Ave, Hollywood! (Joel i Ethan Coenowie "Ave, Cezar!")

Krystian Buczek

Autor Mitologii, Roland Barthes, w eseju Rzymianie w filmie pisał o obliczach rzymskich obywateli w Juliuszu Cezarze – hollywoodzkiej ekranizacji szekspirowskiego dramatu z pamiętną rolą Marlona Brando. Barthes zwracał uwagę na „rzymskie grzywki”, które z jakiegoś powodu hurtowo dosztukowywano wszystkim aktorom, by nadać ich twarzom powagi i dostojeństwa. Barthes pisał też o „rzymskim pocie”: „(...) wszystkie twarze pocą się bez przerwy: prości ludzie, żołnierze, konspiratorzy, wszyscy kąpią swoje surowe i skurczone rysy w tłustych strumieniach (...) Jak rzymska grzywka (...) pot też jest znakiem. Znakiem czego? – moralności”. Człowiek rzymski poci się, bo toczy wewnętrzną walkę i troszczy się o dobro Rzymu. Człowiek Coenowski poci się, bo tkwi w klinczu zdarzeń i boi się o własną skórę.

Strumienie potu lały się z neurotycznego scenarzysty Bartona Finka i jego hotelowego sąsiada, otyłego agenta ubezpieczeniowego Charliego w piekielnej wizji Hollywoodu lat 40. Zlany potem budził się Larry Gopnik, bohater Poważnego człowieka, zostawiony sam na sam ze swoimi problemami. Poci się dwóch statystów na planie epickiej produkcji Ave, Cezar! Opowieść o Chrystusie. Mały z lirą i wysoki z kiścią winogron, z rzymskimi loczkami na czołach, stoją nieruchomo mokrzy od potu i czekają, aż Baird Whitlock (George Clooney), gwiazda filmu, napije się wina z dosypanym środkiem usypiającym.

To mogłaby być kolejna opowieść z gatunku tych, które Coenowie potrafią snuć najlepiej – jeden wyskok (np. sfingowane porwanie w Fargo) prowadzi do eskalacji wypadków i przemocy. Jedno nieszczęście splata się z następnymi (Poważny człowiek). Nic z tych rzeczy, Ave, Cezar! to spokojna, niegroźna komedia. Nawet gdy na ekranie pojawia się walizka wypchana dolarami – u Coenów zwiastujący tragedię McGuffin (Fargo, To nie jest kraj dla starych ludzi) – obywa się bez poważniejszych konsekwencji. Pieniądze, które przekazuje porywaczom Eddie Mannix (Josh Brolin) – rzecznik prasowy, specjalista od kryzysów, spiritus movens filmu – łatwo przychodzą i z łatwością przepadają.

 

 

Coenów bardziej od meandrów intrygi interesują kulisy panującego w Hollywood do połowy lat 50. tzw. studio systemu. Razem z „fixerem” Eddie'm Mannixem poruszamy się po labiryncie skąpanych w słońcu wielkich hal zdjęciowych. W każdej z nich inny świat – w jednej salonowy melodramat Rozkoszne pląsy, w drugiej musical z tańczącymi marynarzami w stylu Na przepustce z Genem Kellym i Frankiem Sinatrą, w trzeciej rzymski epik w guście Ben Hura. To niemal zbiór numerów variétés. Świetni aktorzy w interesujących rolach mają niewiele czasu ekranowego – na chwilę pojawia się Frances McDormand jako ćmiąca papierosa za papierosem montażystka, Scarlett Johansson mówi zdartym głosem à la Steve Buscemi (to trzeba usłyszeć!), a reżyserem Rozkosznych pląsów jest wymuskany Ralph Fiennes.

