Koniec demosceny

Bartek Dramczyk

Istnieje wiele powodów, które wpłynęły na wybór takiego, a nie innego tytułu dla tej krótkiej notatki. Jedna z nich to odwieczne narzekanie słyszane na komputerowej scenie: „To już koniec, scena nie jest już taka jak kiedyś”.

Nie jest i nie będzie, bo podlega ustawicznej ewolucji. Bez rozwoju nie ma najmniejszych szans na przetrwanie, nawet jeśli główną przyczyną kurczenia się środowiska ludzi związanych z demosceną jest po prostu brak świeżej krwi.

Wieszczy przepowiadających rychły koniec demosceny było już wielu. I nie ma co wymieniać po ksywach, to raczej stały trend narzekactwa – na początku było lepiej, bo było to, nie było tamtego. W przypadkowej zbieraninie ludzi o różnych poglądach i wywodzących się z diametralnie różnych środowisk trudno o jedno, zgodne stanowisko. Nawet to, że demoscena jako subkultura jest stosunkowo młodym tworem, rozwijającym się mniej więcej od 1984 roku; tworem, który wykrystalizował się pod koniec lat 80., to dokładna analiza wzlotów i upadków nie jest aż tak trudna do przeprowadzenia.

Dwie najważniejsze na scenie maszyny to niewątpliwie C64 (debiutował w 1982 roku) i Amiga (premiera w 1985 roku). W obu przypadkach, zanim scena zacznie tworzyć, trzeba liczyć przynajmniej dwa lata na spopularyzowanie maszyn i ich okiełznanie. Cena zestawu również odgrywa w tym przypadku rolę. I to właśnie poważna redukcja ceny C64 w 1983 roku (z 600 do 300 dolarów) zadecydowała o jego sukcesie i popularności. W 1985 roku C64 wciąż był gwiazdą, ale to debiut Amigi 1000 (wycenionej na 1300 USD) odpowiada za powstanie demosceny. Już rok wcześniej powstaje Boing Ball, klasyczne demo obrazujące możliwości Amigi – wielką skaczącą kulę, która niemal nie zżerała czasu procesora podczas obracania się na ekranie.

 

 

Rok 1987 to debiut Amigi 500 i jednocześnie start prawdziwej kariery Amigi, przygotowanej do pracy w domu i jednocześnie znacznie tańszej od poprzedniczki (700 dolarów). W Europie była jeszcze jedna maszyna, której cena zadecydowała o jej popularności – ZX Spectrum, który kosztował 125 funtów za wersję z 16 KB RAM-u. Mimo że wokół było jeszcze wielu konkurentów, lepiej przygotowanych do odegrania poważniej roli na scenie komputerowej (Amstrad CPC, Acorn, Oric, Atari XL, Atari Falcon), to właśnie wymieniona trójka ukształtowała na początku zjawisko, które wyewoluowało z cracktr.

Rok 1989 upływa pod znakiem tzw. megadem na Amidze. To połączone w jedną całość dziesiątki efektów ładowane z dyskietki. Dalej poszło już z górki: spotkania, konkursy, społecznościowy mechanizm dystrybucji dem i intr rozniósł cyfrową zarazę po całej Europie.

 

Megademo/RSI

 

Początek lat 90. to narodziny nowego medium, Internetu, który błyskawicznie odmienił rzeczywistość. Zanim jednak Internet urósł do rangi medium, zanim nauczył się HTTP, istniało jeszcze coś o tajemniczym skrócie BBS (Bulletin Board System). To mogła być prawdziwie anarchistyczna namiastka Internetu, gdyby nie rachunki za rozmowy telefoniczne, jakie trzeba było płacić łącząc się z maszynami serwującymi fora dyskusyjne, pocztę, informacje i pliki. Każde szanujące się drukowane medium komputerowe musiało mieć własny BBS, nie wspominając już o tym, że BBS-y błyskawicznie stały się polem wymiany dem, intr i innych produkcji demosceny. Wtedy też ogłoszono pierwszy koniec demosceny – gdy rolę społecznościowej wymiany dyskietek za pośrednictwem zwykłej poczty przejęły Amigi i pecety, błyskawicznie udostępniające pliki. Cóż mieli w tej sytuacji zrobić swapperzy, jak nie przejść na kolejny etap rozwoju i stać się modem traderami? Drugi koniec demosceny ogłoszono już w momencie popularyzacji Aminetu (pierwszego, gigantycznego zbiorowiska plików w Internecie przeznaczonego dla komputerów Amiga). Wtedy to dostęp do dem i intr stał się łatwy dla wtajemniczonych. Nie każdy bowiem w 1993 roku mógł sobie pozwolić na swobodne buszowanie w sieci i przewalanie danych po dyskietkach z unixowych terminali na Amigi. I znów – swapperzy i modem traderzy musieli usunąć się w cień, ustępując miejsca FTP-om i Usenetowi. Wraz z rozwojem Internetu w Polsce, zapóźnionej technologicznie przez okres sowieckiego nadzoru, dobiegała też końca inna epoka – maszyn 8-bitowych. Pomimo wysiłków Atari, Amstrada i Commodore'a, najnowsze serie XE, +2/+3 i maszyny C128 odpadały w starciu z Amigami i Atari ST oraz wciąż multimedialnie raczkującymi pecetami. Gdzieś tam powstawał właśnie legendarny Falcon, mający za zadanie zmierzyć się z nowiutką Amigą 1200, rozwijającą się w parze z dużą A4000 (niedoścignionym i kosztownym marzeniem sceny). Upadek Commodore'a i późniejsze wycofywanie się z rynku komputerów Atari, której to firmy potomkowie Tramiela po prostu nie udźwignęli, pozostawiło na rynku maszyn pustynię, którą błyskawicznie zalały klony IBM PC. Tak, to upadek Commodore'a uznawany jest za kolejny cios zadany demoscenie. Choć przez pewien czas Amigę ratowały dwuprocesorowe CyberStormy i w miarę wydajne karty graficzne BVision/CyberVision, nic nie mogło zawrócić demosceny z nowego toru: pecetów, które po Wolfensteinie 3-D i Doomie (z VGA, GUS-em i Sound Blasterem) okazały się łakomym kąskiem dla koderów, grafików i muzyków. Kraniec popularności Amigi i tak okazał się tylko kilkunastoletnią stagnacją. Jakby nie patrzeć, dziś scena coraz większą uwagę poświęca właśnie klasykom od Commodore'a: C64 i Amidze.

