Przemyślenia rozgoryczonego (Rupert Sanders, "Ghost in the Shell")

Gabriel Krawczyk

Oprócz ucieczki z sali, wybawieniem dla rozgoryczonego kinomana bywa również próba zakłamania samego siebie. Osobnik taki wynosi na pierwszy plan filmu to, co było tylko drugoplanowym przypadkiem. Oto jedna z prób takiego ratunku.

W aktorskiej wersji filmu, wśród scen wprost przywołujących japońską animację Ghost in the Shell z 1995 roku, znajduje się scena szczególna. Robotyczna inscenizacja stworzenia człowieka – przyobleczenie ludzkiego mózgu w pancerz maszyny. Epizod ten, umieszczony na samym początku, choć pozbawiony dialogu, podnieca szare komórki z werwą właściwą najciekawszym prognozom klasyków fantastyki naukowej. Tak jak w niespiesznych momentach Odysei kosmicznej Kubricka, materia i metafizyka (życie po życiu, życie przed życiem) scalone zostają wytworną estetyką artystycznej sci-fi. Technologiczne profanum łączy się tu z sacrum – skoro to właśnie technologia umożliwia wgląd do pozazmysłowego świata umysłu przed odtworzeniem reszty człowieka. Pozbawiony ciała, unoszący się w fabrycznych przestworzach mózg przywdziewa kolejne warstwy niby-ludzkiej fizyczności. Technologie zastępują matkę naturę; nieobecny w kadrze człowiek, który je zaprogramował, musi więc odgrywać rolę Boga. Czy tak ma wyglądać prenatalny rozwój człowieka przyszłości? Stworzenie cyborga w Ghost in the Shell budzi skojarzenie z procesem rękodzielniczym, nie stoi jednak na przeszkodzie pytaniu o automatyzację tego rodzaju biologicznej reprodukcji. Wkrótce konstatujemy, że mózg należał do ofiary wypadku. Skojarzenie fabryki z ludzkim łonem oraz skojarzenie procesu produkcji z porodem zastępuje wtedy myśl o wiele upiorniejsza: oglądaliśmy nie narodziny, a budzenie żywego trupa; nie łono, a futurystyczne zamczysko Frankensteina. Zmartwychwstanie odbywa się przecież po wcześniejszej ekshumacji zmasakrowanego ciała. Czy grobowa geneza czyni z bohaterki nosicielkę śmierci? Czy posiada ona niedostępną dla żywych tajemnicę? Wreszcie – czy nam ją zdradzi?

Spośród pytajnikowych napięć z prologu to właśnie kobiecość – kobiecość trupa w bezcielesnym pancerzu – obrabiana jest w filmie najintensywniej. Pierwszy plan amerykańskiego filmu Brytyjczyka Ruperta Sandersa zajmuje przecież sama Scarlett Johansson. Aktorka konsumowała już mężczyzn jako kobieta-modliszka nie z tego świata w Pod skórą (reż. Jonathan Glazer); była femme fatale w ekranizacjach komiksów Marvela i najseksowniej zachrypniętą sztuczną inteligencją w dziejach kina (Ona, reż. Spike Jonze). Zimna namiętność, z którą Johansson jest kojarzona, przenika robotyczne ciało jej bohaterki w Ghost in the Shell. Choć odgrywana przez nią Major tęskni za dotykiem, choć pozbawiono ją czucia i wykastrowano z genitaliów, „wyzwalając” tym samym z ograniczeń ludzkiego ciała, w naszych oczach jest nie tylko doskonałym żołnierzem, ale i nadzwyczaj piękną kobietą. Kobietą w nieswoim, choć idealnie sprofilowanym ciele: wybrakowaną z brodawek sutkowych i waginy istotą w cenzurowanym negliżu, wystawioną na pożądliwe spojrzenie widza, a mimo to pozbawioną wstydu. Hollywoodzkie ograniczenia wiekowe czynią płciowość Johansson paradoksalną, a przez to tak ciekawą. Ikonę seksu przykrywa pruderia zaprogramowana dla wysterylizowanych gimnazjalistów.

