Jeszcze możesz się wycofać (Jurij Bykow, "Major")

Bartosz Marzec

Nie będzie przesadnym stwierdzenie, że Jurij Bykow należy do ulubieńców Festiwalu Filmów Rosyjskich Sputnik nad Polską. Jego Dureń zdobył nagrodę publiczności oraz II miejsce w konkursie głównym 8. edycji tej imprezy; te ostatnie laury przypadły także Majorowi, poprzedniej produkcji rosyjskiego reżysera. Festiwalowe sukcesy Durnia zaowocowały kinową dystrybucją, a po pozytywnym przyjęciu przez szersze grono widzów i krytyków, na wielki ekran trafił także i Major.

Tytułowy bohater to Sergej Sobolew, młody mężczyzna, oficer policji. Już w drugim ujęciu z offu dobiega jego głos, tuż po tym, jak ciszę bladego świtu rozpościerającego się nad riazańskim blokowiskiem przeciął agresywny dźwięk telefonu. Budzenie o tak nieludzkiej porze okazuje się jednak uzasadnione:ze słuchawki płynie bowiem wiadomość tyleż radosna, co wymagająca konkretnych działań – żona Sobolewa właśnie zaczęła rodzić.

Bohater pędzi czarnym autem, ile fabryka dała. A dała dużo, bo to maszyna nie byle jaka, co w połączeniu z podziurawioną drogą, po której mknie, tworzy charakterystyczny kontrast. Polega on na zestawieniu tego, co prywatne, z tym, co publiczne; na zderzeniu przerośniętego indywidualizmu z wątłym kolektywizmem. Gdy do drastycznie przekroczonej prędkości i fatalnego stanu infrastruktury dodać niesprzyjające warunki pogodowe, nieszczęście zdaje się być kwestią czasu. I rzeczywiście, Sobolew wpada w poślizg i śmiertelnie potrąca dziecko przechodzące przez jezdnię. Ku rozpaczy matki, kilkulatek ginie na miejscu.

 

 

Major całkiem niepostrzeżenie staje się postacią wyjętą niby z kart szekspirowskiego dramatu. Poza tym, że los rzucił mu na barki straszliwy ciężar, bohater staje przed beznadziejnym wyborem: zeznać prawdę o zbrodni, zachować się możliwie sprawiedliwie i trafić na długie lata do więzienia – czy zełgać (dobrze zna procedury, a koledzy chętnie pomogą w zacieraniu śladów), uniknąć kary i, co ważniejsze, zająć się żoną oraz własnym, długo wyczekiwanym dzieckiem. Jak u stratfordczyka – dobrego rozwiązania nie ma. A to zaledwie pierwszy z problemów, przed którymi stanie Sobolew.

Początkowo bohater decyduje się na drugi ze wspomnianych wariantów. Obserwujemy ciąg zarówno prostackich manipulacji w rodzaju „zepsutej baterii” w aparacie fotograficznym, jak i perfidne zacieranie śladów oraz preparowanie fałszywych dowodów. W sprawę angażuje się także pułkownik policji związany z polityczną wierchuszką, której przedstawiciele nie chcą skandalu z udziałem organów ścigania przed zbliżającymi się wyborami. Z każdą minutą majorowi trudniej wycofać się z moralnego bagna. Sobolew jest jednak silnym człowiekiem i najwyraźniej nie przypadkiem został oficerem policji. W pewnej chwili decyduje się zmienić front – mimo że tym samym rzuca wyzwanie lokalnemu układowi oraz kolegom z wydziału (w jednego z nich wcielił się sam reżyser).

