Wychowanie do mizoginii i homofobii, czyli edukacja seksualna w Polsce

Dominika Dymińska

Fot. Marcin Kaliński, ''Wysokie Obcasy''Obecnie doświadczamy w Polsce backlashu wobec feminizmu, czyli fali konserwatywnego sprzeciwu wchodzącego w drogę zwyżkującym tendencjom zorientowanym na progresywne zmiany na ostatnim etapie przed osiągnięciem celów i uniemożliwiającego ich pełną realizację. Trudno w Polsce mówić o szczególnych osiągnięciach feminizmu, można by wręcz posunąć się do stwierdzenia, że backlash pojawił się u nas, zanim udało się cokolwiek konkretnego wywalczyć.

Częścią backlashu jest reforma szkolnictwa, w ramach której zmieniono i tak pozostawiający wiele do życzenia program zajęć wychowania do życia w rodzinie, bo taką nazwę nosi w Polsce przedmiot w założeniach mający pełnić funkcję edukacji seksualnej. Bo prawdziwej edukacji seksualnej w Polsce nie ma. Brak ten argumentowany jest rzekomym zagrożeniem seksualizacją dzieci, na którą zrzuca się winę za, między innymi, ciąże u nastolatek. Czego więc młodzież dowiaduje się na temat seksu w polskiej szkole?

Jeśli przyjrzeć się samej podstawie programowej, nie daje ona powodów do niepokoju. Dostępny na portalu ministerstwa edukacji program wygląda na odpowiedzialnie skonstruowany i zorientowany na wpojenie młodemu człowiekowi uniwersalnych wartości. W mediach głośno było o dr hab. Urszuli Dudziak, teolożce i publicystce Telewizji Trwam, która była jedną z osób zatwierdzających podręczniki na nowy rok szkolny. Dr Dudziak swoją karierę naukową poświęciła kwestiom współżycia, a przy okazji prowadzeniu krucjaty przeciwko antykoncepcji. Emocje wokół tej postaci są do pewnego stopnia zrozumiałe, niemniej jednak nagłe poruszenie w związku z podręcznikami do WDŻ nastąpiło trochę poniewczasie – widnieją one w wykazie MEN od ponad dziesięciu lat. W książce pod redakcją Teresy Król można znaleźć prawdziwe perełki mizoginii.

 

Dziewczyna powinna zdawać sobie sprawę, że więcej niż chłopiec płaci za nietrafny wybór, bo nie ma równości w naturze. On jest dawcą życia »siewcą«, natomiast jej ciało »glebą«, w której wzrastało nowe życie. Postawa chłopców, którzy stają się ojcami, bywa różna.

 

Dziewczyna szuka miłości w kategoriach romantycznych...Wydaje jej się, że to już ten jedyny, wspaniały, na całe życie. Planuje, jaką będzie miała ślubną suknię, pantofelki, bukiet...Chłopcu daleko jeszcze do takich wizji. On bardzo mocno reaguje na bodźce wzrokowe. Dlatego ładniejsze i zgrabniejsze dziewczęta mają większe powodzenie w tej właśnie fazie rozwoju.

 

I tak jeśli zdecydujesz się pomóc koleżance w geometrii, zdobądź się na cierpliwość i wyrozumiałość, choć może Cię irytuje, że tak wolno myśli albo czegoś nie pamięta.

 

 

Co gorsza, podręczniki odradzają korzystanie z prezerwatyw i bagatelizują tematykę profilaktyki zdrowotnej, a wręcz zniechęcają do wizyt u ginekologa. Jest to szczególnie niepokojące wziąwszy pod uwagę to, że w Polsce mamy najwyższą w Europie umieralność na raka szyjki macicy.

Do tego nie brakuje oczywiście sugestii, że winę za gwałty i przemoc seksualną ponoszą kobiety.

Podążając za logiką podręczników, nie ma się czemu dziwić – są zorientowane na promocję abstynencji i wpojenie młodemu człowiekowi katolickiego poglądu na seksualność oraz przekonania, że w relacje między płciami bezdyskusyjnie wpisana jest nierówność. Przy założeniu, że seks służy głównie prokreacji i najlepiej oraz najzdrowiej byłoby go uprawiać tylko z małżonkiem czy małżonką, temat zdrowia seksualnego automatycznie zostaje zepchnięty na margines. Dodatkowo podręczniki pod redakcją Teresy Król patologizują homoseksualizm. W jednym z nich definicja homoseksualizmu wymieniona jest w podrozdziale poświęconym problemom z seksualnością oraz przestępstwom seksualnym.