Koniec demosceny wieszczono też zawsze wtedy, gdy na demo-parties zaczęło pojawiać się coraz mniej osób. Dawni nastolatkowie wyszumieli się, założyli rodziny i oklapli odziani w familijną i pracowitą codzienność. Jednak wielu z nich zatrzymało się w tej codzienności tylko na kilka lat, po których wrócili, by tworzyć dalej. Znacznie gorzej, że demoscena nie potrafi przekonać do siebie nowych ludzi. Mimo że wszystkie niezbędne informacje i narzędzia są na wyciągnięcie ręki, mało kto podejmuje wyzwanie okiełznania jakiejś starej maszyny albo ogarnięcia size-codingu.

Demoscenę od zarania wspierały drukowane media – od „Commodore&Amiga”, przez „Bajtka”, „Top Secret”, „Amiga Computer Studio” po „Moje Atari”, w których zawsze można było znaleźć artykuły poświęcone scenie, kursy pisania dem i intr, poradniki do edytorów grafiki i muzyki, i wreszcie relacje z demo-parties czy recenzje elektronicznych mediów (diskmagów), w których scena komputerowa od lat 80. była awangardą. Bliżej współczesności o demoscenie pisało kilkanaście lat temu „CD-Action”, reaktywowany „Secret Service” czy „CHIP”, który jeszcze do połowy 2016 roku sukcesywnie karmił czytelników scenowymi produkcjami zamieszczanymi na płycie DVD (ostatni odcinek cyklu, liczącego ponad 100 części, został opublikowany w numerze 7/2016). Dziś prasa komputerowa powoli się zwija, a samej demoscenie (w postrzeganiu) bliżej jest do awangardowej sztuki lub animacji komputerowych niż publikacji w dziedzinie komputerów. Swoją drogą, to właśnie demoscena tworzyła niegdyś (i tworzy nadal) elektroniczne publikacje tekstowe, na długo zanim cyfrowa prasa zyskała popularność.

Istnieje jednak pewien trend, który rzeczywiście może dobić demoscenę. Wielu jej wychowanków chętniej pojawia się dziś na gamejamach niż na parties, widząc w tych pierwszych większe szanse na wybicie się i zarobek na życie. Nic dziwnego, ekonomia zawsze przeważała nad ideami. Wystarczy przed dwojgiem wygłodzonych obywateli postawić książkę i chleb.

Mimo że pewne współczesne wynalazki sprawdziły się w dziedzinie gier, to demoscena wyraźnie ich unika. Dobrym przykładem są tablety i smartfony, na które wprawdzie powstało kilkanaście dem, ale Android nigdy nie stał się wiodącą platformą na żadnym party.

 

Beginning/Elude

 

Obawiam się jednak, że na progu stanął właśnie jeszcze jeden demoscene killer – VR. Zobaczymy, jak scena poradzi sobie z tym kryzysem i jak szybko zaadaptuje się do nowych warunków.

• • •

Czytaj także:

• • •

Bartek Dramczyk – dziennikarz i redaktor od 1992 roku. Swoje pierwsze kroki postawił w „Commodore & Amiga”, pisząc o... Commodore'ach i Amigach. Pisał dla: „Bajtka”, „Top Secret” (nie mylić z marką odzieży), „Amiga Computer Studio”, „Magazynu Amiga”, „Magazynu Internet”, „//WWW”, „Cybera” i reaktywowanego „Secret Service”. Pracował również w „Komputer Świecie”, Ekspercie i CHIP-ie. Przez kilka lat prowadził Retrobloga w serwisie CHIP.PL. Obecnie pisze dla Pixela. Hobbystycznie zajmuje się tworzeniem muzyki na różnorodnym sprzęcie; komputerach od A(migi) do Z(X Spectrum) oraz instrumentach MIDI; nałogowym czytaniem fantastyki z analogowych książek i opiekuje się dwójką czworonogów. Jest współautorem płyty Władca pierścieni zespołu Michel Delving, której nie da się już znaleźć w Internecie (płyta została wydana przez Digiton na kasetach), a także autorem muzyki do gier Krętacz (Amiga) i Krunel (ZX Spectrum), oraz twórcą muzyki do dem Takeover grupy Lamers (Atari STE), Reliable Fraud grupy Zoo (ZX Spectrum), We Can Code Again grupy Whelpz (Amiga AGA) i Wildcat grupy Digital Mafia (Amiga ECS). Współorganizował demo-parties: Intel Outside 4, Xenium, Symphony oraz Riverwash. Próbuje napisać własną powieść, zdobyć C65 i zamówić części do poskładania MB-6582 i skonstruować (z czyjąś pomocą) GBA1000.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information