Motyw wolty Sobolewa nie jest do końca jasny. Można tu upatrywać wpływu dysonansu postdecyzyjnego, szczególnej formy dysonansu poznawczego, polegającej na nieprzyjemnym stanie napięcia towarzyszącym jednostce, która dokonała ważnego i trudnego wyboru. U takiego decydenta zanika zdolność do racjonalnego oceniania alternatyw i jest on skłonny zauważać plusy odrzuconej opcji oraz minusy tej zaakceptowanej. Wreszcie, potrzeba redukcji dysonansu postdecyzyjnego może stać się niekiedy motywacją do cofnięcia już podjętej decyzji. Teoria Leona Festingera w wypadku Sobolewa wydaje się niewystarczająca – szczególnie że nasuwa się konkurencyjne wyjaśnienie motywacji bohatera: major zdradza bowiem pewne podobieństwa do Rodiona Raskolnikowa. Zgodnie z częstą interpretacją, mimo że bohater Zbrodni i kary początkowo zracjonalizował swoje działania i nieszczególnie poczuwał się do winy, pod wpływem wyrzutów sumienia, jak wiemy, postanowił poddać się wymiarowi sprawiedliwości. W podobny sposób można odczytać powody, dla jakich swoją postawę zmienił Sobolew. Tu jednakowoż warto przywołać fragment Dziennika Gombrowicza, w którym autor przekonuje, że Raskolnikow wcale nie ukorzył się przed wewnętrznym głosem mówiącym, co dobre, a co złe, a tylko (i aż) przed społecznym postrzeganiem czynu, którego się dopuścił. Autor Ferdydurke pisał:

 

Raskolnikow nie jest sam – jest umieszczony w pewnej grupie osób, Sonia... sędzia śledczy... siostra i matka... przyjaciel i inni... taki jest ten jego światek. Jego własne sumienie milczy – natomiast Raskolnikow podejrzewa, że cudze sumienia nie będą milczeć i że, gdyby ci ludzie dowiedzieli się, potępiliby go jako zbrodniarza. (...) Od tego podejrzenia poczucie winy zaczyna się w nim krystalizować, on już po trosze widzi siebie oczyma innych i widzi trochę, jako zbrodniarza – i ten obraz swój powtórnie przekazuje myślowo tamtym – i stamtąd powraca mu jeszcze wyraźniejsza twarz mordercy i sąd potępiający. Ale to sumienie nie jest jego i on to czuje. Jest to szczególne sumienie, powstające i wzmagające się pomiędzy ludźmi, w tym systemie odbić – gdy jeden człowiek przegląda się w drugim. Stopniowo, w miarę narastania po zbrodni złego samopoczucia, Raskolnikow coraz bardziej czyni ich swymi sędziami – i coraz gwałtowniej zarysowuje mu się i określa jego wina. Ale, powtarzam, to nie jego sumienia sąd – to sąd powstały z odbicia, sąd zwierciadlany.

 

Z jednej strony, major zobaczył siebie oczami rodziców zmarłego dziecka, z drugiej natomiast – koledzy Sobolewa z komendy łatwo przystali na decyzję o „skręceniu sprawy”, niejako utwierdzając mężczyznę w przekonaniu, że jego postępowanie jest zarówno możliwe, jak i dopuszczalne. Otwartym pozostaje więc pytanie, czy bohater postanowiłby przyznać się do winy, gdyby zetknął się jedynie z policjantami. Tajemniczość przemiany bohatera intryguje i może być przyczynkiem do refleksji nad złożonymi motywacjami, jakie skłoniły oficera do zmiany postępowania i dały heroiczną moc rzucenia wyzwania szemranym władzom.

Męska determinacja to zresztą temat, który najwyraźniej fascynuje Bykowa. Wspomniany Dureń to nieomal przypowieść o jedynym sprawiedliwym bijącym wątłymi pięściami inteligenta w lokalny beton rządzący miastem. O ile więc major do pewnego stopnia przypomina Raskolnikowa, o tyle „dureń” ma cechy księcia Myszkina. Sobolew ani nieskazitelny, ani tym bardziej wątły nie jest. Należy dodać, że dzięki wartkiej, pełnej napięcia narracji, nie mamy do czynienia tylko z opowieściami o silnych mężczyznach. U Bykowa, szczególnie w Durniu, ważna jest też ekspozycja stosunków społecznych panujących w dzisiejszej Rosji. Zdegenerowana władza, zdewastowana infrastruktura, wreszcie bierne, a nawet niechętne zmianom społeczeństwo – to obraz, jaki odmalowuje reżyser. Imponująca łatwość, z którą Bykow nanosi swoich bohaterów, tych zwyczajnych-niezwyczajnych, na umiejętnie zarysowane tło społeczne, i biegłość, z jaką przechodzi od kina opartego na moralnym dylemacie do pasjonującej sensacji, czyni go jednym z najciekawszych rosyjskich twórców młodego pokolenia.

• • •

Bartosz Marzec – autor bloga filmowego tak tylko patrzę.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information