Taka wizja seksualności niewiele ma wspólnego ze standardami i zaleceniami opracowanymi przez WHO, według których „edukacja seksualna stopniowo wyposaża dzieci i młode osoby oraz daje im możliwość zdobycia informacji, umiejętności i pozytywnych wartości, umożliwiając im zrozumienie i cieszenie się własną seksualnością, tworzenie bezpiecznych i spełnionych związków, a także podjęcie odpowiedzialności za zdrowie seksualne i dobre samopoczucie zarówno własne, jak również innych osób”.

W Polsce wciąż dominuje dyskurs obciążający edukację seksualną winą za przedwczesne ciąże i niebezpieczne zachowania seksualne, absolutnie nie rozpatrując jej samej jako remedium na te, spowodowane prawdopodobnie jej brakiem, okoliczności. Większość badań dotyczących edukacji seksualnej dowodzi, że skutkuje ona opóźnieniem inicjacji seksualnej, zmniejszeniem częstotliwości kontaktów seksualnych oraz liczby partnerów, a także stosowaniem skuteczniejszych zachowań prewencyjnych.

Prawo do edukacji seksualnej uznawane jest za jedno z praw człowieka. Zakłada się, że rozwój psychoseksualny człowieka zaczyna się w chwili urodzenia i już w okresie dzieciństwa rodzice lub opiekunowie powinni go wspierać.

W dyskusjach o edukacji seksualnej często przewija się pogląd, że odpowiedzialna za nią powinna być przede wszystkim rodzina. Według raportu Pontonu aż 45% nastolatków korzysta z pornografii jako źródła wiedzy o seksualności. 53% nie otrzymuje w domu żadnych informacji na temat antykoncepcji, a w 65% rodzin nie porusza się tematu pierwszego współżycia. A szkoła? Spośród osób, które miały jakąś formę edukacji seksualnej w szkole, 24,1% uczył katecheta lub katechetka, albo osoba duchowna. O przemocy seksualnej raczej się nie rozmawia – tylko 32% uczniów i uczennic poruszało ten temat na lekcjach WDŻ. Uczniowie i uczennice często skarżą się na brak kompetencji ze strony nauczycieli, ich brak tolerancji i homofobiczne nastawienie. Nie chcą oglądać Niemego krzyku ani słuchać pogadanek o chorobach wenerycznych. Nie chcą słuchać, że żona, którą gwałci mąż, powinna „nieść swój krzyż”, że zażywanie pigułek antykoncepcyjnych prowadzi do nieodwracalnych zmian w organizmie, powoduje raka i choroby weneryczne, prezerwatywy mają mikrootwory, a dziecko może się urodzić ze spiralą w głowie. Dziewczyny po utracie dziewictwa nie chcą być nazywane „obrzydliwymi nadgryzionymi i obślinionymi jabłkami”. Szczytem wszystkiego jest jednak usprawiedliwianie przemocy seksualnej. Uczennice donoszą, że usłyszały w szkole: „Dziewczyny, jak zaatakuje was gwałciciel, to wiecie co zróbcie? Same zacznijcie się rozbierać i powiedzcie mu, że w tym pomożecie i macie ochotę na seks!”. Chcecie więcej? Polecam poczytać raporty Pontonu.

Niekompetentni nauczyciele, nienaukowe podręczniki, które więcej mają wspólnego z katechizmem kościoła katolickiego niż z biologią; stygmatyzowanie wszelkich zachowań odbiegających od tradycyjnej, katolickiej normy; szerzenie homofobii, usprawiedliwianie przemocy seksualnej i promocja nierówności płci – to tylko niektóre ze składowych zajęć wychowania do życia w rodzinie. Przedmiot ten powinien raczej nosić nazwę: przygotowanie do życia w katolickiej rodzinie oraz wstęp do mizoginii i homofobii. Z edukacją seksualną nie ma on nic wspólnego.

• • •

Czytaj także:

• • •

Dominika Dymińska (1991) – pisarka, językoznawczyni, tłumaczka kilku języków, w tym polskiego na polski, studentka gender studies IBL PAN, feministka. Debiutowała w 2012 książką Mięso (Wydawnictwo Krytyki Politycznej), w 2016 roku wydala książkę Danke.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information