Trudno być wrażliwym chłopakiem (Maciej Bielawski, "Twarde parapety")

Jan Bińczycki

Trwa ożywiona dyskusja na temat doświadczeń pokolenia, którego dzieciństwo przypadło na lata okołotransformacyjne. Zastępy komentatorów spierają się o kształt przemian ustrojowych, dorobek PRL i III RP, poszukują ulotnych jakości w pęknięciu pomiędzy oboma ustrojami. Debiut Macieja Bielawskiego Twarde parapety jest jedną z najbardziej atrakcyjnych i jednocześnie bezpretensjonalnych wypowiedzi w tej sprawie.

Chodnik, pakamera, osiedlowy sklep, szkolne boisko, labirynt piwnic pod blokami. Rumowisko wielkich betonowych płyt – odpadów z „fabryki domów”, które staje się ogrodem wyobraźni, przestrzenią chłopięcych zabaw. Na pierwszym planie – rozpad rodziny, powolne unicestwienie dziecięcego mikrokosmosu. W tle – wyjazdy za chlebem, przemiany ustrojowe (bez wielkiej polityki), zapachy, kolory i smaki, którymi przesiąknięte są przysyłane z Niemiec paczki.

Mały (w miarę postępu akcji coraz bardziej dorosły) Maciuś snuje opowieść o tym, jak odbębnia podstawówkę. Tok edukacji to jeden z kilku wektorów narracji (obok spotkań z ojcem i matczynych zakrętów życiowych). Odwzorowuje też trudny proces socjalizacji, dorastania wraz z rytmem kolejnych rozczarowań i straconych złudzeń.

Twarde parapety to opowieść skromna i bezpretensjonalna, ale czyta się z ogromną przyjemnością. Proza Bielawskiego uwodzi skromnością, lakonicznością, skutecznym unikaniem mielizn, które czyhają na debiutantów. Autor nie ogląda się na wymogi krajowej sceny literackiej, która łaknie „pierwszych polskich książek o”, na modne tendencje, oczekiwania czytelników. Ci, en masse, woleliby pewnie odbyć sentymentalną podróż do czasów ptysia i gum z komiksami o Kaczorze Donaldzie niż mierzyć się z oszczędną, intymną prozą. Warto zrezygnować z takich oczekiwań.

 

Maciek Bielawski, ''Twarde parapety''

 

Bielawski stworzył poruszającą opowieść o smutnym dzieciństwie, nie wikłając się w ideologie. Behawioryzm rodem jakby z Hłaski sąsiaduje z lapidarnością Nowakowskiego. Pokrewieństw z innymi autorami i odniesień do książek można by znaleźć jeszcze parę. Choćby do przywołanych w Twardych parapetach Dzieci z Bullerbyn – klasycznej dziecięcej powieści Astrid Lindgren, która zamiast dodawać otuchy wzbudza nostalgię za bezpiecznym, otwartym światem i pogodnym dzieciństwem. Świdnica w latach 80. nijak nie przypomina sielskiej szwedzkiej wioski, a przygody na trzepakach i boisku prowadzą do poważnych urazów, tak fizycznych, jak i psychicznych. Sąsiedzkie kontakty podszyte są typowymi dla blokowisk konfliktami (np. o komórkę na półpiętrze). Przyjęta przez Bielawskiego strategia uwalnia od obowiązku zestawiania jego debiutu z bildungsromanami, które weszły do kanonów, na czele z Blaszanym bębenkiem Güntera Grassa.

Jeśli szukać dla Twardych parapetów jakichś powinowactw, to mieszczą się one gdzieś w okolicach estetyki angielskojęzycznej lad lit – z koniecznym zastrzeżeniem, że o ile brytyjska „proza dla gości” opowiada o dojrzewaniu w okolicach trzydziestej wiosny życia, to bohater Bielawskiego zmuszony jest zyskać samoświadomość kilkanaście lat wcześniej. I nie mierzy się z lękami przed przyjęciem jarzma głowy rodziny, lecz bez mała całym światem (pamiętajmy, że dla młodego bohatera jego centrum stanowi Świdnica). W odróżnieniu od Nicka Hornbyego czy Tonyego Parsona, Bielawski nie uprawia literatury „kumpelskiego klepania po plecach”. Zamiast łatwego pocieszenia oferuje wgląd w emocje dzieci, odczuwających życiowe niepowodzenia dorosłych.

Twarde parapety można by też czytać jako specyficzną powieść młodzieżową – bo zamiast spektakularnych przygód i fantazji surowa codzienność, bolesne zderzenia z różnymi jej elementami. W takiej perspektywie można by Maciusia uznać za trybuna tych, którym w podstawówce nie wiodło się najlepiej. Musieli walczyć o popularność i ukrywać sprawy rodzinne. Nie byli szczególnie odważni ani bitni. Uciekali w niepopularne hobby lub lekturę „Młodego Technika”. Nieśmiałym też należy się literacki portret.

Wielka szkoda, że debiut Bielawskiego ukazał się nakładem własnym autora, a nie trafił pod opiekę czujnych redaktorów (choćby ha!artowych). Udałoby się zapewne uniknąć pewnych zaniedbań korektorskich czy nieco zdynamizować kompozycję całości składającej się z krótkich rozdziałów. Liczę, że tych drobnych niedoskonałości uda się uniknąć przy kolejnych częściach cyklu, którego, jak zapowiada autor, Twarde parapety mają być preludium.

Warto już dziś zajrzeć do mikroświata Bielawskiego. Udała mu się trudna sztuka. Napisał powieść dla chłopaków – starszych i młodszych, ale przede wszystkim tych, którzy potrafią się przyznać do posiadania emocji.

 

Maciek Bielawski, Twarde parapety, OSOBNO 2016

• • •

Jan Bińczycki (1982) – absolwent Wiedzy o Kulturze na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz podyplomowych studiów nt. kultury najnowszej w Instytucie Kultury UJ, doktorant Wydziału Polonistyki UJ. Interesuje się zagadnieniami gender w dwudziestowiecznej literaturze polskiej (planowany tytuł pracy doktorskiej Kategoria męskości w prozie Emila Zegadłowicza), zjawiskami z pogranicza literatury i socjologii miasta oraz kontrkulturą. Wokalista efemerycznych grup punkrockowych, ostatnio Galizien Glamour.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information