale nie ma tragedii. Ta zaczyna się dopiero w drugiej części debiutu Kądzielskiej, szczególnie gdy pojawia się wątek miłosny („Nie naciskaj, moja kochana, ciesz się chwilą – wyszeptał i po kilku sekundach dodał – zapamiętaj, to właśnie chwile są najważniejsze. Po czym nie pozwolił już Jeanny nic powiedzieć, zamykając jej usta pocałunkami. Gwałtownie pochwycił dziewczynę na ręce i zaniósł do swojego łóżka”). Nie chcę tutaj zdradzać szczegółów złaknionym nowości czytelnikom, więc zdradzę tylko to, czego i tak wszyscy domyślą się po pierwszych 50. stronach lektury. Oczywiście Henry Vane/Karl Lagerfeld okazuje się bardzo złym szatanem, któremu Andriej (przypadkowo oczywiście) zaprzedał duszę, za co przyjdzie mu zapłacić własnym życiem. No, ale w imię prawdziwej miłości. Więc kończy się pięknie. Ale co mi się właściwie tak nie podoba? Konkrety! Konkrety!

Autorka próbuje zrekonstruować świat, którego kompletnie nie zna, operując schematami wyciągniętymi wprost z plotkarskich portali lub rodzimej wersji Top Model. Czy to źle? Dziewczyna wykształcona, obeznana w literaturze, to skąd miała niby wiedzieć, jak świat mody wygląda naprawdę? Nie miała czasu na głupoty takie jak szczegółowe zbadanie opisywanego środowiska, bo np. siedziała w bibliotece i czytała Wyznania św. Augustyna. Zresztą – czy to ważne? Może zarozumiała pani recenzent nie skojarzyła, że chodzi o SYMBOLIKĘ? Nie o konkretny czas, miejsce, człowieka, ale o DIAGNOZĘ NASZEJ WSPÓŁCZESNOŚCI! Tak, tak – uspokajam: obawiam się, że właśnie o to chodziło. Kądzielska próbuje stworzyć coś uniwersalnego, ale tak naprawdę nie wychodzi poza banalną kliszę. Pisząc o świecie, w którym dominują pozory, sama stwarza pozór narratora-mędrca, który jest nieznośny w swoich oczywistych sądach, zgodnych z poglądami samej autorki ujawniającymi się w jej tekstach „dziennikarskich”. Kądzielska usilnie stara się skupić na tym, co modne, tworząc jednowymiarową rzeczywistość, w którą nawet nie mamy ochoty uwierzyć. Tak jak i zresztą w bohaterów, pozbawionych charakteru i indywidualnych rysów. Jeśli ktoś jest „błyskotliwy”, to tylko ze względu na to, że został określony tym przymiotnikiem przez narratora. Nie znajdziemy potwierdzenia tej cechy w fabule czy w dialogach. Jedną z największych wad książki Marii Kądzielskiej jest jednak sposób prowadzeniem opowieści. Znajdziemy w książce sporo niekonsekwencji fabularnych, nachalnych zbiegów okoliczności czy topornych zwrotów akcji. Wszystko to doprawione zostaje pretensjonalnymi komentarzami narratora:

 

Wszyscy na coś lub na kogoś czekamy. Większość dorosłych czeka na koniec dnia pracy, na nadejście weekendu, na upragniony urlop. (…) Chorzy w szpitalach czekają na narządy do przeszczepu, które mają uratować im życie, ale tym samym być przypadkiem losu, który zabrał życie komuś innemu. Jednak najtrudniejsze jest czekanie kochanków, tych, którzy odnaleźli się wzajemnie w tłumie obcych ludzi, niepołączeni więzami krwi, ale jakaś dziwną siłą, która dla kaprysu spaja i dzieli nas wszystkich.

 

Kończąc, chciałabym zwrócić się w ostatnim akapicie wprost do autorki. My, młode kobiety, w tych trudnych czasach musimy się wspierać i pomagać sobie. I ja z tego miejsca wyciągam do Pani, Pani Mario, pomocną dłoń i apeluję – niech Pani nie idzie tą drogą, niech Pani nie pisze tej prozy więcej, niech Pani zostawi w spokoju tę poezję. Ma Pani z pewnością dużo innych wspaniałych zalet i talentów. O to proszę ja – Paulina Barańska, rocznik 1992, posiadająca (tylko) jeden licencjat z polonistyki i (tylko) jeden tytuł magistra polonistyki. Niedziennikarka, niefilozofka. Ja, Paulina Barańska – no name.

 

Maria Kądzielska, Model, Hillman 2017

• • •

Paulina Barańska – urodzona w 1992 roku. Absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikowała między innymi w „Popmodernie”, „Wyspie” i „eleWatorze.”. Mieszka w Warszawie. Jest nauczycielem języka polskiego. Uwielbia swoją pracę (serio).

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information