 

 

Tytułowa Major stanowi ekstremalną wizję postępującej cyborgizacji ludzkiego istnienia. Jest idealną modelką na wybiegu, po którym zamiast ludzi przechadzają się protezy. W takim wzorcu społeczeństwa to nie konstrukcja biologiczna, a wyzwolona z ciała psychika decyduje o tym, kim jest człowiek. Gdy myśl i wspomnienie zostają podważone – napisane przez programistę lub hakera, a następnie z nośnika danych wgrane do ludzkiego mózgu – pozbawione fizycznej kotwicy człowieczeństwo zostaje rzucone na łaskę informatycznych geniuszy lub zabezpieczających go przed wirusami korporacji. To biznes determinuje wybrakowaną istotę ludzką. Socjalizacja, tożsamość płciowa czy konstrukcja kulturowa są ustalane zgodnie z widzimisię pomysłodawców technologicznych iluzji. Człowieczeństwo może być doznawane, lecz nigdy nie będzie stuprocentowo pewne – skoro, niczym w świecie Łowcy androidów, autorefleksje robota i człowieka niczym się od siebie nie różnią. Ba, w metropolii przyszłości nawet reklamy są niematerialne, przenikają miejską przestrzeń jako wielopiętrowe hologramy. Wyjmijmy wtyczki, wyłączmy baterie, a wszystko zniknie.

Zniknie też tożsamość. Nie ma już pewności, czy ciało należy do jego właściciela, a umysł nie jest sztuczny. Pozbawione oryginalnych kończyn i korpusów quasi-ludzkie hybrydy postrzegają myśl i pamięć jako jedyne kryteria ujawniające ich głęboko ukryte człowieczeństwo. „Japonka w ciele Amerykanki lub biały Afroamerykanin wygłuszają w sobie pierwotne doświadczenie siebie!” – wykrzyknie tradycjonalista, a zgorszony rasista ucieknie w te pędy. Podobnie jak bohaterka kreowana przez Johansson, hybrydy takie spoglądają w lustro i widzą obcą twarz. Świat konstruowany przestaje być jednak światem bezgranicznej wolności, jeśli wszystko – łącznie ze wspomnieniami – zostaje wcześniej wysondowane przez korporacyjny system. Autorefleksja staje pod znakiem zapytania. Czyżby nowy Ghost in the Shell to młot na czary transhumanizmu?

W tym świetle nietrudno spojrzeć przychylnym okiem na społeczeństwo, w którym rozmyte rasy, pochodzenie i płeć współistnieją pokojowo. To nie multikulturalizm – ukazane na ekranie przenikanie się Wschodu z Zachodem we wszelkich możliwych objawach – okazuje się niebezpieczny. Poszerzane granice rzeczywistości i tożsamości nie muszą się zresztą rozmywać – czekają tylko na nową definicję. Choć tej w filmie nie znajdziemy, Ghost in the Shell nadaje aktualność pytaniom od dawna zadawanym przez futurologów. Zamiast ubolewać nad konfrontacją kultur, spójrzmy uważniej na coś zupełnie innego – na technologię, w której z lubością tkwimy już po uszy.

• • •

Gabriel Krawczyk – rocznik '91. Jeśli wierzyć opiniodawcom, był już błaznem, kombinatorem, niedoszłym księdzem, przyszłym jazzmanem, głuchą kurwą. Aktualnie rowerzysta, łasuch, student (w tej kolejności). Pisze o kinie (wszelakim). Publikował lub publikuje m.in. w „Kulturze Liberalnej”, „Ekranach”, na portalach O.pl, Esensja.pl. Prowadzi bloga http://kinomanhipomaniakalny.blogspot.com/

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information