Śmiechoterapia (Maren Ade, "Toni Erdmann")

Bartosz Marzec

Może od razu się przyznam: podzielam dość popularne stanowisko, wedle którego niemiecka komedia to najzwyklejszy oksymoron. Suche morze, gorący lód, niemiecka komedia – to ten sam zbiór, zresztą pusty. Takie coś po prostu nie istnieje. No właśnie, raczej nie istniało – dotychczas.

Toniego Erdmanna powszechnie chwalono w kuluarach ostatnich Nowych Horyzontów. Potem był wielki sukces na gali rozdania Europejskich Nagród Filmowych, odbywających się wówczas także we Wrocławiu. W mieście stu mostów Toni zebrał – jakżeby inaczej – sto statuetek: dla Najlepszego Filmu, Najlepszego Reżysera (właściwie Reżyserki, Maren Ade; swoją drogą Niemka jest pierwszą kobietą w historii Europejskich Nagród Filmowych, która otrzymała to wyróżnienie), Najlepszego Scenarzysty (raczej Scenarzystki, skrypt to również dzieło Ade), a także Najlepszego Aktora (Peter Simonischek) oraz Najlepszej Aktorki (Sandra Hüller). Jakby tego było mało, dosłownie kilka dni temu okazało się, że ta niemiecka komedia (NIEMIECKA KOMEDIA!!1) została nominowana do Oscara. Nadszedł zmierzch paradygmatu nieśmieszności niemieckich komedii?

Owszem, nadszedł. A jak Maren Ade dokonała tego przewrotu? Otóż jest w jej filmie trochę czarnego humoru, głównie na początku, ale komizm bazuje tu przede wszystkim na udawaniu różnych postaci: własnego bliźniaka, który właśnie wyszedł z więzienia, pokracznego zombie, niezdarnego ambasadora czy natchnionego coacha-trenera-życia. Swoją drogą, sam Toni Erdmann też jest postacią zmyśloną. Nie wiemy, skąd się ów osobnik wziął, wiemy natomiast, że relacja z nim, oparta na osobliwej psychodramie, ma potencjał terapeutyczny. We wszystkie wspominane role wciela się Winfried, radykalny śmieszek, kultywujący przy tym etos Zielonych; ale przede wszystkim – ojciec Ines. Jest ona postacią zbudowaną w opozycji do swojego taty: zawsze poważna, niekiedy apodyktyczna konsultantka korporacji z wysokimi aspiracjami. Gdy wpada na chwilę do rodzinnej miejscowości, ojciec widzi, że jego córka nie jest szczęśliwa. Postanawia odwiedzić ją w Bukareszcie, gdzie Ines usiłuje piąć się po szczeblach kariery. Winfried, choć niezdarny, niestosownie ubrany, ogólnie kłopotliwy dla kultury biznesu, nie da się łatwo zbyć – co stanie się motorem wielu zabawnych sytuacji. Oto więc Artykuły o odchodzeniu z korpo w natemat.pl x bukaresztańska opowieść.

 

 

Troska ojca o dorosłą już córkę i ich wzajemna relacja mogą przypominać o filmach Ozu, szczególnie o Tokijskiej opowieści, opartej przecież na podobnym pomyśle fabularnym. U Ade jednak płakać można także ze śmiechu – lub chociaż przypudrować wzruszenie humorem. Trzeba przy tym dodać, że zza obu tych komponentów dyskretnie wychyla się jeszcze jeden ważny wątek: ekonomia. Akcja filmu toczy się głównie w Bukareszcie. Maren Ade pokazuje świat, którego raczej unikają twórcy nowego kina rumuńskiego: modne kluby, nowoczesne mieszkania, szerokie ulice stolicy Rumunii. Ot czasem tylko jakieś dziecko zaczepi ciężko pracującą bizneswoman, próbując coś sprzedać. Niekiedy zza okna apartamentu zamajaczy mur, za którym straszą walące się rudery. Gdzieś tam na drugim planie migną całe rzędy zaparkowanych na chodniku samochodów; jakby mimochodem pojawi się wątek galerii handlowej, jawnego zawłaszczenia przestrzeni publicznej. Wreszcie: zagrzmią też odhumanizowane neologizmy, eufemistyczna nowomowa, za którą kryją się wywłaszczenia i masowe zwolnienia.

Maren Ade nie decyduje się jednak na analizę współczesnych problemów społeczno-ekonomicznych. Zaznacza je tylko, oddając pole takim tuzom opisu i diagnozy, jak choćby, nie szukając daleko od Bukaresztu, Mungiu czy Puiu. Film Niemki to przede wszystkim komedia – komedia udana, choć nie bez pewnych wad. Za taką należy uznać niezupełnie udane zakończenie, w którym Ade ulega pokusie ckliwego moralizatorstwa. Co prawda prędko się mityguje i kontruje wysoki ton stosownym żartem, niestety dysonans ma wystarczająco dużo czasu, żeby wybrzmieć. Niesprawiedliwością byłoby jednak przyznać efektowi świeżości palmę pierwszeństwa – trwający aż dwie godziny i czterdzieści minut Toni to film zdecydowanie udany, nie pozwalający się nudzić właściwie nawet przez chwilę.

• • •

Bartosz Marzec – autor bloga filmowego tak tylko patrzę i poświęconego temuż fanpage'a.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information