Ludzie bez cycków

Destroix feat. Kawka

„Byłam na dyplomie aktorskim w szkole teatralnej. Grali bardzo prawdziwie i przejmująco... Jakkolwiek mam taką impresję. Ani jednego interesującego faceta przez duże F... I wszystkie aktorki chude i bez piersi... Wszystkie jak z pisma o modzie, a mnie brakowało choć jednej kobiety. Dodam, że rok temu oglądałam poprzedni rocznik i miałam te same odczucia”. No właśnie. Lepiej bym tego nie powiedział, niż powiedziała na fejsie Beata Kawka, aktorka-dyrektorka. Nieistotne, która szkoła i które robienie dyplomu – bo i tak się zgadza. W podaży teatralnej szkolnej dominują warunki jak z obrazka, wycięte z żurnala. Tylko w ramkę i na ścianę! Wszyscy są śliczni i nikogo nie spamiętasz. Na każdym roku wiodąca jasnowłosa, blondyna-domina, oraz reszta, wszyscy wybidzeni. Święto lasu, jak ktoś jest przynajmniej rudy. Przypominają się Iniemamocni z projektantką mody nadającą głosem Kory: „Ech, te supermodelki, nie wiem, co w nich takiego super, banda zmanierowanych wieszaków, tylko się mizdrzą, pindrzą i ględzą o swoich układach pokarmowych. A projektowałam kiedyś dla bogów”.

Jak się domyślacie, będzie to kolejny z mojej strony rant na PWST.

Studenci z Krakowa grają Gombrowicza, Wspomnienia polskie. Zrobił im to Mikołaj Grabowski, por. serial Artyści, S01E01. Grabowski był w Artystach cienkim reżyserem, ale szanowanym. Zamiast porozmawiać jak z człowiekiem, wszyscy woleli go szanować, czyli mu tego nie mówić, bo szacunek oznacza niemówienie prawdy. Nikt nie chciał zostać tym nieuprzejmym. Ja też nie chcę, ale muszę. Mikołaj Grabowski jest dobrym artystą, jeśli teraz są najntisy. Warlik i Jarzyna łupną dopiero za chwilę i wspaniałość Grabowskiego okaże się przeszła dokonana. Jeśli jest 2017, to tworzy emerytalnie, dla tęskniących za tym, czego już nie ma w teatrach – dzięki niemu jest. Brand new vintage, jak ta synagoga w Pradze zwana „staronową”.

Ten reżyser ma coś z tym pisarzem. Nie muszę nawet patrzeć na e-teatr, która akurat zalicza pad przy poniedziałku, żeby być świadomym dużej ilości Trans-Atlantyków w jego karierze. Na memach widziałem. Zresztą nie tylko Grabowski, w ogóle kultura polska ma coś z Gombrowiczem. Mówimy nim, piszemy nim, ale robi się nieśmiesznie, gdy zaczynamy nim reżyserować. Najgorzej, gdy dramaty pośmiertnie reżyseruje autor, por. Brecht i Beckett. Gombrowicz się chwalił, że nie chodzi do teatru, martwy też nie chodzi, więc na cholerę dać mu się prowadzić. Chyba że to ma być takie, na co się nie chodzi. W sumie racja, bo spektakl dyplomowy to nie jest show, tylko showcase, nie dla publiki, tylko dla studentów, ich nauczycieli, ich rodziców i ich pracodawców.

Spektakl Wspomnienia polskie nie że nie ma jaj – on nie ma cycków. Co było śmieszne, zamarzyło być prześmieszne, jednak z dowcipem nigdy nie jest tak, że się ktoś ładnie postarał. Owszem, jest LOL, w sensie niepochlebnym. W przyrodzie występuje również humor cienki, co nie znaczy „słaby”, tylko – delikatny, i tego nie rozumie ta inscenizacja, cienkie czyniąc grubym łamane na słabym. Co u Gombrowicza doprowadzało do absurdu styl „na paniczyka”, tutaj jest absurdem, i jeśli masz więcej niż 50 lat, możesz się odnaleźć w tym ciotecznym pure nonsensie. Proza wspominkowa podzielona od metra, żeby każdemu się równo dostało. Razem do kupy: słuchowisko ilustrowane. Spełnił się koszmar Gombrowicza pokazany w Ferdydurke – zawrócono go do szkoły. W tle lupiczne okno przyokrąglone na czubku oraz Requiem Mozarta, łączące RMF Classic z radiem Złote Przeboje.

Zadanie na dyplom brzmiało:show us what you got. Mów szybko, szybciej, i na tyle głośno, żeby nawet w takim speedzie pozostać słyszalnym. Zwolnione tempo też, ale potem. Zrób minę, pozę, zgrywaj się, zagraj się, zatańcz, zaśpiewaj, zasuń gwarą, to wszystko, co ci się przyda na etacie w Slobopleksie. Tańczę, śpiewam i stepuję. Ważna sprawa: ja nic nie mam do warsztatu, który posiadają, tylko że ten warsztat w tym tutaj spektaklu ich tak jakby ogranicza. Mówiłem: rant na PWST, nie na studentów – na szkołę, która ich urabia. Edukacja sformowała aktorów-płótno, nie mylić z aktorami-drewno. Nie są drewniani, są przezroczyści, oczyszczeni, wykonawcy do wszystkiego. Może tak ma być? Jak ze sceną pod koniec spektaklu, kiedy wyjeżdża cała scenografia, by się wydarzyło choćby fizyczne katharsis.

Spośród tej obsady jeden Łukasz Szczepanowski ma karierę jak w banku. Jest uroczy, i nie chodzi mi o piękne oczy, chodzi o wszystko, o luz na scenie, o dramatyczne spojrzenie, bawienie się graniem, o niefałszowanie, o występ w Do DNA. Będzie bogiem – tak będzie.

• • •

Destroix – krytyk teatralny „Przekroju”, znany również jako Stroix.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information