Orgazm ("Sekretne życie Friedmanów")

Stroix

Koleżanka płci męskiej sfoszyła się ostatnio, że nic nie wie o Ludowym, kto nie widział ich Friedmanów. Czyli że ja nie wiem – a się mądrzę po internetach, „wszystko już wiem” po tym dennym Rewizorze. Znacie ten typ koleżanki, która wierzy w niekrzywdzenie, w szkole powinna pracować, bo i tak wszyscy mają u niej z zachowania pałę. Dobra, myślę sobie, pójdę, nie będzie mi królewna robić ego tripa.

No i muszę przyznać jej/mu rację. Nie muszę – chcę! Sekretne życie Friedmanów w Teatrze Ludowym nie tylko nie ssie pałki, ale jest w ogóle jakimś objawieniem. W LUDOWYM, HELOŁ! Efekt wow spotęgowany tym, że z zaskoczenia, efekt wow na 200%. Jestem psychofanem TEGO od pierwszego wejrzenia. Niektórych spektakli nie trzeba dojeżdżać, bo robią to sobie same, ten sam sobie robi przysługę, jest samoistnie zajebisty, tylko trzeba Wam powiedzieć, żebyście wiedzieli. Dawno nie widziałem czegoś tak wciągającego i działającego. Gały mi wyszły z orbit i patrzyłem jak zaczarowany. Trzeba na to wbijać drzwiami i oknami, sam teraz żałuję, że nie wbiłem wcześniej. Zwłaszcza że tej z nazwiskiem fałszywie sugerującym, że jest panieńskie – no wybitnie jej nie siadło, waliła się po fejsie (fejspalm) i kręciła główką. NAJLEPIEJ. Jaram się tym bardziej, im bardziej ona „myśli, że zdechnie”.

Że jestem w Nowej Hucie na scenie Stolarnia, wiedziałbym nawet po ciemku, po zapachu. Nie pachnie – jebie. No wiem, „problemy konstrukcyjne”, może ktoś sypnie na remont. Tymczasem powstało dzieło z grzybem jako środkiem artystycznym. Uwzględnili. Bo jak mówiła Joanna Chmielewska: jak się nie da wytępić, trzeba polubić. Mógłby być tytuł Coś tu śmierdzi i byłaby to i prawda, i site-specific. Bo chyba wiecie, o czym to jest – o czymś takim, że nawet gdyby się okazało nieprawdą, to smród zostanie.

Nie wiem, dlaczego ten spektakl jest tak hipnotajzing, ale chyba nie jest to zasługa grzyba. Bardziej aktorów. Mamy ich, ich postaci, jak na patelni, w sytuacjach intymnych, będąc dla nich trzydziestoosobowym wjazdem na chatę. Wszyscy, wszyscy, ale oczywiście mam swoich favorites. Piotr Pilitowski gra jakby Zdzisława Beksińskiego à la Andrzej Seweryn, te sweterki, te okularki, ten mrok within pod „pełną kulturką”, ale to żaden zarzut, wychodzi mu tak, że można go, jego postać, i oskarżyć, i pokochać. Pan Friedman Pilitowskiego jest właśnie taki, że nie wiadomo – zrobił to, nie zrobił. Tak czy siak, współczujesz, a nie każdy aktor umie wywołać empatię. Piotr Franasowicz jest podporą Ludowego w młodym pokoleniu i nic się w tym temacie nie zmienia, pięknie nam gra, choć to chyba nie to słowo. Skutecznie. I są nabytki, zwłaszcza jeden, na razie gościnny, prosimy na stałe: Jakub Klimaszewski. Przeszywające spojrzenie, mega talent, jeśli potrafię ocenić po jednym „okazaniu”, widownia, którą tu reprezentuję, domaga się więcej.

Grają rodzinkę jak z „dowcipów o łotewskich chłopach”, the last of Latvia (por. The Last of England Dereka Jarmana lub Forda Madoxa Browna), trauma, mrok, cierpienie. Ale to oni, nie widzowie, cierpią.

Przedstawienie jest na temat i niewydziwnione, już po pół godzinie łaziłem za nimi jak owca. (Przepraszam lewicę za to porównanie, za antropocentryzm). To, że proszą przejść dalej, czyni nudę niemożliwą. Dużo scenariusza wzięte podobno z Capturing the Friedmans, ale skąd ja mam takie rzeczy wiedzieć, filmów nie oglądam, chyba że w robocie, więc powtarzam jak debil. Nie ma w tym teatrze widocznej agenda, żadnego wielkiego planu, jak to nas twórcy niby sprowokują i przymuszą do reakcji. Jest coś dużo lepszego i trudniejszego w wykonaniu: stół szwedzki z energią, tutaj taka, tutaj taka, teatr adekwatnie psychologiczny i brak puenty. Teatrolożki niech się nie boją, dla nich też coś będzie, tutaj taka opresja, tutaj taka... Jest ARCHIWUM, jest historia rzeczy, wyparcie, coś sobie znajdziecie. Z drugiej strony jest to teatr dobrze zrobiony, w ogóle: zrobiony, zawodowy, przedpostdramatyczny, aktorzy potrafią mówić i jeśli na coś chorują, to nic o tym nie wiadomo, więc nie wiem, czy macie tam czego szukać, teatrologowie. A jeśli cały tekst się zastanawiałeś, o czym jest to przedstawienie, to o pedofilii.

• • •

Stroix – krytyk teatralny „Przekroju”, aka Destroix.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information