W systemie studyjnym technicy, reżyserzy i gwiazdy zatrudniani byli na kilkuletnie kontrakty i w miarę potrzeby z dnia na dzień przerzucani między produkcjami. I tak gwiazda westernu Hobbie Doyle (Alden Ehrenreich), któremu z trudnością przychodzi mówienie pełnymi zdaniami, podczas lunchu dowiaduje się, że jedzie na plan filmu „salonowego” grać główną rolę. Prosty Hobbie w Ave, Cezar! urasta do roli strażnika amerykańskiego ładu i studia Capitol (czyli nomen omen Kapitału). To on po zniknięciu z planu Whitlocka sugeruje, by prześwietlić statystów: „Patrzysz na takiego i nie wiesz, co pomyśli. Znam oświetlacza, sekretarkę planu, wiem, jak stary Bob ustawia światła, a statyści przychodzą i odchodzą” – mówi Mannixowi, ujawniając przy tym istotę studio systemu, w którym te same zespoły techników realizowały zupełnie różne filmy, tworząc wielką filmową rodzinę. Rodzinę, co tu dużo mówić, dysfunkcyjną, w której jedni byli wyrodnymi synami (słabo opłacani scenarzyści), inni „oczkami” w głowie (gwiazdy związane wieloletnimi, ale sowitymi kontraktami). Mannix kryje skandale i maskuje skazy swojego stadka, trzymanie się razem jest podstawą dobrego wizerunku konserwatywnej wytwórni.

W świetnej scenie spotkania Mannixa z przedstawicielami religijnymi z Ligi Przyzwoitości „fixer” aż nadto próbuje przekonać obecnych, że film o Chrystusie z perspektywy rzymskiego dowódcy Antoninusa będzie obrazem „w dobrym guście”, a Jezus zostanie pokazany „ze smakiem”, bez narażania boskości na szwank. I faktycznie, w scenie będącej cytatem z Ben Hura (pierwowzór literacki filmu miał podtytułOpowieść o Chrystusie) dumny Antoninus przedziera się przez tłum niewolników, by stanąć jak wryty przed Jezusem. Patrzy z uwielbieniem w oczach na twarz Boga, która nigdy widzom nie zostaje pokazana. Cięcie, Whitlock rozluźnia się, dłubie w zębach. Powtórka. Ot, codzienność planu filmowego – przemysł rozrywkowy w intratnej służbie rozrywkowemu sacrum.

Bracia Coenowie pociągają za dziesiątki sznurków, uruchamiając wiele aluzji do złotej ery Hollywood. Poruszają temat scenarzystów jawnie sympatyzujących z komunizmem; homoseksualizmu, dla którego w konserwatywnym, spętanym kodeksem Haysa Hollywood nie było miejsca, mimo że wprost wyzierał z bulwarowych plotek i musicalowych numerów (tutaj Channing Tatum i brawurowa scena marynarskiej piosenki No Dames). Z całej układanki ulatuje jednak dramaturgia. Sterylność i żywe kolory uderzające z kadrów stałego autora zdjęć u Coenów, Rogera Deakinsa, za mało przypominają kino epoki technicoloru, a za bardzo biją po oczach komputerową postprodukcją.

Mannix, w rzeczywistości postać dość mroczna, u Coenów jest człowiekiem religijnym i wyznawcą prostej zasady: dobro wytwórni jest najważniejsze. Między gaszeniem kolejnych pożarów dostaje intratną propozycję porzucenia „cyrku” i pracy u potentata zbrojeniowego. „Jaka jest przyszłość pana biznesu?” – pyta przedstawiciel firmy na spotkaniu z Mannixem. – „Jak wszyscy kupią telewizor, to kto pójdzie do kina?”. „Fixer” podskórnie rozumie, że dzięki niemu powstaje coś więcej niż ruchome obrazy – wspólnym wysiłkiem ożywają sny.

• • •

Krystian Buczek (1991) – absolwent studiów licencjackich na kulturoznawstwie IKP, dziennikarstwie na WDiNP UW oraz filmoznawstwie praktycznym w Warszawskiej Szkole Filmowej. Uczestnik I edycji warsztatów dziennikarstwa filmowego „Krytycy z pierwszego piętra”. Współpracuje lub współpracował m.in. z Portalfilmowy.pl, Artpapier.pl, 5kilokultury.pl oraz Bad-taste.pl. W sercu gra mu Herzog, w głowie Kubrick. Gdy tylko może, pakuje plecak i jedzie na festiwal filmowy.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information